„Strażnicy Galaktyki” tom 1: „Ostatnie wyzwanie” – recenzja komiksu. Z galaktycznym rozmachem i słodko szalenie

W grudniu 2021 roku na księgarskie półki trafił pierwszy tom kolejnej serii Marvela wydawanej przez Egmont w ramach linii wydawniczej Marvel Fresh. Jak wypada nowe otwarcie dla serii „Strażnicy Galaktyki”? Sprawdźcie naszą recenzję.

Materiał może zawierać, w ocenie części odbiorców, spoilery do wydarzenia „Wojny nieskończoności” Gerry'ego Duggana, wydanego w Polsce przez Egmont.

Strażnicy Galaktyki, po genialnym debiucie na dużym ekranie, jakoś nie mieli szczęścia do serii komiksowych. Ich wyjściowa historia, luźno ekranizowana przez Jamesa Gunna, to raptem 25 zeszytów od Dana Abnetta i Andiego Lanninga, a wystarczyło by rozkochać fanów w samym koncepcie. Wtórna inspiracja komiksowa po premierze pierwszego z filmów jakoś nie potrafiła dorosnąć do stawianych przez część fanów oczekiwań. Seria Bendisa, będąc marketingowym sukcesem, artystycznie była mocno zachowawcza i szybko straciła rozpęd. Seria Duggana z kolei mocno mnie zmęczyła i głównie stanowiła wstęp do pisanych również przez tego scenarzystę „Wojen nieskończoności”. To ostatnie wydarzenie szczęśliwie za nami i na pobojowisko wchodzi Donny Cates, cały na biało, po czym mówi: „Potrzymajcie mi piwo”. Strzela palcami i bierze się za pisanie. Tak widzę to w swojej głowie. Cates jest aktualnie w tej fazie swojego scenopisarskiego rozwoju, że czego się nie chwyci, to zmienia to w fabularne złoto, nie ma się więc co dziwić, że już wkrótce na naszym rynku pojawią się eventy, przy których odpowiadał on już za kształt całego uniwersum. Czy podniósł ze zgliszczy i serię Strażników? Pora się przekonać.

Strażnicy Galaktyki tom 1 Ostatnie Wyzwanie plansza z komiksu egmont

Dla tych, którzy nie zauważyli – w „Wojnach nieskończoności” Thanosowi się umarło, a konkretnie został zdekapitowany. Teraz jego bezgłowe cielsko spoczywa pod pieczą Erosa aka Starfoxa, brata Szalonego Tytana, który zebrał przedstawicieli wielkich kosmicznych sił celem rzekomego odczytania „testamentu” zmarłego. Wpadły i siły imperialne z Shi'ar, Cosmic Ghost Rider, Beta Ray Bill (znany bardziej jako Koń-Thor) czy w ramach easter egga – Howard the Duck. Najwięksi Ziemscy Bohaterowie, znani również jako Avengers, zaproszenia nie dostali, bo zwykle są z tego same problemy natury moralnej, no a pozostałość drużyny Strażników Galaktyki, czyli Star-Lord i Groot nie ogarnęli, jak działa zegarek, więc nie dotarli na czas. Jak się okazuje – nic, co ma związek z Thanosem, nie może się odbyć bez komplikacji, więc hologram Szalonego Tytana obwieszcza zgromadzonym, że oczywiście przewidział swoją śmierć oraz że w losowo wybranej istocie została zaszczepiona jego świadomość, w wyniku czego wcześniej czy później Thanos powróci. Zgromadzeni reagują przerażeniem, podejmując szybką decyzję o konieczności odnalezienia i wyeliminowania (dla bezpieczeństwa galaktyki, oczywiście) owej istoty. Naturalnie pierwsze typy padają na Gamorę, nieznaną z miejsca pobytu. Zanim plan upolowania przybranej córki Thanosa się skrystalizuje, na miejsce przybywa pilotowana niczym statek międzygwiezdny... odcięta głowa celestiala, zwykle stanowiąca port kosmiczny Knowhere. Członkowie Czarnego Zakonu (bo to oni pilotują łeb kosmicznego boga) dokonują widowiskowego abordażu, robiąc konkretne zamieszanie, odpalają czarną dziurę w samym centrum zaskoczonego tłumu oraz znikają wraz ze szczątkami Szalonego Tytana. Niespodziewanemu zagrożeniu udaje się zbiec m.in. Cosmic Ghost Riderowi oraz Beta Rey Billowi tylko po to, aby wpaść na... spóźnionych Strażników Galaktyki (o ile tak można nazwać dwie osoby w jakiejś skleconej na prędce przez Star-Lorda łajbie, nazwanej Ryder – po Wynonie, tak dla jasności). Ewidentnie Thanos uknuł plan, którego szczegóły nie są nam w pełni znane. Czy aby informacja o zaszczepieniu świadomości nie miała po prostu wprowadzić zamieszania wśród kosmicznych herosów? Czy nowo stworzona przez przypadek drużyna Strażników może coś poradzić wobec potęgi i planów Czarnego Zakonu? No i przede wszystkim... co to w zasadzie za plany?

