„Wojna królów” („War of Kings”) – recenzja komiksu

12 sierpnia wydawnictwo Egmont wypuściło na wydawniczy rynek album „Wojna królów”, kolejny rozdział wielkiego wydarzenia zapoczątkowanego przez Dana Abnetta w „Anihilacji”. Jak wypada nowa opowieść ze świata Marvela? Sprawdźcie naszą recenzję.

Materiał może zawierać treści stanowiące, w ocenie niektórych czytelników, spoilery do komiksów „X-Men: Mordercza geneza”, „Uncanny X-Men: Powstanie i upadek imperium Shi'ar” oraz „Wojna królów: Preludium”, jak również innych składowych wielkiej kosmicznej epopei Dana Abnetta i Andy'ego Lanninga ciągnącej się od pierwszego tomu „Anihilacji” poprzez „Anihilację: Podbój” i pierwszy tom klasycznych „Strażników Galaktyki”.

Gabriel Summers, znany lepiej jako Wulkan (czyli ten najbardziej zły z braci Summersów), rośnie w siłę, a wraz z nim rozpoczyna się ekspansja Imperium Shi'ar. Niedawno wprawdzie obalił Lilandrę i został Imperatorem, jednakże nastroje w społeczeństwie pozostają niebezpiecznie podzielone, co powoduje skupienie się wokół obalonej cesarzowej ruchu oporu wspieranego przez Starjammers – kosmicznych piratów aktualnie pod przywództwem Havoka, brata Gabriela. Na starcie więc robi się osobiście. Tymczasem na Ziemi zakończyła się Tajna Inwazja, a zmiennokształtne Skrulle zostały odparte. Jako że Black Bolt – władca Inhumans – był więziony przez Skrulle, po jego uwolnieniu rozpoczyna się krucjata przeciwko najeźdźcom. Kosmiczna baza Inhumans zostaje poderwana z Księżyca i Black Bolt rusza w pościg za niedobitkami floty przeciwników. Wkrótce  dochodzi do spotkania z Kree, rasą odpowiedzialną za stworzenie Inhumans poprzez serię genetycznych modyfikacji na ludziach. Aktualnie Kree znaleźli się w ślepym zaułku ewolucji własnego gatunku i desperacko poszukują sposobu na wyjście z impasu. Spotkanie obu ras doprowadza do tego, że Ronan Oskarżyciel, przywódca Kree, klęka przed Black Boltem i powstaje przymierze, którego symbolem ma stać się ślub Ronana z Crystal, siostrą Królowej Meduzy. Kiedy informacje o uroczystości (na której ma pojawić się również i Lilandra) docierają do Wulkana, ten tworzy śmiały plan błyskawicznego ataku na Halę, stolicę Imperium Kree, z użyciem pełnej mocy Straży Imperialnej dowodzonej przez potężnego Gladiatora, ostatniego z rasy Stronian. Jak łatwo się domyślić, taki ruch doprowadzi do skrajnego zantagonizowania obu Kosmicznych Imperiów, przeradzając się w tytułową „Wojnę królów”. Tu nie będzie chodzić o wpływy czy dobra, ale o honor kosmicznych ras. Czy w tym wszystkim Lilandra ma szansę na odzyskanie władzy w Shi'ar i zakończenie niesnasek między frakcjami wewnątrz Imperium? Jaka będzie rola w tym wszystkim Strażników Galaktyki, wepchniętych w cały konflikt jak zwykle w najmniej odpowiednim momencie...?

