Już jutro na platformie Netflix zadebiutuje film „The Old Guard”, który po przesunięciu kinowych premier takich superprodukcji jak „Mulan” i „Tenet” stał się najgłośniejszą premierą lipca. Czy warto czekać na komiksową adaptację z Charlize Theron w roli głównej? Przekonajcie się w naszej recenzji.
Zabierając się do wieczornego seansu najnowszej premiery Netfliksa – jako zagorzali fani tej platformy, co rusz sprawdzający jej najnowsze produkcje – możecie odczuć lekkie deja vu. Cofając się w pamięci do kwietnia tego szalonego roku, przypomnicie sobie, że debiutował wtedy pewien film akcji z wielką gwiazdą w roli głównej. Mowa oczywiście o „Tyler Rake: Ocalenie” z Chrisem Hemsworthem. Teraz sytuacja się powtarza, Netflix wypuszcza produkcję idealnie wpisującą się w ramy gatunkowe filmu akcji i po raz kolejny stosuje manewr z rozpoznawalną twarzą w roli głównej – tym razem padło na Charlize Theron. W realiach, jakie zesłał nam los, trzeba sobie jasno powiedzieć, że kino przeniosło się na streaming. Najwyższe miejsca w box office często zajmowały dobre – i te trochę mniej udane – akcyjniaki, bazujące na jednym patencie – dużo widowiskowości i znana postać w obsadzie. Z tego samego schematu próbuje korzystać teraz platforma z czerwoną „enką” w logo. Gdy już wrócimy do rzeczywistości – za którą tęsknimy – filmy, które nie są związane z żadną franczyzą i nie mają żadnej wyrobionej marki na rynku, mogą mieć problem z zarobieniem pieniędzy. Tym bardziej jeśli Netflix dalej będzie szedł w kierunku produkowania filmów akcji i dalej będzie to robił względnie dobrze lub przynajmniej dostarczał fajnej rozrywki.
„The Old Guard” również opiera swoją historię na najemnikach, jednak ci w odróżnieniu od swoich kolegów po fachu z „Ocalenia” mają jedną szczególną cechę, która sprawia, że mimo małej liczby członków są najniebezpieczniejszą grupą na świecie. Nie można ich zabić. Po wielu latach służby ekipa, prowadzona przez kobietę o imieniu Andy, natrafia na ślad nowego nieśmiertelnika, któremu pragną pomóc przejść przez trudny proces aklimatyzacji w nowej rzeczywistości. Dodatkowo w ręce niepowołanych ludzi trafia nagranie ujawniające specyficzne umiejętności członków zespołu. Teraz bohaterowie będą musieli połączyć swoje siły w walce z zupełnie nowym zagrożeniem.
Film reżyserowany przez Ginę Prince-Bythewood opiera się na mało popularnym w naszym kraju komiksie autorstwa Grega Rucki i Leonarda Fernandeza o tym samym tytule. I to czuć, zwłaszcza na początku produkcji, gdzie wkraczamy w przestawiony nam na ekranie świat. Sam pomysł na historię i zaproszenie nas do niej wyszło naprawdę ciekawie. Jednak im bardziej twórcy adaptują coś po swojemu, tym wychodzi to finalnie znacznie gorzej. Widać to na przykładzie postaci Neil, czyli nowego nieśmiertelnika. Rozwinięcie jej wątku na potrzeby filmu wyszło bardzo średnio i strasznie kliszowo. Tych klisz i powielania schematów, które w dziełach kultury widzimy już od wielu, wielu lat, jest tutaj mnóstwo, na szczęście na niektóre – głównie dzięki temu, że motywacje i zachowania postaci zaczerpnięte są z materiału źródłowego – da się przymknąć oko. Mam wrażenie, że pewne relacje, przedstawione nam w filmie jako bardzo istotne, dostały za mało czasu i uwagi twórców, dlatego nie czujemy do naszych bohaterów praktycznie niczego.

Sceny akcji, którymi w „Tyler Rake: Ocalenie” zachwycali się krytycy i widzowie na całym świecie, automatycznie windując swoją ogólną końcową ocenę filmu o przynajmniej oczko wyżej, w „The Old Guard” wyszły bez szału. Może rozpieszczanie spowodowane biegającym z karabinem Hemsworthem, który w walce jako Tyler Rake przypomina boga bardziej niż Thor z Avengersów, zamazuje mi trochę obiektywną ocenę choreografii zastosowanej w najnowszej produkcji Netfliksa, ale oglądając film, czuć, że nie wszyscy przyłożyli się do treningów równomiernie. Mam tu na myśli to, że koledzy Charlize Theron biorący udział w walkach wyglądają na jej tle blado i sztucznie. Dodatkowo na ich niekorzyść działa też sam scenariusz. W początkowych scenach widzimy, że bohaterowie, aby dojść do siebie po śmierci (tak, wiem, jak to brzmi), potrzebują kilku dłuższych chwil, jednak gdy jesteśmy już przy zakończeniu, ekipa nieśmiertelnych przyjmuje na siebie kule wystrzelone z pistoletów, teatralnie krzycząc „ała” i biegnąc dalej, jak gdyby nic wielkiego się nie stało. W takich momentach „The Old Guard” traci swój realizm i bez oporów zmierza w kierunku pełnoprawnego widowiska, mając nadzieję, że wszystko, co zaoferuje, będzie na tyle efektowne, aby okazać się ostatecznie efektywne. Jak wyszło? Jeśli by wyłączyć myślenie i jedno oko zamknąć, a drugie przymknąć, to nawet dobrze.
Mimo wszystko, „The Old Guard” dostarcza przyjemnej, odmóżdżającej rozrywki i choć czytając moją recenzję można odnieść wrażenie, że seans był dla mnie męczarnią, a nie dobrą zabawą, to niech takim sprawiedliwym wyznacznikiem mojej końcowej oceny będzie pytanie, które finałową sceną nasuwają twórcy, dając nam do zrozumienia, że prawdopodobnie obejrzymy kontynuację przygód nieśmiertelnej grupy najemników. Zatem, czy wcisnę przycisk „play”, gdy na Netfliksie pojawi się sequel „The Old Guard”? Tak, choćby tylko dlatego, aby z butelką piwa w ręku obejrzeć, jak wiecznie młoda Charlize Theron biega z siekierą w ręku.
Ocena: 4-/6
zdj. Netflix