Wstawaj, samuraju, mamy demona do pokonania. Recenzja komiksu „Ronin”

W grudniu Egmont wypuścił do sprzedaży nowe wydanie „Ronina” Franka Millera. Przekonajcie się, czy warto poznać lub przypomnieć sobie to cyberpunkowe dzieło.

W obu sytuacjach odpowiedź jest jedna — tak, warto to zrobić. Mimo kilku dekad na karku dzieło Millera wciąż może być atrakcyjne dla współczesnego odbiorcy. Co prawda niektóre rozwiązania fabularne i styl autora nie są już tak rewolucyjne jak w momencie premiery, ale i tak komiks zestarzał się całkiem dobrze, a część poruszanych wątków wciąż jest nad wyraz aktualna. Z tego samego powodu polecałbym ponowną lekturę tym wszystkim, którzy poznali „Ronina” lata temu. Z niemałym zaskoczeniem przyznaję, że wątek sztucznej inteligencji dziś wybrzmiewa równie świeżo, a może nawet jeszcze dobitniej niż te naście lat temu. Pozostaje jeszcze początek tej opowieści. Upływ czasu nie uszczknął nawet grama z atrakcyjności — zarówno wizualnej jak i fabularnej.

A o czym jest „Ronin”? To historia, jaka zaczęła się dawno temu i której kres nastąpił w niedalekiej (i z każdym rokiem coraz bliższej) przyszłości. To opowieść zgrabnie łącząca realia feudalnej Japonii z cyberpunkową dystopią. Demony mieszają się tu z technologią, dawne przeplata się z nowym. To dzieje kobiety wychodzącej przed szereg oraz rōnina i jego wędrówki ścieżką zemsty rozpoczętej w jeszcze w Kraju Kwitnącej Wiśni ery samurajów, a zwieńczonej w spowitym betonem i stalą futurystycznym Wielkim Jabłku. 

ronik komiks recenzja

Wciąż czyta się to piekielnie dobrze. Może tu czy tam (zwłaszcza w dialogach) da się wyczuć ducha czasów, w jakich powstawał omawiany komiks, ale w przypadku jego większej części można mówić o sporej przyjemności czerpanej z poznawania fabuły. Nie bez znaczenia w tej kwestii jest wykorzystanie przez Millera ponadczasowych motywów, które dziś w dobie większych niż kiedykolwiek i jeszcze więcej znaczących korporacji oraz rosnącego znaczenia sztucznej inteligencji okazują się nawet bardziej aktualne niż w latach 80.

Strona wizualna pełna jest milleryzmów. Fanem stylu autora nie jestem (i może dlatego, jako ulubione komiksy Millera wskazuję te narysowane przez Davida Mazzucchellego), ale nawet z moim nastawieniem nie mogłem nie docenić niektórych plansz czy rozwiązań. Zwłaszcza cieszą zabawy z kadrami, a dynamika niektórych fragmentów zwyczajnie urzeka. Nawet mi ciężko było nie zachwycić się tą czy tamtą stroną. Fani Millera mogą podnieść ocenę za rysunki o jeden punkt.

Komiks został solidnie wydany. Otrzymaliśmy standardowy format amerykański, twardą oprawę, dobrej jakości papier oraz druk i zadowalające tłumaczenie. Między okładkami znajdziemy sporo dodatków — m.in. plansze przed nałożeniem kolorów czy przedmowę przybliżającą czytelnikom czasy powstania „Ronina”.

„Ronin” to cyberpunkowa opowieść, jaką warto znać i to nie dlatego, że jest ona klasykiem, który kiedyś tam zrewolucjonizował rynek. To po prostu dobrze poprowadzona fabuła wykorzystująca wciąż aktualne motywy i nadal mogąca zaoferować coś czytelnikom.

Oceny końcowe komiksu „Ronin”

4+
Scenariusz
4
Rysunki
5
Tłumaczenie
5+
Wydanie
4+
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6. 

ronin komiks 

Specyfikacja

Scenariusz

Frank Miller

Rysunki

Frank Miller

Oprawa

twarda

Druk

Kolor

Liczba stron

342

Tłumaczenie

Jarosław Grzędowicz, Marek Starosta

Data premiery

4 grudnia 2024 roku

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Zdj. Egmont / DC Comics