![„Wieloryb” – recenzja filmu. Sceny z życia otyłego [BFI London Film Festival]](https://filmozercy.com/uploads/images/747x400/wieloryb-recenzja-filmu-sceny-z-zycia-otylego-bfi-london-film-festival.jpg)
Jedną z najgłośniejszych premier ostatnich miesięcy 2022 roku będzie film „Wieloryb” (ang. „The Whale”), czyli najnowszy projekt reżyserski Darrena Aronofsky'ego mającego w swoim dorobku takie produkcje jak „Zapaśnik” czy „Requiem dla snu”. Czy warto czekać na polską premierę „Wieloryba”? Sprawdźcie naszą recenzję prosto z londyńskiego festiwalu.
Cielesna obsesja Darrena Aronofsky’ego trwa w najlepsze. Po oględzinach pokiereszowanego torsu Mickeya Rourke’a i łabędziej metamorfozy Natalie Portman, tym razem pod lupą filmowca wylądował Brendan Fraser. I to bynajmniej nie ten, którego możecie pamiętać z „Mumii” czy „Podroży do wnętrza Ziemi”. Aktor, który rozstał się z mainstreamem na kilka lat, powraca w „Wielorybie” do pierwszej ligi pod kilkoma warstwami charakteryzacyjnego tłuszczu. Jego ważący niespełna 280 kg Charlie to kolejna postać w twórczości reżysera, której stan psychiczny wyrażany jest poprzez ciało. Uwięziony zarówno w mieszkaniu, jak i zwężonych proporcjach kadru protagonista jest duchowym krewniakiem Randy’ego z „Zapaśnika” czy Matki Ziemi o twarzy rozdygotanej Jennifer Lawrence. Ze wspomnianymi bohaterami łączy go nieznośny ból istnienia, który w tym przypadku rośnie wprost proporcjonalnie do zwyżkujących cyferek na wadze. Cierpienie Charliego wywołała osobista tragedia, zaś pustkę nią spowodowaną wypełniło kompulsywne jedzenie. Rzeczywistość została ograniczona do kanapy, laptopa i śmieciowego żarcia, które wala się po ponurym pokoju. Na ekranie oglądamy świadome i powolne samobójstwo.
Film otwiera scena masturbacji, którą protagonista przypłaca niewydolnością serca. Wartość ciśnienia krwi brzmi jak wyrok, który układ 240-130 zamienia w – odliczany kolejnymi dniami – nadciągający koniec. Charlie wie, że nie zostało mu wiele czasu, wobec czego postanawia odezwać się do Ellie (znana ze „Stranger Things” Sadie Sink), nastoletniej córki, z którą do tej pory kontakt utrzymywał przez matkę. Bohater opuścił rodzinę, kiedy dziewczyna miała 8 lat, by związać się ze swoim studentem. Od śmierci partnera mężczyzna pozostaje sam. Odwiedza go jedynie Liz (Hong Chau), przyjaciółka i pielęgniarka, która z zatrważającym spokojem przyjmuje jego decyzję o braku podjęcia jakiegokolwiek leczenia. W filmie poznajemy też Thomasa (Ty Simpkins), pełnego młodzieńczego zapału misjonarza z New Life Church, który pojawia się w życiu Charliego na zasadzie czegoś w rodzaju subwersywnego deus ex machina. To właśnie w takiej charakterologicznej konfiguracji Aronofsky do spółki ze scenarzystą Samuelem D. Hunterem (autorem sztuki, na podstawie której powstał film) ukazuje kilka dni z życia jeszcze jednego nieszczęśnika.
Kinowy „The Whale” wręcz ostentacyjnie nie wyzbywa się swych korzeni. Akcja filmu ma miejsce wyłącznie w jednym pomieszczeniu, gdzie osnuci wokół tytułowego Wieloryba bohaterowie poboczni co jakiś czas przenikają jego przestrzeń. Smętny pokój Charliego symbolicznie nie wychodzi poza ramy teatralnej sceny, z kolei kamera Matthew Libatique’a nie robi zbyt wiele, by pozbawić nas uczucia doświadczania spektaklu. Choć zabieg ten wzmacnia świetny i pełen empatii występ Frasera, powoduje on narracyjną monotonię, która w odniesieniu do ogółu twórczości Aronofsky’ego wydaje się zupełnie nie na miejscu. W następstwie tego tekst Huntera – jakkolwiek błyskotliwy i przejmujący – traci na swoim znaczeniu. Niewspomagany odpowiednimi rozwiązaniami aranżacyjnymi scenariusz sprawia, że następujące po sobie sceny zaczynają wydawać się bliźniaczo podobne. Wygląda to trochę tak, jakby ekspresyjny nadmiar reżysera ustąpił równie radykalnej powściągliwości. Po dwóch godzinach przebywania w fatalistycznej dziurze, zaczyna się tęsknić za opresyjnością domu bohaterki „mother!”. Z mieszkania Charliego chce się czym prędzej uciekać, ale w tym wypadku nie działa to na korzyść filmu.
Jak na obraz z tak wyraźnym motywem przewodnim, „Wieloryb” Aronofsky’ego cierpi od braku zdecydowania w kwestii obrania dramaturgicznego kierunku. Na drodze do uzyskania jasnego przekazu stoi tutaj narracyjny bałagan z udziałem wprowadzanych jak gdyby losowo postaci drugoplanowych. Najgorzej pod tym względem wypada wątek Thomasa, krzewiciela wiary z kilkoma grzeszkami na sumieniu, który de facto nie ma żadnego udziału w rozwoju wydarzeń i należycie funkcjonuje jedynie w charakterze metafory. Zwłaszcza w drugim i trzecim akcie „The Whale” sprawia wrażenie kłębka niepoukładanych myśli, z których tylko część odnajduje drogę prosto do widza. Nawet kilkukrotnie wspomniany już poprzedni film reżysera – pomimo swej wieloznaczeniowości – z łatwością dał się utrzymać w interpretacyjnych ryzach. Podsumowując, Aronofsky’emu wciąż nie udało się upolować swojego wielkiego białego wieloryba. Dobrze widzieć, że twórca wciąż eksperymentuje z formą i próbuje nowych rozwiązań, ale tym razem wyzwanie poskutkowało spadkiem formy.
Ocena filmu „Wieloryb”: 3/6
zdj. A24