Baner
„Ty masz rewolwer, ale ja mam psa”. Recenzja komiksu „Trent”

W styczniu wydawnictwo Lost In Time umożliwiło czytelnikom wyprawę na kanadyjską ziemię w celu poznania losów pewnego konstabla. Jak wypadają śledztwa Phillipa Trenta? Przekonajcie się!

„Trent” to solidna, licząca sobie ponad 400 stron cegiełka, która sprawia wrażenie, że będzie mogła zapewnić rozrywkę na kilka wieczorów. Cóż, nie mogę zagwarantować, że w Waszym przypadku wszystko potoczy się podobnie, ale ja musiałem się zmusić do tego, by rzeczywiście rozbić lekturę na trzy wieczory. Decyzja o tym, by nie położyć się później do łóżka, co umożliwiłoby lekturę całości za pierwszym podejściem, przyszła mi niełatwo. Po, trwającym kilkanaście stron przyzwyczajaniu się do specyfiki narracji i dialogów (bohater każdą swoją myślą dzielił się odbiorcą i robił to nawet wtedy, kiedy nie musiał, bo rysunki i tak czytelnie ukazywały jego działania), całkowicie wsiąknąłem w świat przedstawiony.

„Trent” to zapis kilku śledztw prowadzonych przez tytułowego konstabla. I choć sprawy cechują podobne motywy, jak chociażby ludzka chciwość, samotność czy zderzenia światów, to z zadowoleniem stwierdzam, że scenarzysta starał się nie powielać schematów i każdej z części nadawał charakterystyczny ton. Mamy tu m.in. typowe dla westernów gonitwy po niegościnnych terenach, pojedynki przeplatane poezją czy śledztwa prowadzone pod przykrywką. Największe wrażenie zrobiła na mnie historia zatytułowana „Dolina strachu”. Jako dziecko wpadłem do kociołka z utworami Arthura Conana Doyle’a, więc spodziewałem się czegoś w tym stylu. Tak się nie stało, ale nie miałem powodów do marudzenia, bowiem opowieść grozy z elementami zaczerpniętymi z indiańskich podań okazała się nad wyraz dobra.

Recenzja komiksu Trent

„Trent” zadowala ilością materiałów dodatkowych, humorem, bijącym z wielu fragmentów ciepłem oraz fabularną różnorodnością. Natomiast nie wszystkich czytelników może zachwycić sposób prowadzenia historii. Mamy tu do czynienia z prostymi opowieściami, a jeśli tu i ówdzie pojawia się jakiś zwrot fabularny, to nie trzeba elfich oczu, by dostrzec, że ten się zbliża. Tego typu tytuły mają w sobie dużo uroku, czego „Trent” jest kolejnym dowodem, ale nie każdemu musi to przypaść do gustu. Mam też ochotę pomarudzić na miejsce akcji. Jasne, z reguły ukazane na planszach góry, obozowiska, lasy i miasteczka są klimatyczne, ale za mało tu czegoś unikalnego dla Kanady. Całość mogła być spokojnie osadzona w Wyoming czy Montanie i raczej nie wpłynęłoby to na fabułę.  

Szczerze zdziwiłbym się, gdyby ktoś nie polubił tytułowego bohatera. Opis sugeruje postać nieznośnie posągową i choć czasami Trent rzeczywiście wydaje się, jakby żywcem wyciągnięto go z jakiejś ulotki o moralnym postępowaniu, to Rodolphe nie zapomniał nadać mu ludzkiego oblicza. To osoba, która miewa słabości. Najczęściej związane są one z jakąś kobietą. Trzeba złapać mordercę, ale ten nie zając i nie ucieknie, więc można zboczyć z drogi, by pomóc uroczej niewieście w opałach. Mąż ukochanej zmarł? Oj, jak smuto. Ciało jeszcze nie wystygło, ale lepiej już teraz pomyśleć nad pocieszeniem wdowy. Takie fragmenty nie pojawiają się często i być może dlatego wywołują specyficzną mieszankę konsternacji i rozbawienia. No i przypominają też, że ten spiżowy konstabl jednak jest człowiekiem i miewa momenty nacechowane budzącymi wątpliwości myślami i czynami. 

Ważny, choć miejscami mało widoczny, jest również psi towarzysz Trenta. Zwierzak jest nie tylko wiernym kompanem i obrońcą bohatera, ale także źródłem humoru jednego z zabawniejszych momentów, kiedy to zaczął łasić się do przeciwnika, zamiast na niego zawarczeć.

Nie jestem wielkim miłośnikiem tego, jak czasami Leo rysuje twarze. Na szczęście tym razem nie było tu zbyt wielu straszących mnie buziek. Jeśli chodzi o sylwetki, pomieszczenia i tła, to rysunki i kolory mogę nazwać przyjemnymi dla oka. Pasują do powieści, podkreślają jej klimat i charakteryzują się podobną prostotą. Jest kilka plansz, które mocno przypadły mi do gustu. Szczególne wrażenie wywołują fragmenty wspomnianej wcześniej „Doliny strachu”. Z wytworzeniem horrorowego nastroju Lego poradził sobie równie dobrze, co z narysowaniem surowych krajobrazów leśnych bądź górskich lub sielankowymi scenkami miejskimi. Fani jego twórczości będą szczęśliwi, cała reszta też powinna mieć powody do zadowolenia. Z przykładowymi planszami możecie zapoznać się także za sprawą poniższej prezentacji komiksu.

Za sprawą tego opasłego tomiszcza wydawnictwo Lost In Time zapełniło pokaźną lukę w rodzimych wydaniach komiksów Leo. „Trent” to prosty i przyjemny w odbiorze tytuł, który bez wahania mogę polecić miłośnikom westernów i krzepiących opowieści.

Oceny końcowe komiksu „Trent”

4+
Scenariusz
4+
Rysunki
5
Tłumaczenie
6
Wydanie
5
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6. 

Trent komiks 

Specyfikacja

Scenariusz

Rodolphe

Rysunki

Leo

Oprawa

twarda

Druk

kolor 

Liczba stron

416

Tłumaczenie

Jakub Syty

Data premiery

31 stycznia 2024

Dziękujemy wydawnictwu Lost In Time za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Zdj. Lost In Time / Dargaud