
Po ponad roku oczekiwania do sprzedaży trafił kolejny tom „Młodych Tytanów” z serii „DC powieść graficzna 13+”. Czy po takim czasie czytelnicy otrzymali tytuł, jakiego warto było wypatrywać? Przekonajcie się z recenzji!
W ramach wydawanego przez Egmont cyklu komiksów superbohaterskich dla młodzieży ukazało się sporo interesujących tytułów. Być może niektórych to zaskoczy, ale często są to pozycje ciekawsze i dodatkowo lepiej radzące sobie z poruszaniem trudnych tematów (m.in. żałoba, przemoc, odrzucenie/osamotnienie) niż komiksy teoretycznie skierowane do starszego odbiorcy. Mało tego, lektura nie wymaga dużej znajomości uniwersum DC, więc opowieści opublikowane w ramach serii „DC powieść graficzna 13+” świetnie sprawdzają się także w roli punktu wyjścia do poznawania innych historii o Batmanie i reszcie jemu podobnych. Z założenia miały być to niepowiązane ze sobą powieści graficzne, ale otrzymaliśmy też jeden cykl, czyli „Młodych Tytanów”.
„Robin” bezpośrednio kontynuuje wątki z poprzednich tomów. Raven, Beast Boy, Max Navarro i Damian Wayne kontynuują ucieczkę przed ludźmi Slade’a Wilsona (i nim samym), rozwijają swoje umiejętności i zacieśniają więzi. Zwłaszcza dwie ostatnie kwestie odgrywają tu istotną rolę. Młodzi bohaterowie doskonalą nie tylko swoje moce, ale również pracują nad kompetencjami miękkimi. Uczą się, jak ze sobą rozmawiać, współpracować i wybaczać innym. Tak więc Beast Boy ponownie spotyka się z rodzicami, a Damian Wayne na nowo poznaje przybranego brata. Tak, nasza radosna gromadka jeszcze bardziej się rozrosła i zamiast zapowiadanej od dawna Starfire na kartach komiksu pojawił się Dick Grayson. Mimo powiększenia grona protagonistów autorce nadal udaje się zapewnić wszystkim odpowiednią ilość miejsca dla siebie.
Niestety gorzej Kami Garcia poradziła sobie z rozwojem i atrakcyjnością fabuły. Czwarty tom „Młodych Tytanów” sprawia wrażenie typowego fillera. Niby postacie stawiają kolejne kroki na drodze do lepszego zrozumienia siebie i rozwijania umiejętności współpracy, ale w trakcie czytania miałem wrażenie, że całość została na siłę rozwleczona. Zupełnie tak, jakby scenarzystce jednocześnie zabrakło miejsca, by wprowadzić Starfire lub zakończyć wątek Trigona, a także pomysłów na ciekawsze zapełnienie stron. Nie przeszkadzałoby to tak bardzo, gdyby nie częstotliwość wydawania kolejnych części. Trzeci tom, „Beast Boy kocha Raven”, ukazał się w Polsce wiosną ubiegłego roku. Tom piąty, „Starfire”, do sprzedaży trafi w lipcu przyszłego roku. Mowa oczywiście o wydaniu oryginalnym. Premiery rodzimego przekładu należy się spodziewać najszybciej jesienią, ale prawdopodobny jest również scenariusz zakładający wydanie komiksu dopiero w 2025 roku. To są zbyt duże odstępy, by można było usprawiedliwiać jakiekolwiek fabularne zapychacze. Oczekiwałem konkretnego pchnięcia akcji, a otrzymałem zaledwie lekkie szturchnięcie. Równie dobrze, co lektura całego „Robina”, sprawdzi się przeczytanie streszczenia recenzowanej pozycji. No, chyba że ktoś bardzo lubi sztampowe opowieści o treningach i/lub docieraniu się dwóch silnych osobowości albo ceni sobie rysunki Gabriela Picolo.
Problemowy okazał się również antagonista. Na ten moment Slade Wilson nie pokazał zbyt wiele. Jasne, wiedza na temat bohaterów, jaką najemnik dysponuje, budzi trwogę, ale poza tym jest on wyjątkowo nijakim przeciwnikiem. Co więcej, jedna ze scen rozbawiła mnie i wzbudziła skojarzenia z przygodami Scooby-Doo i jego towarzyszy. Nie wiem, czy było to zamierzone przez scenarzystkę.
Strona wizualna „Robina” ponownie wypada przyjemnie dla oka. Gabriel Picolo i kolorysta David Calderon wypadli na zadowalającym poziomie. Co prawda brak tu eksperymentów z formą czy prób zrobienia czegoś nowego, ale rysunki są na tyle dobre, bym zbytnio na to nie marudził. Do gustu przypadły mi zwłaszcza dwie kwestie. Pierwsza z nich to piękne nawiązanie do „Akiry”, a druga dotyczy Batmana. Picolo unikał pokazywania oblicza Bruce’a – zupełnie tak, jakby chciał przypomnieć, że choć to sam Mroczny Rycerz, to jednak nie on jest twarzą tego komiksu i kto inny gra tu pierwsze skrzypce.
Czwarty tom „Młodych Tytanów” to komiks, który zamiast sytym daniem okazał się ledwie przystawką. Powiem nawet więcej, „Robin” nie tylko nie zaostrzył mi apetytu na kolejny tom, ale również sprawił, że chwilowo straciłem ochotę na więcej historii autorstwa Kami Garcii.
Oceny końcowe komiksu „Młodzi Tytani: Robin”
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
*Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.
Specyfikacja
Scenariusz |
Kami Garcia |
Rysunki |
Gabriel Picolo |
Oprawa |
miękka |
Druk |
Kolor |
Liczba stron |
184 |
Tłumaczenie |
Alicja Laskowska |
Data premiery |
8 listopada 2023 roku |
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.
zdj. Egmont / DC Comics