Na tom składają się: seria tytułowej „Wojny królów” (zeszyty 1-6), miniserie „Wojna królów: Darkhawk” oraz „Wojna królów: Wniebowstąpienie”, wszystkie autorstwa Dana Abnetta i Andy'ego Lanninga, oraz one-shot „Wojna królów: Dziki świat Sakaara” i dwuzeszytowa antologia „Wojna królów: Wojownicy” spod pióra Christosa Gage'a.

wojna-krolow-plansza.jpg

Seria główna to ewidentnie najlepsze, co to wydanie zbiorcze ma do zaoferowania. Zaczynamy klasycznym, spektakularnym „trzęsieniem Ziemi”, a potem napięcie rośnie. Stawki pęcznieją, a bohaterowie w oparach patetycznych przemów i niewymuszonego humoru zmierzają do z góry ustalonego przez autorów, choć niezbyt oczywistego, status quo. Widać tu większy zamysł i przede wszystkim przestrzeń, jaką autorzy mieli na budowanie relacji i postaci w poprzednich historiach. Przez to całość czyta się przyjemnie i odbiera wiarygodnie. Do tego w bonusie dla wszystkich fanów runu Jasona Aarona w „Thorze” – pamiętacie spektakularną scenę ataku sił Shi'ar na Asgard? Abnett i Lanning robią tu coś zadziwiająco podobnego, z użyciem tych samych postaci, tyle że... dekadę wcześniej. Przypadek? Jeżeli tak, to bardzo zastanawiający. Sytuacja zmienia się z kolejnymi historiami z tego tomu, które zasadniczo mają dopowiadać wątki i sceny do właściwej „Wojny królów”, jednakże w praktyce dodają opowieści, których nie do końca potrzebowałem. Dla tych trzech fanów Darkhawka w Polsce mamy miniserie „Wojna królów: Darkhawk” oraz „Wojna królów: Wniebowstąpienie”, które zasadniczo retconują tę postać, czyniąc ją częścią nieco większej, pradawnej inicjatywy, oraz dokładają sporą porcję mitologii. Powiem szczerze, że po tych sześciu zeszytach nadal nie wiem, jak miałyby działać moce tej postaci, a jednocześnie mam wrażenie, że informacje, jakie dostałem w serii głównej, były w zupełności wystarczające dla jej zrozumienia. Mimo to miniserie pozostają w pełni spójne ze wszystkim, co już widzieliśmy, z uwagi na tożsamość zespołu kreatywnego. Jak się okazuje, wraz z postępem lektury jest to tego rodzaju zaleta, którą docenia się dopiero, gdy się ją straci. „Wojna królów: Dziki świat Sakaara” to z kolei wycieczka krajoznawcza po miejscu akcji ze słynnej „Planety Hulka” z udziałem ścierających się przedstawicieli obu skonfliktowanych nacji – Gorgona z Inhumans i Starbolta z Shi'ar. Z jednej strony temat ma potencjał, jak wiemy na planecie po odejściu Hulka pozostał jego pełen gniewu syn, z drugiej strony potencjał ten ginie gdzieś w odmętach pretekstowej fabuły i deus ex machinowych zwrotów akcji. Ostatecznie historia kończy się równie szybko, jak została zawiązana. Kończący tom „Wojna królów: Wojownicy” to antologia czterech krótkich fabuł: „Obowiązek” – genezy Gladiatora z Shi'ar, „Powrót do domu” – opowieść o opuszczeniu strefy negatywnej przez Króla Blastaara, „Początkowe trudności” – śledztwo Crystal z rodziny królewskiej Inhumans oraz „Ryt przejścia” – zgłębienie młodości Cesarzowej Lilandry. Czy któraś z tych krótkich form jest ważna lub szczególne ciekawa? No może dałbym szansę historii Gladiatora, reszta opowiada wydarzenia tak bardzo drugoplanowe i tak bardzo mętnie, że nie sposób czerpać z nich realnej czytelniczej radości.