Cates już parę razy udowodnił z jednej strony, że jest świetnym scenarzystą i potrafi przekonywująco napisać praktycznie wszystko, z drugiej strony posiadając bogatą wiedzę z zakresu mitologii uniwersum, nie boi się mieszać tu i tam tworząc nowe, niesamowicie ciekawe status quo. Co tu dużo mówić – w nowej serii „Strażników Galaktyki” zaczyna to wyglądać bardzo schamatycznie, co jest wielkim plusem. Jeżeli jego „Venom” czy „Thanos” przypadli Wam do gustu, bez obawy możecie sięgać i po tę pozycję. Znajdziecie tu sporo znanych elementów, które będą pchały fabułę i ten świat w nowych ciekawych kierunkach, a co istotniejsze – fascynującą drogą nakreśloną przez scenarzystę, a umówmy się, że w przypadku tak gigantycznych fikcyjnych uniwersów to droga i jej fabularna jakość, a nie jej cel, jest istotniejsza. Jak dla mnie, to mrowie lekkich nawiązań i świeżych pomysłów płynące na skrzydłach naturalnych, wręcz filmowych, pełnych humoru dialogów będzie tym, co sprawia, że świetnie się bawiłem przy lekturze i ciekaw jestem dalszych przygód naszych bohaterów. O ile mainstream amerykańskiego komiksu superbohaterskiego żyje udawaniem, że każda historia zmienia wszystko, choć zmienia niewiele, to Cates jest tym wieszczem, który nawet jak ogranicza się do bycia edytorskim wyrobnikiem, to przedstawia całość w sposób przekonujący nas, że jest inaczej – i chwała mu za to.

Sprawdźcie też: 20 najpopularniejszych komiksów Egmontu z 2021 roku. Jakie tytuły czytaliśmy?

Strażnicy Galaktyki tom 1 Ostatnie Wyzwanie plansza z komiksu egmont

Oprawa wizualna tomiku to praktycznie wyłącznie prace Geoffa Shawa, znane Wam z różnorakich okładek, ale przede wszystkim z serii „Thanos” również spod pióra Catesa, cechujące się klasycznym, nieco brudnym lineartem, realizmem na poziomie umiarkowanym plus jak również względnym, w zależności od ujęcia i kadrowania poziomem detali, oraz bardzo czytelnym i przyjemnym w odbiorze dynamizmem. Krótko mówiąc, spodziewajcie się estetyki w granicach współczesnego komiksowego ilustratorstwa historii z superbohaterskiego mainstreamu, z kilkoma miłymi zaskoczeniami tu i tam.

Wydanie polskie to miękka oprawa ze skrzydełkami w standardzie Marvel Fresh z białym grzbietem. W samym tomiku poza pierwszymi sześcioma zeszytami serii znajdziecie kilka okładek alternatywnych, polecajki Dugganowskich „Strażników Galaktyki" wraz z „Wojami nieskończoności” (które faktycznie wypada znać, choć może to być ciężkie czytelnicze przeżycie) oraz zapowiedź Silver Surfera od Catesa.

Podsumowanie

Cates zbiera kawałki zabawek, jakie pozostawił w piaskownicy Duggan, zastępuje połamane części elementami pozbieranymi z własnych wcześniejszych serii, m.in. „Thanosa”, a następnie wykłada nam Strażników Galaktyki w swojej szalonej, gotowej na eksperymenty interpretacji. Przygotujcie się na wszystko, czego potrzebowaliście, ale nie byliście świadomi, że tego chcecie. Jest wielka skala, jest wiedza o uniwersum i postaciach, jest kreatywne wykorzystanie tej wiedzy. Do tego wszystko w wizualnie zadowalającej oprawie graficznej Geoffa Shawa. Ja czuję na plecach świeży powiew i nie mogę się doczekać, gdzie zaprowadzi nas „Ostatnie wyzwanie” Szalonego Tytana.

Oceny końcowe

5
Scenariusz
5
Rysunki
5
Tłumaczenie
4
Wydanie
5
Przystępność*
4+
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum. 

Strażnicy Galaktyki tom 1 Ostatnie Wyzwanie okładka komiksu Egmont

Specyfikacja

Scenariusz

Donny Cates

Rysunki

Geoff Shaw

Oprawa

twarda

Druk

Kolor

Liczba stron

152

Tłumaczenie

Marcin Roszkowski

Data premiery

8 grudnia 2021

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / Marvel Comics