„X-Men: Czerwoni” – recenzja komiksu. Mutant Antoni a sprawa polska

Pod koniec lipca nakładem wydawnictwa Egmont ukazał się komiks „X-Men: Czerwoni”  opowiadający o Jean Grey, która znalazła się w nowej rzeczywistości diametralnie różniącej się od tej, którą pamiętała z przeszłości. Czy warto zainteresować się historią ze scenariuszem Toma Taylora? Sprawdźcie naszą recenzję.

Kiedy wziąłem do ręki ten tomik, w mojej głowie zakiełkowała myśl. Ostatnio wszystkiego, czego dotykał się Tom Taylor, okazywało się scenopisarskim, komiksowym złotem lub przynajmniej srebrem najwyższej próby. Do tego Taylor m.in. rozwinął skrzydła w Marvelu serią „All-New Wolverine”, co dawało nadzieje, że środowisko mutantów nie jest mu obce i potrafi poruszać się w nim jak aktualnie mało kto. Z drugiej strony serie indywidualne od zawsze rządziły się nieco innymi regułami niż drużynówki, gdzie zasadniczo na wszelkie budowanie relacji brakuje czasu i miejsca. No a jak by nie było, X-Men to taki serialowy tasiemiec, tyle że z supermocami, więc od zawsze właśnie relacjami stał. Na taki grunt przychodzi nasz scenarzysta wraz ze swoją jedenastozeszytową miniserią mającą za cel nieco przemodelować aktualną mutancką scenę pod wodzą nieco zaskakującego – przynajmniej dla mnie – lidera.

Jean Grey od zawsze była w składzie X-Men. Jeszcze jako Marvel Girl błąkała się tu i ówdzie, aby w cieniu męskiej części drużyny i Profesora Xaviera doskonalić swoje zawodne telepatyczne i telekinetyczne moce. Nawet gdy zawładnęła nią Phoenix – kosmiczna siła śmierci i odrodzenia – sama Jean była bardziej silnikiem napędu fabularnego kolejnych historii niż źródłem rzeczywistych ludzkich decyzji czy relacji. Następnie przez lata borykała się z widmem Phoenix, co niejako powstrzymywało rozwój jej postaci. Ostatecznie Jean zmarła, a niedawno została przywrócona przez Phoenix, obie panie – mówiąc w pewnym uproszczeniu – pojednały się i Jean po raz pierwszy w długiej historii postaci wydaje się być gotowa do stawienia czoła przeciwnościom i przewodzenia X-Men (lub przynajmniej ich odłamowi). Dziś bowiem Jean ma plan. Po połączeniu się telepatycznie z największymi umysłami na planecie w jej głowie wykiełkował pomysł uczynienia z mutantów narodu, w miejsce zamkniętych w jednym miejscu wyrzutków jak to miało miejsce w przypadku wyspy Genoshy (za czasów Magneto) czy później Utopii (za czasów rebelianckiego Cyclopsa). Rozproszony naród miałby bowiem większą szansę na ograniczoną autonomię w ramach poszczególnych państw, jednocześnie nie będąc skupionym celem dla mutanckich wrogów. W tym celu poprzez kilka sprytnych ruchów w kuluarach zdobywa poparcie dla swojego pomysłu ze strony Wakandy (a jakże) oraz Atlantydy (tu pewne zaskoczenie, jako że to ruch dość odważny jak na butnego Namora). Ostatecznie posiedzenie Organizacji Narodów Zjednoczonych, na którym roztrząsany jest ten pomysł, idzie w bardzo pozytywnym kierunku, zawsze znajdzie się jednak kilka sceptycznych głosów. Ostatecznie po zakończonych obradach Jean próbuje toczyć dalszą dyskusję z jedną z przeciwniczek tego pomysłu, gdy ta zaczyna wypluwać z siebie słowa bez większego sensu i składu, po czym jej czaszka... eksploduje. Dołóżmy do tego kilkanaście okolicznych kamer rejestrujących całe wydarzenie i mamy gotowy przepis na wybuch kolejnych oskarżeń względem mutantów, bowiem kto inny jak nie Jean mógłby zrobić coś takiego. Naszej bohaterce udaje się zbiec z pomocą przyjaciół, więc de facto cała wesoła gromadka towarzyszących jej X-Men staje się poszukiwanymi przez prawo przestępcami. Narastają przy tym ponad skalę ruchy antymutanckie wymagające objęcia ochroną tych przedstawicieli gatunku, którzy nie mogą obronić się sami. Tak tworzy się nowa, „czerwona” drużyna złożona z Jean, Laury Kinney aka Wolverine, klona Laury – Gabby (Taylor nie byłby sobą, gdyby ich tu nie wpisał), Nightcrawlera, Gambita, a docelowo również Storm i nowego nabytku – wakandzkiego mutanta Gentle. Jak się okazuje, rozwiązaniem problemu zarzutów może być Trinary, mutantka mówiąca językiem urządzeń elektronicznych, zarzekająca się, że potrafi odtworzyć z telefonu zamordowanej nagranie oczyszczające Jean. Przy okazji wyjdzie na jaw, że za wzrostem antymutanckiej nienawiści stoją nano-sentinele wszczepiane ludziom przez tajemniczego, klasycznego x-menowego złoczyńcę, dla którego nienawiść jest niczym paliwo napędowe. Dodajcie do tego nowy środek transportu zespołu w postaci przeprogramowanego sentinela przemalowanego na gustowne, tęczowe barwy i macie punkt wyjścia dla kolejnego rozdziału niekończącej się opowieści o walce X-Men o ludzkość i jej akceptację.

