Śmierć Wolverine'a - recenzja komiksu

W grudniu polscy czytelnicy mogli zapoznać się wreszcie z ważnym wydarzeniem komiksowym ostatnich lat, jakim była Śmierć Wolverine'a, marvelowska miniseria żegnająca kanadyjskiego mutanta. Oto nasza recenzja komiksu.

O rzeczonej miniserii trudno mówić bez uwzględnienia kontekstu, w którym się ukazywała. Logan został bowiem uśmiercony w zgodzie z ogólną tendencją w Marvelu, która zakładała pozbywanie się lub spychanie w cień klasycznych postaci na rzecz tak zwanych „legacy heroes.” Być może odgórne postanowienie, że ten sam proces dotyczył będzie prawie wszystkich ukochanych przez czytelników postaci było błędem, zresztą obecnie jesteśmy świadkami tendencji zupełnie odwrotnej, a cykl wydawniczy w Marvelu jest pełen wielkich powrotów klasycznych bohaterów. Wyłączenie Rosomaka z gry było akurat jednym z najmniej kontrowersyjnych zabiegów, nie było bowiem fana, który choć trochę nie narzekałby na obecność Wolverine’a w każdym możliwym komiksie i nie marzyłby o przynajmniej chwilowym odpoczynku od postaci. Niestety oprócz głównego zastępcy Logana, którym została występująca w znakomitej serii Toma Taylora Laura Kinney znana też jako X-23,  do uniwersum Marvela niedługo później trafił także Staruszek Logan, który sprawił, że każdy kto cierpiał na przesyt Wolverine’a musiał dodatkowo mierzyć się z faktem, że występujący w równie licznych seriach Logan nawet nie pochodzi z Uniwersum 616. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie jest tak łatwo spojrzeć na komiks Charlesa Soule’a i Steve’a McNivena jako na pojedynczą historię obrazkową. A wyłączając cały kontekst i ogólną otoczkę publikacji, Śmierć Wolverine’a jest komiksem niezłym, przyzwoicie napisanym i narysowanym, zaś w przypadku ostatniego zeszytu nawet ocierającym się o bardzo wysoki poziom.

Nazwisko Charlesa Soule’a zwykle gwarantuje bardzo przyzwoicie, acz zupełnie nie pretendującą do wybitności fabułę, nie inaczej jest więc w przypadku Śmierci. Historia jest prosta i wynika bezpośrednio z kłopotów z regeneracją, z jakimi Logan mierzył się już na kartach serii Paula Cornella z Marvel Now, jednak jej znajomość nie jest wymagana, by w pełni zrozumieć fabułę komiksu. Tak naprawdę dużo więcej zyskuje się na ogólnej znajomości historii postaci, bo pojawia się kilka odwołań do jego genezy, kilka postaci z przeszłości, ogólnie zresztą komiks jest skierowany do osób, które jednak pewne pojęcie o Loganie mają (choć w przypadku jednej z najpopularniejszych postaci Marvela jest to zapewne spory odsetek czytelników). Fabuła opiera się na nieskomplikowanym gatunkowym pomyśle wyjściowym: Logan odkrywa, że ktoś na niego poluje i postanawia wytropić zleceniodawców, a więc odwrócić rolę tropiciela i tropionego. Tytuł jest jednak pewnym spoilerem i wskazówką w którą stronę toczą się koleje losu Rosomaka.

smierc_wolverinea_plansza_01.jpg

Bolączką Soule’a (może za wyjątkiem gwiezdnowojennej serii o Poe Dameronie) są dialogi bez polotu, chwilami wysilające się na głębię, jednak nie oferujące tej czytelniczej przyjemności obcowania ze świetnie uchwyconą melodią potocznego słownictwa, którą zwykle udaje się świetnie wytworzyć choćby wieloletniemu scenarzyście komiksów o Wolverinie, Jasonowi Aaronowi. Nie ma jednak obaw, że wiele zostało zatracone w tłumaczeniu: po prostu nic ciekawego nie było w dymkach już od samego początku. Soule’owi dobrze wychodzi ogólna konstrukcja fabuły, rozpisanie akcji na panele oraz emocjonalny bagaż ostatniego, czwartego zeszytu serii, w którym, by zbyt wiele nie zdradzać, Wolverine mierzy się z jedną z kluczowych postaci jego życia i podejmuje znamienną oraz brzemienną w skutkach decyzję, która świetnie pasuje do ścieżki ewolucji kanadyjskiego bohatera, a także do gatunkowej szaty całej opowieści.

Za rysunki odpowiada w Śmierci weteran Steve McNiven i trzeba przyznać, że spisuje się całkiem dobrze. Artysta znany przede wszystkim ze swojej współpracy z Markiem Millarem ma zmysł do rysowania dynamicznej, ale też jasnej i uporządkowanej akcji. McNiven należy też do grupy twórców, na których kreskę po prostu przyjemnie popatrzeć. Rysownik zgrabnie łączy lekko przestylizowany, zalatujący nieco latami 90. design postaci z dużo bardziej kojarzącym się z następną dekadą przywiązaniem do jasności oraz dyscypliny w rozrysowywaniu akcji na panele. Być może przydałoby się Śmierci Wolverine’a trochę więcej noirowego klimatu, jednak na stronę graficzną naprawdę nie ma co narzekać.

smierc_wolverinea_plansza_02.jpg

Komiks Charlesa Soule’a i Steve’a McNivena jest więc bardzo przyzwoitym pożegnaniem ukochanej przez fanów postaci oraz pokazem porządnego pisarskiego i rysowniczego rzemiosła. Przyzwoita historia łączy się tutaj z ciekawą tematyczną klamrą zamykającą życiorys Wolverine’a, a jak to często bywa w przypadku pożegnań i odrodzeń znanych postaci, z miniserii udaje się też zrobić coś w rodzaju ostatecznej wypowiedzi na temat postaci, nawet jeśli śmierć Logana nie jest permanentna. Jeśli więc nie odstrasza was typowy  już zabieg naprzemiennego uśmiercania i wskrzeszania supergwiazd Marvela, możecie po Śmierć Wolverine’a spokojnie sięgnąć.

4
Scenariusz
5
Rysunki
5
Tłumaczenie
4
Wydanie
4
Przystępność*
+4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność - stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Smierc Wolverinea.300.jpg

Historia została pierwotnie opublikowana w zeszytach Death of Wolverine Vol. 1 #1-4 (listopad - grudzień 2014 roku).

Zachęconych recenzją odsyłamy do wpisu Śmierć Wolverine'a - prezentacja komiksu, w którym znajdziecie obszerną galerię zdjęć oraz prezentację wideo.

Specyfikacja

Scenariusz

Charles Soule

Rysunki

Steve McNiven

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Druk

kolor

Liczba stron

108

Tłumaczenie

Sebastian Smolarek

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

źródło: Egmont / Marvel Comics