Oprawa graficzna, jak zwykle w przypadku wydań zbiorczych, jest zróżnicowana. Serię główną ilustrują Pelletier i Dazo, znani z poprzednich tomów sagi, dynamiczni, pełni szczegółów, choć miejscami zbytnio skupieni na postaciach kosztem teł. W miniseriach poświęconych Darkhawkowi Pelletier został wymieniony na Tolibao i Pantalenę oraz skład wsparł dodatkowo Wellinton Alves. Tu estetyka zdaje się być dziwnie nierówna. Obok szczegółowych, energetycznych kadrów możemy spotkać grymasy  postaci oraz naruszenia proporcji twarzy sprawiające, że ciężko rozpoznać tego samego bohatera na przestrzeni kilku plansz. W kolejnych historiach warto wspomnieć o pracach Grahama Nolana w „Dzikim świecie Sakaara” i Mahmuda Asrara w „Obowiązku”, wszystkich utrzymujących się w klasycznym superbohaterskim standardzie lat dwutysięcznych, bez wodotrysków, ale i bez obraźliwych bazgrołów. No może z wyjątkiem „Rytu przejścia”. Nie mam nic na obronę niektórych kadrów z tej historii.

Wydanie polskie to standard Klasyki Marvela, do którego przyzwyczaił nas już Egmont. Do lokalizacji nie sposób się przyczepić. Jest poprawna, a tym samym i zadowalająca. Oryginalne okładki zeszytowe umieszczono – na szczęście – w treści historii. Na końcu tomu dostajemy okładki alternatywne w ilości trzech oraz taką samą ilość szkiców Pelletiera, a nadto obowiązkowe polecanki wydanych już tomów: „X-Men: Mordercza geneza”, „Uncanny X-Men: Powstanie i upadek imperium Shi'ar”, „Strażnicy Galaktyki” oraz sagi: „Anihilacja”, „Anihilacja: Podbój” i „Saga nieskończoności”.

wojna-krolow-plansza-1.jpg

Podsumowanie

„Wojna królów” to kolejny przystanek na trasie naszej wielkiej kosmicznej wyprawy prowadzącej wprost do tego, co w niej najbardziej spektakularne – finału runu Abnetta i Lanninga w „Strażnikach Galaktyki” oraz „Imperatywu Thanosa”. O ile jednakże sama seria główna ma pewien walor z zakresu budowania ciągłości fabularnej i organicznego przekształcania status quo, to już historie poboczne nie do końca mnie do siebie przekonują. W większości to zbieraninia odpowiedzi na pytania, których nigdy bym sobie nie zadał, i rozwijanie postaci, o których więcej nie usłyszymy. W praktyce dostajemy więc w wydaniu zbiorczym standardową objetość Klasyki Marvela od Egmontu podzieloną na historię główna i pomniejsze opowieści powiązane motywem przewodnim starcia Black Bolta i Wulkana. Czy warto? Główną serię, choć nie jest to efektowność „Anihilacji” czy „Strażników Galaktyki”, serdecznie polecam z perspektywy właśnie kontekstu, jaki daje na przyszłość i tych kilku złotych scen z udziałem Szopa Rocketa i Draxa Niszczyciela. Reszta tomu pozostaje w zasadzie pomijalna i pretekstowa, wypełniona trochę na siłę przygodami postaci drugo- i trzecioplanowych na tle motywów, które w tym uniwersum mogą przemówić do czytelnika sentymentem. Fani kosmosu Marvela nie będą marudzić, reszta może poczuć delikatne znużenie.

Oceny końcowe

4
Scenariusz
3+
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
3
Przystępność*
4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Specyfikacja

Scenariusz

Dan Abnett, C.B. Cebulski, Jay Faerber, Christos N. Gage, Andy Lanning

Rysunki

Wellinton Alves, Mahmud Asrar, Reilly Brown, Bong Dazo, Carlos Magno, Adriana Melo, Graham Nolan, Paolo Pantalena, Paul Pelletier, Ramón Pérez, Harvey Tolibao

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Druk

Kolor

Liczba stron

420

Tłumaczenie

Tomasz Sidorkiewicz

Data premiery

12 sierpnia 2020 roku

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / Marvel