Trzy billboardy za Ebbing, Missouri – recenzja filmu i wydania Blu-ray [2D, opakowanie elite]

6 czerwca do polskich sklepów trafiły wydania 4K UHD, Blu-ray i DVD z filmem Trzy billboardy za Ebbing, Missouri. Zapraszamy do naszej recenzji filmu i wydania Blu-ray.

„Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” (2017), reż. Martin McDonagh

(dystrybucja w Polsce: Imperial CinePix)

Film:

Nominowany do siedmiu, a nagrodzony ostatecznie dwoma statuetkami Amerykańskiej Akademii Filmowej, film Martina McDonagha – „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” – to jeden z najgorętszych tytułów tego roku. I zarazem tych najlepszych – przynajmniej aktorsko. Frances McDormand (rzeczony Oscar dla najlepszej aktorki) wciela się tu w rozbitą psychicznie brutalnym morderstwem córki rozwódkę Mildred Hayes. Ponieważ lokalna policja nic nie robi w tej sprawie, Mildred postanawia przypomnieć im za pomocą wielkich tablic reklamowych – billboardów właśnie – czym powinni się zająć. Oczywiście, ani szeryfowi (jak zawsze świetny i wzbudzający sympatię Woody Harrelson), ani tym bardziej jego zastępcy (Sam Rockwell, który za swą kreację brutalnego i niedojrzałego Dixona również otrzymał Oscara) oraz niektórym mieszkańcom taki sposób „reklamy” nie przypada do gustu, co pociąga za sobą samonapędzającą się falę gniewu, przemocy i wzajemnych oskarżeń...

Pod względem fabularnym jest to typowy, małomiasteczkowy dramat o próbie naprawy życia i pogodzeniu się ze stratą, z jaką tak naprawdę nigdy pogodzić się nie można. Jednak charakterystyczny styl reżysera – wypełniony licznymi bluzgami, przemocą i kontrastującym z tym wszystkim humorem – czyni z tej produkcji rzecz niebanalną, oryginalną i niezwykle atrakcyjną. McDonagh, dla którego jest to już trzeci film kinowy (po świetnie przyjętym, acz fatalnie przetłumaczonym u nas „In Bruges” oraz „7 psychopatach”), zebrał sobie na planie nad wyraz solidną ekipę (grają jeszcze m.in. Caleb Landry Jones, Abbie Cornish, Zeljko Ivanek, serialowy Tyrion Lannister, czyli Peter Dinklage, oraz John Hawkes). Wystąpili tu w większości dobrzy znajomi bądź już stali współpracownicy reżysera, co zaowocowało niezwykle lotnym – zwłaszcza jak na podjęty temat – kinem, które ogląda się jednym tchem do samego końca.

00672.m2ts_snapshot_00.03.15-min.png

Nie jest to, co prawda, twór idealny. Wbrew większości opinii oraz licznym, pochwalnym recenzjom, uważam, że nie wszystko tu w pełni wybrzmiało. Nijakie wydaje się choćby samo zakończenie, które wypada naprawdę blado w porównaniu z całą resztą filmu. Nie chodzi nawet o to, że nie przynosi ze sobą oczekiwanego katharsis, lecz po prostu sobie jest i niewiele z niego wynika. Dodatkowo nie każdy komediowy pomysł dobrze współgra z mocno dramatycznymi sekwencjami, czego najlepszym dowodem jest scena domowej awantury przerwanej przez pewną, mało rozgarniętą osobę z zewnątrz. Ten mariaż dramatu z komedią – w USA zwany dramedy – zdecydowanie lepiej udał się McDonaghowi w jego debiucie, czyli wspomnianym już „In Bruges”. Szczęśliwie w „Trzech billboardach...”, nawet w tych wyraźnie nierównych momentach, twórcy nie tracą podobnego animuszu i także udaje im się rzecz godna pochwały – nie gubią autentyczności postaci/historii/akcji. Mimo pozornego dysonansu, ani razu nie da się tu wyczuć naprawdę fałszywej nuty, a emocje pozostają cały czas żywe i jakże naturalne.

