„Tom Strong” tom 1 – recenzja komiksu. Złota Era komiksu: Reaktywacja

Na polskim rynku nie brakuje komiksów autorstwa Alana Moore'a, ale dopiero w kwietniu tego roku Egmont zdecydował się na wypuszczenie pierwszego tomu serii „Tom Strong”. Czy warto się nią zainteresować? Sprawdźcie naszą recenzję.

Jesteście fanami twórczości Alana Moore'a? Ja niekoniecznie. Nie zrozumcie mnie źle, „Watchmen” to dzieło genialne i kamień milowy w rozwoju komiksu, a „Zabójczy żart” to syntetyczne, trafiające w punkt dzieło o relacji Batmana i Jokera. To z późniejszą twórczością tego autora mam drobny problem. Otóż on sam ma się za twórcę wybitnego, dekonstrukcjonistę medium i wieszcza komiksu, a jak historycznie wiadomo, takie założenie potrafi wpłynąć na to, jak piszemy i dla kogo. W tym konkretnym przypadku późny Moore to wypadkowa pomiędzy bardzo drobiazgowym rozkładaniem na części pierwsze motywów lovecraftowskich oraz metakomentarzem tak mocno wyartykułowanym, że przysłania podstawową fabułę (kojarzycie „Prometheę”?). W efekcie, nie odbierając nakładu pracy, jaki scenarzysta wkładał w każde swoje dzieło, stawały się one coraz bardziej sztuką dla sztuki adresowaną do nielicznego grona osób posiadających konieczną wiedzę o historii medium, dla pozostałych będąc trudnym czytelniczym orzechem do zgryzienia, pełnym sprytnych, acz zakamuflowanych na pierwszy rzut oka schematów, motywów i nawiązań. Dlatego też, przyrównując twórczość czołowych dekonstrukcjonistów komiksu, od zawsze bliższa była mi działalność Granta Morrisona, który zdawał się zachowywać w analogicznych zabiegach równowagę pomiędzy stworzeniem rozrywkowej historii, a napompowaniem kadrów metakomentarzem i tonami nawiązań (oczywiście to kwestia subiektywna, nie ma się więc co dziwić, że obaj panowie za sobą nie przepadają może dlatego, że są w założeniach swoich twórczości do siebie mocno zbliżeni). Z tym większym stresem sięgnąłem po „Toma Stronga”, mając świadomość, czym ma być, a mianowicie hołdem dla dawnych autorów komiksów zarówno w sposobie prowadzenia narracji, jak i formie. Tu kolejna kwestia – Złota Era komiksu to bardzo specyficzny okres w dziejach medium, pełny krystalicznych, jednowymiarowych bohaterów w krótkich spektakularnych opowieściach o ustalonym punkcie wejścia i wyjścia z historii, o niezwykle skondensowanej strukturze fabularnej i miejscami bezczelnej ekspozycji. Jasne, wiele z tych elementów miało swoje źródło w ówczesnym stanie medium komiksowego czy ocenach spektrum odbiorców komiksu, dziś przyzwyczailiśmy się jednak do nieco bardziej dojrzałego sposobu prowadzenia fabuły i dialogów, przez co spodziewamy się w nowożytnych historiach określonego sposobu prowadzenia opowieści, budowania relacji czy narracji wizualnej. Kim więc jest ów Tom Strong? W zasadzie każdym i żadnym superbohaterem naraz, ale po kolei.

tom strong tom 1 plansza

Tom urodził się w 1900 roku na tajemniczej wyspie Attabar Teru, której rdzenni mieszkańcy stale korzystają z dobrodziejstw nauki, zielarstwa i magii, aby osiągnąć cele pozornie niemożliwe dla reszty populacji, w tym długowieczność dzięki dobrodziejstwu korzenia lokalnej rośliny. Rodzice Toma to jednak para klasycznych naukowców, którzy trafili na ową wyspę, aby zgłębiać jej sekrety, a następnie wychować syna w komorze wysokograwitacyjnej, dzięki czemu miał się stać najsilniejszą i najinteligentniejszą jednostką, jaką znał świat (w tym dzięki zasługom robotycznego Pneumana, nieco steampunkowej sztucznej inteligencji). Po śmierci rodziców w tragicznym wypadku, Tom kontynuował ich wizję i z czasem dorósł do stawianej przed nim roli obrońcy cywilizacji. Od tamtego czasu nasz bohater również fizycznie wydoroślał, aby wraz z żoną Dhaluą i córką Teslą, przy asyście niesamowicie rozwiniętej komunikacyjnie i intelektualnie małpy, Króla Solomona, wyruszać na kolejne misje, stojąc na straży porządku i słuszności naprzeciw galerii osobistych superzłoczyńców, a wszystko przez kolejne dziesięciolecia wieku dwudziestego i w przyszłość.

