W starym kinie #2: „Demon cyrku”

Zapraszamy na kolejną wyprawę do burzliwych czasów systemu studyjnego, pierwszych gwiazd kina, wielkich spięć na linii producent-reżyser, Kodeksu Haysa oraz wyraźnie widocznych granic między dobrem a złem. W cyklu tym omawiamy filmy z okresu klasycznego kina hollywoodzkiego, które godne są Waszej uwagi. Dziś skupimy się na „Demonie cyrku” (ang. „The Unknown”), niemym filmie grozy z 1927 roku w reżyserii Toda Browninga.

Zanim na horyzoncie pojawili się – ogłaszani zewsząd mistrzami horroru – John Carpenter, Tobe Hooper czy George Romero, ba, zanim Alfred Hitchcock objął zaszczytne stanowisko „mistrza suspensu”, dwoma najbardziej znaczącymi dla amerykańskiego kina grozy postaciami byli James Whale i Tod Browning. O pierwszym z panów z pewnością niegdyś „w starym kinie” napomkniemy, lecz tym razem skoncentrujmy się na Browningu. Urodzony w Louisville, Kentucky, Amerykanin w wieku szesnastu lat opuścił dobrze sytuowaną rodzinę, by poświęcić się cyrkowej pasji. Jako młody chłopak poznawał uroki życia wędrownych przedstawień, karnawałów oraz kabaretu – był cyrkowym zapowiadaczem, clownem, a nawet miał swój własny przedwczesny pochówek. Podczas pracy w nieistniejącym już Variety Theatre w Nowym Jorku poznał D.W. Griffitha, za którego namową wyruszył na zachód, by spróbować szczęścia w Hollywood.

Browning stanął za kamerą przeszło sześćdziesięciu produkcji, spośród których do klasyki kina przeszły dwie: nakręcony dla Universal Pictures „Książę Dracula” z 1931 r. oraz powstałe rok później kontrowersyjne „Dziwolągi”. Filmem z 1932 roku Amerykanin bezpowrotnie pochował swoją karierę, lecz będący cichym bohaterem filmów Browninga cyrk na zawsze pozostał w świadomości wielbicieli kina i ostatecznie stał się tym, z czym większość widzów zaczęła go kojarzyć. Reżyser nakręcił kilka obrazów w tej tematyce, jednak „Demon cyrku”, stojący w cieniu rozsławionych „Dziwolągów”, jest kinem przez wielu uznawanym za dojrzalsze i bardziej wartościowe. Luźno oparta na historii z czasów pracy Browninga w cyrku opowieść dotyczy rzekomo bezrękiego zbiega Alonzo (Lon Chaney) ukrywającego się wśród akrobatów i cudaków. Kryminalista znajduje azyl w cyrku niejakiego Antoniego Zanzi (Nick De Ruiz), którego córka, Nanon (młodziutka wówczas Joan Crawford), jest nie tylko jedną z performerek, ale również obiektem westchnień Alonzo oraz Malabara (Norman Kerry) – lokalnego strongmana. Nanon jest dogłębnie przerażona męskim dotykiem (czego powodem może być postać jej władczego ojca), dlatego szczere uczucia Malabara zostają odłożone na bok. Szansę dostrzega zakochany do szaleństwa Alonzo, który w braku rąk widzi swą kartę przetargową. Mężczyzna morduje w afekcie sprzeciwiającego się ojca Nanon, lecz kobieta z oddali nie dostrzega sprawcy, a zaledwie jego defekt – podwójny kciuk. Zdesperowany  bohater posuwa się do drastycznych kroków. Postanawia naprawdę pozbyć się rąk.

still-of-lon-chaney-in-the-unknown-(1927).jpg

Wydarzenia nieubłaganie dążące do dramatycznego finału przedstawiają jednostkę zamroczoną uczuciem mieszczącym się gdzieś między bezkompromisową żądzą posiadania a miłosnym oddaniem. Alonzo nie jest postacią złą do szpiku kości. Jest bohaterem tragicznym, któremu brak trzeźwego myślenia unieszkodliwia uzyskanie upragnionych rezultatów. Jest w nim pewien fatalizm sprawiający, iż sytuacje, w których się znajduje, obracają się przeciwko niemu. Cyrkowe doświadczenie Browninga z pewnością przyczyniło się do nadania jego antybohaterowi dwuwymiarowości sprawiającej, że nie postrzegamy Alonzo wyłącznie jako łotra, lecz potrafimy z nim sympatyzować. Dzięki doświadczeniu, empatii i wnikliwości autora, możemy sklasyfikować „Demona cyrku” jako wzbudzające niepokój studium psychologiczne człowieka niespełnionego, którego wieczne porażki powodują narastający niedosyt. Na tym właściwie polega groza obrazu Browninga. Napędzany symboliką rąk oraz problematyką zaborczości horror straszy zmęczoną brakiem efektów psychiką zmierzającą do samodestrukcji.

Efekt bez wątpienia nie byłby taki sam, gdyby nie wyśmienity odtwórca głównej roli. Wspomagany dublerem od „grania nogami” Lon Chaney w roli Alonzo wspina się na aktorskie wyżyny kina niemego. Nieprzypadkowo nazywany człowiekiem tysiąca twarzy przedwcześnie zmarły aktor – przypominający w filmie nieco bardziej demonicznego Keitha Richardsa – tworzy kreację wzruszającą, ale będącą w stanie przyprawić o dreszcze. Jego portret nienasyconego człowieka ze zszarganymi nerwami odbił się szerokim echem, a dla wielu przyszłych pokoleń stanowił wzór aktorskiego rysopisu obsesjonata. Partnerująca mu na ekranie Crawford twierdziła, że dopiero przy Chaneyu zdała sobie sprawę z różnicy między staniem przed kamerą a graniem, a Burt Lancaster uznał właśnie tę scenę za najlepszy przykład aktorstwa w historii kina.

Ten przejmujący i nieszablonowy przykład wczesnego psychologicznego horroru nie jest tylko zapomnianym preludium do „Dziwolągów”. Jego siła, tkwiąca przede wszystkim w spersonalizowanym przez Chaneya uciśnionym pożądaniu, potrafi rezonować nawet z dzisiejszą widownią. Psychopatyczne uniesienia głównego bohatera wywołują na przemian smutek i lęk, a nieprzewidywalny i trzymający w napięciu finał porywa bez reszty. Wyprodukowany przez MGM obraz na wiele lat przepadł bez wieści, by w 1968 roku 35-milimetrowa kopia odnalazła się zupełnym przypadkiem we Francji. Kilkanaście minut oryginału do tej pory nie zostało zlokalizowane, lecz dostępna, uszczuplona wersja jest jednym z zaginionych skarbów niemego kina grozy.

„Demon cyrku” nie doczekał się żadnego wydania w polskiej dystrybucji. Ciężko znaleźć go także na fizycznych nośnikach na zagranicznych rynkach. Do najłatwiej dostępnych edycji należą tutaj zbiorcze wydania DVD ze Stanów Zjednoczonych z filmami Lona Chaneya (zestaw 3. filmów) lub pojedyncze wydanie, również na nośniku DVD.

51n4pb0bmRL.jpg

zdj. Metro-Goldwyn-Mayer / Warner Bros.