I to właśnie w tym kryje się bodaj największa wartość „Trzech billboardów...”. W niezwykle atrakcyjny, inteligentny i ciekawy sposób poruszają niełatwe, drażliwe tematy. A dzięki zbiorowi intrygujących indywiduów i solidnemu scenariuszowi – który powstał ponoć jeszcze przed „7 psychopatami” i nie zmieniono w nim ani literki – z wszelkich schematów i banałów czynią swoją broń. Broń, która działa także przy kolejnych seansach, kiedy zna się już wszelkie zaskoczenia (a tych w filmie nie brak). Mamy zatem nieprzeciętne dzieło z wielkimi aspiracjami, ale zapodanymi w czysto rozrywkowej formie – takie, które trudno szybko (o ile w ogóle) zapomnieć, nawet jeśli ostatecznie rozmija się ono nieco z przedrostkiem „arcy”.

5
Film

Obraz:

Jak na świeżutką produkcję przystało, obraz jest bez zarzutu. Pozornie nie jest to, co prawda, zachwycający kadrami blockbuster, który będzie robił za płytkę demo. Ale zdjęcia Bena Davisa, który nakręcił je kamerami Arri Alexa XT Plus i Panavision, mają w sobie iście malarski sznyt. Niemal przez cały czas twórcy żonglują kolorami, do których okazjonalnie dochodzą także ładne widoki ogromnych połaci zieleni, z majestatycznymi górami w tle. Te wszystkie barwy i głębia przestrzeni zostały odwzorowane po prostu perfekcyjnie. To samo można także napisać o licznych detalach pokroju faktury ubrań, bogatej scenografii (także pozornie niepozornej, zwyczajnej) czy wszechobecnej krwi.

00672.m2ts_snapshot_00.16.30-min.png

Ukończony w 2K film posiada także sporo ujęć nocnych oraz parę scen, w których istotną rolę odgrywa ogień. I tu również nie można się do niczego przyczepić – czerń jest soczysta, lecz daleka od smoły, a płomienie dosłownie żyją. Podobnie jak będące tu wizualną wisienką na torcie barowe neony, smak których można wręcz poczuć. Na żadnym poziomie nie udało się stwierdzić artefaktów, ingerencji tak zwanych „ulepszaczy” obrazu, zanieczyszczeń i innych przeszkadzajek. Słowem: ideał. Choć, jak wspominałem, z samej natury nie jest to film, który testuje pełne możliwości formatu. Dlatego też nie odważę się wystawić najwyższej możliwej oceny – co oczywiście nie podważa jakości wydania pod tym względem.

00672.m2ts_snapshot_00.01.05.jpg 00672.m2ts_snapshot_00.04.47.jpg

00672.m2ts_snapshot_00.10.45.jpg 00672.m2ts_snapshot_00.18.43.jpg

00672.m2ts_snapshot_00.42.01.jpg 00672.m2ts_snapshot_00.45.46.jpg

00672.m2ts_snapshot_00.45.51.jpg 00672.m2ts_snapshot_00.58.49.jpg

00672.m2ts_snapshot_01.11.28.jpg 00672.m2ts_snapshot_01.19.14.jpg

00672.m2ts_snapshot_01.21.52.jpg 00672.m2ts_snapshot_01.40.24.jpg

Wykres bitrate'u wideo na płycie Blu-ray

5
Obraz

Dźwięk:

Oryginalnie film nagrano w formacie Dolby Digital. Na płycie wydawcy uraczyli nas DTS-HD Master Audio. I tak samo, jak w przypadku obrazu, tak i tutaj trudno krytycznie odnieść się do sfery audio. Raz jeszcze nie jest to produkcja zachwycająca dźwiękowo, ale mająca swoje jasne punkty. Już chociażby zmontowana do taktów operowego „Last Rose of Summer” czołówka robi wrażenie. Muzyka jest krystalicznie czysta i dobrze odbija się we wszystkich głośnikach, jakby otaczając nas ze wszystkich stron. I zarazem nie czuć, aby „wychodziła przed obraz”, że tak się wyrażę. Podobnie ma się sprawa z ilustracją Cartera Burwella, już bardziej zespoloną z innymi źródłami dźwięku, a mimo to równie dobrze rozłożoną po kanałach. Warto zauważyć, że „Trzy billboardy...” to film bardzo tradycyjny pod tym względem, zatem z zasady okazjonalnie użyte przez twórców piosenki nie muszą konkurować z dialogami i vice versa. Lecz przestrzenności tej produkcji nie brak – szczególnie w scenach zbiorowych, w tytułowym mieście, gdzie różne źródła dźwięku dochodzą nas ze wszystkich kierunków, przybliżając się lub oddalając, co oddane zostało naprawdę bardzo dobrze. Znów nie jest to ten typ produkcji, która jakkolwiek zachwyca na tym polu, niemniej dźwięk jest czysty i nawet najmniejsze odgłosy natury łatwo jest wyłapać bez ustawiania maksymalnego poziomu głośności. 