Kim jest więc Tom? Tom to klasyczny superbohater, wokół którego wycentrowało się całe uniwersum jego wieloświata. Nie tylko przeżywa niesamowite przygody i radzi sobie z przeciwnościami przekraczającymi jakiekolwiek ramy, ale również podróżuje w czasie i przestrzeni, aby napotkać inne wersje siebie. Będzie więc świat, w którym jego odpowiednik jest dosłownie Supermanem mogącym przemierzać samotnie przestrzeń kosmiczną, ale i takie, gdzie jest on kowbojem czy obrońcą dżungli. Będzie więc trochę klasycznych inspiracji, które zapewne wydadzą się Wam znajome, bo nasz bohater to trochę Tarzan, trochę Son Goku z „Dragon Balla”, trochę Czarna Pantera, a trochę każdy inny mainstreamowy protagonista z początku Złotej Ery gatunku komiksu superbohaterskiego. Z takim założeniem całość ubrana jest narracyjnie w konwencję z epoki (oczywiście podrasowaną nowożytnymi figurami stylistycznymi), wszystko dostajemy więc w konwencji krótkich historii o skondensowanej fabule i z zauważalną, ale nienachalną (na szczęście) ekspozycją. W ramach zeszytu możemy więc zostać świadkami wydarzeń na skalę całego wieloświata, które potrafią się rozwiązać na przestrzeni dwóch ostatnich kadrów. Każdy zwrot akcji będzie tu zmieniał wszystko, aby ostatecznie nie zmienić nic w status quo postaci, a całość będzie od czasu do czasu eksponowała kluczowe elementy fabuły tak, abyśmy nie byli zagubieni, skacząc w przód i w tył niesamowicie bogatej wyobraźni scenarzysty. W efekcie „Tom Strong” to bardzo ciekawa i sprawiająca wiele frajdy lektura, z tym że poprowadzona w bardzo specyficzny historycznie sposób. Jeżeli wiec sięgniecie po niego, spodziewając się drugich „Strażników”, to się zawiedziecie. To bowiem kolejne studium przeszłości medium komiksowego w wariancie superbohaterskim stworzone przez Moore'a niewątpliwie na fundamentach z bogatej wiedzy i wypracowanej przez autora świadomości narzędzi scenarzysty komiksowego, który pragnie stworzyć dzieło w określonej upatrzonej przez siebie konwencji. „Toma Stroga” nie da się więc porównywać wprost do czegokolwiek bieżącego, bowiem celem autora jest tu nie tyle opowiedzenie ciekawej historii lub pokazanie niesamowitych rzeczy na pełnych kunsztu kadrach, ale wybranie się w sentymentalną podróż do miejsca, z którego wszyscy znani nam superbohaterowie się wzięli, jak i dalej do motywów i nurtów literatury popularnej z dziewiętnastego i dwudziestego wieku, które natchnęły powstanie odrębnego gatunku poświęconego niesamowitym jednostkom o spektakularnych zdolnościach stawających naprzeciw łamiących rzeczywistość przeciwności. Tom to taki bohater wyidealizowany do granic możliwości, kryształowy i nieskazitelny, ale w okolicznościach, w jakich powstał i z jakimi się mierzy – nie mógłby być inny.

tom strong tom 1 plansza

Estetycznie jest spójnie, realistycznie z silnym lineartem i wyraźnie zarysowanym zewnętrznym konturem postaci, czyli ni mniej, ni więcej, ale klasyczny Stuart Immonen. W odróżnieniu do jego mainstreamowych prac dla Marvela trzeba dodać jedno – brak przesadzonej ilości efektów obróbki cyfrowej działa ewidentnie na plus, zachowując prostotę, ekspresyjność i dynamizm, a to wszystko w nieprzesadzonej palecie barw Dave'a Stewarta. Prosta oprawa wizualna, a w niej nieco płaskie kolory to również coś, co świetnie nawiązuje do inspiracji, jakie dało nam medium w czasach, w których skromna ilość barw była nie tyle wyborem twórców, co techniczną koniecznością druku (pamięta ktoś okres, jak Hulk był szary, ale zmienili go na zieleń, bo szary drukował się niekonsekwentnie i niejednolicie?). Jest więc nieskomplikowanie graficznie, ale tak właśnie być powinno w dziele, które samo w sobie jest jednym wielkim listem miłosnym do Złotej Ery superbohaterstwa.

Wydanie polskie to standardowa twarda oprawa z lakierowanymi detalami, pod imprintem „DC Black Label”. W tomie pierwszym znajdziecie dwanaście pierwszych zeszytów serii, nazywanych tu rozdziałami, których akcja będzie rozciągała się na przestrzeni 150 lat działalności naszego bohatera. Na deser czeka na Was kilka stron szkicownika głównego rysownika serii oraz zapowiedź tomu drugiego serii – na wrzesień 2021 r. Znając Moore'a, będzie z rozmachem, szaleństwem i abstrakcją podszytymi inspiracjami z najdalszych zakamarków gatunku.

Podsumowanie

Cytując za Publishers Weekly, „Tom Strong” to „inteligentna, oryginalna historia... atrakcyjny dodatek do podgatunku komiksu superbohaterskiego” i szczerze... nie mógłbym zgodzić się bardziej, może poza drobnym zastrzeżeniem. Otóż jest to opowieść równie wymagająca, co sprytna fabularnie, a przez to bez stosownego kontekstu może okazać się kompletnie niezrozumiała, sztucznie skondensowana i rwana. Niemniej jednak jest to ciekawa wyprawa w głąb struktury opowieści, której dziś już nie uświadczymy w czystej formie przy kilku nowożytnych modyfikacjach narracyjnych usprawniających lekturę. Lubicie Złotą Erę komiksu? Sięgnijcie po „Toma Stronga”. Ten okres czasu w rozwoju medium napawa Was rozbawieniem? Lekturę możecie sobie odpuścić poza walorami estetycznymi i historycznymi. Co jednak racja to racja – „Tom Strong” to czysta komiksowa, superbohaterska zabawa, pełna absurdów i klisz charakterystycznych dla podgatunku nieodziana w próby udawania, że jest czymś innym, niż jest w rzeczywistości.

Oceny końcowe

4
Scenariusz
4
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
6
Przystępność*
4+
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Specyfikacja

Scenariusz

Alan Moore

Rysunki

Chris Sprouse

Oprawa

twarda

Druk

Kolor

Liczba stron

396

Tłumaczenie

Paulina Braiter

Data premiery

21 kwietnia 2021

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / DC Comics