x-men czerwoni plansza

Jak to wszytko się spina? Świetnie. Fabuła z jednej strony osadzona jest na znanych i odwiecznie kojarzonych z X-Men motywach, z drugiej zaś rozpięta pomiędzy zaskakującymi zwrotami akcji. Rozwija się organicznie i płynnie, zapewniając zarazem spektakularne sceny superbohaterskich starć, jak i kameralne wymiany zdań budujące cegła za cegłą wzajemne drużynowe relacje. Aż wreszcie nadchodzi zeszyt #5 serii, czyli rozdział rozpoczynający się scenami w rodzimym belwederze, a kończący się osłanianiem ewakuacji mutantów z bałtyckich plaż. Nazwijcie to lokalnym patriotyzmem, ale śledzenie losów mutanta Antoniego, jego syna Filipka i słowa Storm rzucone na plaży do polskich żołnierzy (swoją drogą będące świetnym podsumowaniem każdej relacji władza-obywatel) urzekły mnie niezmiernie. Po tej serii powiem tyle – Taylor nadal jest w formie, a Jean Grey wreszcie została wyposażona w charakter, a nie wyłącznie w lęki i walkę z nimi. Całościowo mamy tu więc połączenie świetnych, świeżych pomysłów i sprawnej solidnej scenopisarskiej roboty. Warto? Bezwzględnie.

Oprawa graficzna to ponownie prace kilku artystów. Pascal Alixe zapewnia wizualia w zeszycie specjalnym i tu ciężko o zachwyty. Jego teoretycznie najbardziej realistyczny, ale i nieco sztuczny, statyczny styl to kompletnie nie moja bajka. Dalej jest tylko lepiej, jako że Mahmud Asrar, Carmen Carnero i Roge Antonio to artyści, których łączy klasyczny, współczesny styl komiksowy, z silnym konturem, nieco kanciasty, uproszczony i karykaturalny, ale za to bardzo dynamiczny i komunikatywny. Nie są to wodotryski, ale nie będziecie w stanie się obrazić na estetykę całości tomu.

Wydanie polskie to zakorzeniony już u nas Marvel Fresh – wariant miękkiej oprawy ze skrzydełkami. Na tomik składają się 11 zeszytów serii regularnej „X-Men: Red” oraz „X-Men: Red Annual”, ten ostatni stanowiący pomost i szybkie streszczenie drogi Jean dla tych, którzy nie mieli okazji bliżej jej poznać lub – nie daj Boże – nie zauważyli jej braku w uniwersum lub zmartwychwstania. Wydanie spore, więc w ramach dodatków raczej skromnie – kilka okładek alternatywnych w miniaturach, polecajki serii „All-New Wolverine” Taylora (którą również szczerze polecam) oraz zapowiedź kolejnych przygód „Uncanny X-Men”, niestety już bez tego scenarzysty.

x-men czerwoni plansza

Podsumowanie

W tej historii znajdziecie kompletnie wszystko, czego szukalibyście w rozrywkowej historii z X-Men: odwieczny traktat o tolerancji, kolorowe stroje, egzotyczne moce i spektakularne starcia oraz ikonicznego złoczyńcę i zespół posklejany na prędce ze starych wyjadaczy, nowych twarzy i faworytów scenarzysty. Do tego całość pod przywództwem niedawno wskrzeszonej Jean Grey, która w tej pozycji wyraźnie odcina się od swoich dotychczasowych, nieco wycofanych inkarnacji i ambitnie przejmuje kontrolę nad swoim życiem oraz bierze odpowiedzialność za cały podzielony świat. Całość czyta się świetnie dzięki wiarygodnym relacjom, organicznym dialogom i płynnej narracji, czyli wszystkiego, do czego Taylor już zdążył nas przyzwyczaić. Wizualnie może nie jest tak spektakularnie, ale nie jest też źle – ot jest standardowo. Jeżeli błąkaliście się ostatnio po tytułach z mutantami i jakoś tak nic Wam nie smakowało – spróbujcie „Czerwonych”. Jest spora szansa, że swoim szaleństwem i rozmachem Wam zasmakują. No i nie zapominajmy o wartości dodanej w postaci całego zeszytu poświęconego akcji w lokalnych sceneriach.

Oceny końcowe

5
Scenariusz
4+
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
6
Przystępność*
5
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Specyfikacja

Scenariusz

Tom Taylor

Rysunki

Roge Antonio, Mahmud Asrar, Carmen Carnero

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Druk

Kolor

Liczba stron

284

Tłumaczenie

Weronika Sztorc

Data premiery

28 lipca 2021

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Marvel / Egmont