Niejako odrębnym tematem są wersje dźwiękowe. Wśród licznych opcji znajdziemy tu również audiodeskrypcję w języku angielskim oraz, co ważniejsze, polskiego lektora w Dolby Digital 5.1 i napisy. Czytający film Marek Ciunel dobrze wywiązał się ze swojego zadania, a jego kwestie w większości przypadków pokrywają się z napisami, w których nie wykryłem baboli. Tłumaczenie jest tu zresztą bardzo dobre – i to nawet uwzględniając fakt, iż jedne przekleństwa zostały pominięte lub złagodzone kosztem wstawienia innych tam, gdzie w oryginale ich brak. Ta żonglerka sprawdza się jednak, sens dialogów zostaje zachowany, podobnie jak rytm i wydźwięk. Inna sprawa, że akurat w tym konkretnym przypadku seans z lektorem odradzam, gdyż film McDonagha jest na tyle specyficznym kinem „gadanym”, że najlepiej słucha się go z pierwotną ścieżką dźwiękową. Jakby zresztą nie było, jest dobrze.

5
Dźwięk

Dodatki:

trzy-bilboardy-menu-min.png

W tak zwanych „bonusach” dostajemy dość skromny zestaw, który okazuje się jednak bardzo pojemnym i niezwykle satysfakcjonującym zbiorem różnorakich materiałów. Warto nadmienić, że są one takie same, jak w przypadku wydań zachodnich i posiadają polskie napisy. 

  • Na sam start pięć wyciętych scen o łącznym czasie trwania ośmiu minut. Pod względem treści nie wnoszą wiele nowego do fabuły, ale całkiem fajnie rozbudowują świat przedstawiony, cały konflikt, jak i poszczególnych bohaterów (pojawia się tu nawet wspomniana w dialogach „kobieta z zezem”). Nie trudno zatem domyślić się powodu ich odrzucenia w montażu, choć i tak przyjemnie się je ogląda. Szkoda jedynie, że nie można puścić ich ciągiem, tylko trzeba wybierać pojedynczo.
  • Crycufy 'Em: The Making of Three Billboards – jak sama nazwa wskazuje, jest to materiał zza kulis. Ten półgodzinny dokument podejmuje wszystkie najważniejsze aspekty całej produkcji – od pomysłu i inspiracji, które miały swoje odzwierciedlenie w prawdziwym życiu, przez wyszukiwanie lokacji, a na kręceniu jednej z najtrudniejszych scen w filmie skończywszy. Jest tu trochę słodzenia, ale też i sporo ciekawostek dla wszystkich fanów poznania kina od podszewki. Nie czuć, co prawda, żeby jakkolwiek wyczerpano temat, ale z drugiej strony całość bynajmniej nie przynudza, choć w dużej mierze składa się z gadających głów. Warto.
  • „Six Shooter” – pochodząca z 2004 roku, nieco ponad 25-minutowa i nagrodzona Oscarem krótkometrażówka McDonagha. Dla jednych będzie to najlepszy dodatek na płycie, dla innych zdecydowanie ustępująca pełnometrażowym projektom danego twórcy, zwykła ciekawostka. Kwestia gustu. Niemniej za samo umieszczenie go wśród bonusów należą się brawa, a samego seansu na pewno nie można uznać za stracony. I to nawet uwzględniając fakt, że bardziej niż do „Trzech billboardów...” pasowałby on do materiałów dodatkowych na płycie z „In Bruges”.
  • trzy trailery za Six Shooterem, menu – trwający razem sześć minut, jedyny dodatek bez polskich napisów. Zwiastuny nie różnią się specjalnie od siebie, poza użyciem bluzgów. Tak zwany „czerwony zwiastun” jest tu jako pierwszy, a po nim puścić można sobie kinową zajawkę oraz nieco krótszą, która promowała film w Internecie. W przeciwieństwie do scen wyciętych, trailery można wyświetlić jako jedną całość.
  • galeria obrazów – zbiór kilkunastu fotosów z planu, które puszczone w opcji automatycznej zabiorą nam około minuty czasu. Nie jest to nic specjalnego, ale pogapić się można.

