„Small World” – recenzja filmu. U Vegi po staremu

W polskich kinach możecie oglądać już nowy film Patryka Vegi pod tytułem „Small World”. Jak wypada produkcja, w której główną rolę zagrał Piotr Adamczyk? Sprawdźcie naszą recenzję.

Jeśli myśleliście, że po premierze tegorocznego „filmu dokumentalnego” Patryka Vegi autor zaniechał „walki z diabłem” w sprawie handlu dziećmi, to „Small World” powstał po to, by wyprowadzić Was z błędu. W pogoni za pedofilskimi siatkami, zdemoralizowanymi wichrzycielami i dewiantami wszelkiej maści twórcy „Pitbulla” tym razem z pomocą przyszedł Piotr Adamczyk. W najnowszej odsłonie filmowego makrokosmosu Vegi aktor wciela się w rolę działającego na własną rękę gliniarza, który kierowany boską ręką samego reżysera wymierza sprawiedliwość perwersyjnej szajce zwyrodnialców. Wplątując się w wir działań wątpliwej moralności, protagonista mierzy się również z własnymi demonami, kiedy to okaże się, że ze sprawą porwania pewnej dziewczynki być może łączy go coś więcej niż tylko poczucie winy.

Wszystko zaczyna się w momencie, gdy sprzed domu uprowadzona zostaje kilkuletnia Ola. Zdesperowanej matce (Marieta Żukowska) udaje się namierzyć przestępców, lecz przypadkowa interwencja funkcjonariusza policji (Adamczyk) oddala kobietę od sprawców porwania – kryminaliści uciekają za wschodnią granicę. Mija parę lat i okazuje się, że wyrzuty sumienia nie opuściły stróża prawa nawet na krok. Pełen zapału i słusznych idei bohater, wzbogacony o szkolenie z języka rosyjskiego (jak również, najwidoczniej, angielskiego na poziomie C2), decyduje się wyruszyć w ślad za dziewczynką. Jak na film Vegi przystało, jego śledztwo po brzegi wypełnione będzie rozmaitymi atrakcjami. W trakcie swej podróży protagonista zetknie się m.in. z opornością rosyjskiego systemu bezpieczeństwa, satanistycznym kultem rodem z Yorkshire czy kreatywnymi fanaberiami tubylców Bangkoku. Dla widzów, na których realizatorskie wybryki Vegi nie robią większego wrażenia, „Small World” będzie lepszą lub gorszą powtórką z rozrywki. Wszystkim pozostałym projekcji odradzam.

Reżyser „Botoksu” i „Kobiet mafii” raz jeszcze zanurza nas w swej autorskiej wizji kina spod znaku eksploatacji. Jednocześnie po raz kolejny nieudolnie rozmija się z przybraną taktyką, siłując się na egzaltowaną powagę i – pasujący jak pięść do nosa – patos, który za wszelką cenę próbuje poupychać w narracyjne zakamarki „Small Worldu”. Z jednej strony najnowszy film Vegi jest potwierdzeniem tego, że pod względem rzemieślniczym produkowane przez reżysera dzieła uległy widocznej poprawie (sceny oraz sekwencje posiadają czytelną strukturę wstępu, rozwinięcia i zakończenia, a narracja nie jest jedynie ciągiem mniej lub bardziej powiązanych ze sobą wydarzeń). Z drugiej jednak, autor nieustannie obarcza swe obrazy brakiem retorycznej konsekwencji czy spójności, która także „Small World” pozbawia treści.

Small World Piotr Adamczyk

Niewątpliwie trudny i ważny temat, z jakim w nowym filmie Vega stanął w szranki, został przedstawiony w sposób, który nie oferuje niestety żadnego zgłębienia. Reżyser zrezygnował z jakiegokolwiek naświetlenia mechanizmów działania konkretnych grup przestępczych, powtórnie skupiając uwagę przede wszystkim na pulpowej sensacji i terapii szokowej. W kontekście obranej tematyki, charakterystyczne dla Vegi uporczywe epatowanie męki staje się w „Small World” przeżyciem nadzwyczaj niekomfortowym, nawet jak na przyjęte przez twórcę standardy. Mając to na uwadze, ostrzegam, że w niektórych momentach ciarki zażenowania da się powstrzymać jedynie poprzez odwracanie wzroku od ekranu. O tym, że w filmowym słowniku Vegi brakuje takiego terminu jak „subtelność”, wiedzieliśmy od dawna. W „Small World” reżyser pokazał jednak, że wykreślił z niego również takie hasła jak „umiar” czy „wyczucie”.

Adamczyk w roli przebiegłego, wybitnie uzdolnionego detektywa-lingwisty, który równomiernie z rosnącą brodą zatraca się w karkołomnym śledztwie, bynajmniej nie pomaga obrazowi. Jego – w gruncie rzeczy jedyna, poza grającą nastoletnią Olę, Julią Wieniawą – naszkicowana scenariuszowo postać przypomina oklepanego bohatera z amerykańskiego kina akcji klasy B. W swym jałowym pościgu ze sobą samym niejednokrotnie zahacza o nieintencjonalną komedię, co podkreślają wypowiadane przez niego iście plakatowe kwestie. Samo śledztwo, mimo iż sprawia wrażenie wartkiego i zróżnicowanego pod względem incydentów i lokacji, okazuje się banalnie napisane, a w dodatku nierzadko irracjonalnie poprowadzone. Bodaj najłatwiej „Small World” podsumować będzie stwierdzeniem, że jest to po prostu kolejny film Patryka Vegi.

Ocena filmu „Small World”: 2/6

zdj. Kino Świat