I to wszystko. Jak zatem pisałem wcześniej, ten pozornie skromny przybornik filmowy kryje w sobie sporo dobra i naprawdę warto poświęcić mu „chwilkę”. Nie będziecie zawiedzeni.

4
Dodatki

Opis i prezentacja wydania:

Raz jeszcze dostajemy w nasze ręce standardowy, niebieski amaray z grafiką jedynie po zewnętrznej stronie okładki – co ciekawe inną niż ta znana z materiałów promocyjnych oraz plakatów – i minimalistycznym nadrukiem na samym krążku. Tradycyjnie próżno szukać tu jakichś ulotek czy broszurek i generalnie nie ma za bardzo o czym pisać. Niby codzienność, do której można się przyzwyczaić, a jednak za każdym razem pozostawia ona po sobie drobne rozczarowanie – zwłaszcza gdy mowa o tak głośnym tytule, jakim są „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”.

P1080332.jpg P1080334.jpg

P1080337.jpg P1080338.jpg

2
Opakowanie

Specyfikacja wydania:

Dystrybucja

Imperial-CinePix

Data wydania

06.06.2018

Opakowanie

Elite

Czas trwania [min.]

115

Liczba nośników

1

Obraz

Aspect Ratio: 16:9 -  2.39:1

Dźwięk oryginalny

DTS-HD Master Audio 5.1 angielski

Polska wersja

Dolby Digital 5.1 448 kbps (lektor: Marek Ciunel) i napisy

Podstawowe informacje z raportu BDInfo:

Disc Title: THREE_BILLBOARDS
Disc Size: 46 343 305 107 bytes
Length: 1:55:20.830 (h:m:s.ms)
Total Bitrate: 39,28 Mbps

VIDEO:

Codec Bitrate Description
----- ------- -----------
MPEG-4 AVC Video 27218 kbps 1080p / 23,976 fps / 16:9 / High Profile 4.1

AUDIO:

Codec Language Bitrate Description
----- -------- ------- -----------
DTS-HD Master Audio English 3625 kbps 5.1 / 48 kHz / 3625 kbps / 24-bit (DTS Core: 5.1 / 48 kHz / 1509 kbps / 24-bit)
Dolby Digital Audio Polish 448 kbps 5.1 / 48 kHz / 448 kbps

SUBTITLES:

Codec Language Bitrate Description
----- -------- ------- -----------
Presentation Graphics English 47,060 kbps
Presentation Graphics Polish 27,802 kbps

Pełny raport BD-info dostępny jest pod odnośnikiem: Trzy billboardy za Ebbing, Missouri – raport BDInfo.

Podsumowanie:

To będzie krótka piłka. Bardzo dobry film, bardzo dobra strona audiowizualna i nad wyraz solidny zestaw materiałów dodatkowych składają się na pozycję obowiązkową dla wszystkich kino- i/lub blu-rayomaniaków. Nie trzeba nawet w tym wypadku czekać na promocję, bo rzecz warta jest swojej sklepowej ceny. Mocno polecane.

5
Film
5
Obraz
5
Dźwięk
4
Dodatki
2
Opakowanie
+4
Średnia

Oceny są przyznawane w skali od 1 do 6.

Gdzie kupić „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” na Blu-ray?

Film do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Imperial CinePix.

źródło: zdj. Imperial CinePix / 20th Century Fox