„Zło nie istnieje” – recenzja filmu. Sorry, takie mamy prawo

Wczoraj na platformie mojeekino.pl wystartował pierwszy w Polsce Festiwal Filmów Fabularnych online – 26. Wiosna Filmów. Na film otwarcia przez organizatorów został wybrany zwycięzca głównej nagrody 70. Berlinale – „Zło nie istnieje”, dla którego był to dzień oficjalnej polskiej premiery. Czy warto zainteresować się nowym dziełem Mahammada Rasoulofa, którego filmy są zakazane w Iranie? Sprawdźcie naszą recenzję.

Aby w pełni zrozumieć: „po co?”, „jak?” i „dlaczego?” powstał ten film, należy cofnąć się trochę w czasie i poznać historię pewnego niezależnego irańskiego filmowca. Mohammad Rasoulof w 2017 roku przyjeżdża na Festiwal Filmowy w Cannes ze swoją nową produkcją – „Uczciwy człowiek”. Obraz we francuskiej stolicy kina zdobywa jedną z prestiżowych nagród i ląduje na ustach wielu krytyków, przez co po drugiej stronie półkuli również zostaje zauważony, ale w zupełnie innych kategoriach. Reżyser zostaje oskarżony przez władze swojego kraju o prowadzenie działalności propagandowej wymierzonej w ich kierunku i ostatecznie dwa lata później słyszy wyrok – rok pozbawienia wolności i dwuletni zakaz opuszczania granic Iranu. „Zło nie istnieje” to kolejne dzieło w karierze Rasoulofa, które porusza ważny moralny temat. Tym razem na tapetę twórca bierze praktykowaną w Iranie karę śmierci. A dokładniej mówiąc, jej okropne konsekwencje, ukazane na przykładzie ludzi od brudnej roboty, których zwykle pomijamy przy dyskusji na temat słuszności tego typu praktyk.

Między sądem wydającym wyrok a skazanym jest jeszcze szereg osób, o których zwykle nie pamiętamy, a bez których wykonywanie tych czynności byłoby niemożliwe. Ktoś musi pilnować więźnia i odprowadzić go pod szubienicę, inny opuścić zapadnię, a jeszcze inny po wszystkim posprzątać. Zwykle są to ludzie praktycznie niczym się od nas nieróżniący – robiący duże zakupy w dniu wypłaty, odbierający swoje dzieci z przedszkola, planujący zaręczyny i wspólną przyszłość. Rożnica jest tylko taka, że my rano wstajemy do pracy, którą sobie sami wybraliśmy, oni rano wstają i są zmuszeni sprawić, aby ten poranek był dla wielu osób ostatnim w życiu. I to właśnie na tych ludziach skupia się w swoim filmie Rasoulof. W każdej z czterech części, składających się na całość, poznajemy historię innego człowieka, którego spoiwem łączącym z pozostałymi jest kara śmierci. Na każdego wpływa ona inaczej, ale żaden z ręką na sercu nie może powiedzieć, że nie zmieniła ona jego życia.

berlinale_there_is_no_evil_0.jpg

Tajemnice, którymi owiane było tworzenie tego filmu, momentami można dostrzec w lokacjach wybranych przez reżysera. Las, pustkowie czy po prostu jeden pokój, w którym żołnierze przeżywają wewnętrzne dramaty i stają przed ogromnym dylematem – wykonać rozkaz, zabić człowieka, dostać trzydniową przepustkę i skończyć służbę w określonym przez prawo czasie czy zachować czyste sumienie, wstrzymać się od wykonania wyroku, otrzymać karę w postaci przedłużenia służby i finalnie wpaść w błędne koło bez drogi ucieczki. Jeśli chodzi o budowanie napięcia, dramaturgii i przedstawienie nam zawiłości i okrucieństwa irańskiego prawa, „Zło nie istnieje” prezentuje się wspaniale. Pierwszy segment jest wręcz stworzony tak, że wydaje mi się, że nie można było zrobić tego lepiej. Ogromne zaskoczenie, które czujemy na końcu, spowodowane nie jest tym, co widzimy na ekranie, a tym, w jaki sposób zostało nam to przedstawione. Fala smutku, która nas zalewa, jest czymś niezwykle cudownym i choć zestawienie tych dwóch słów może brzmieć okrutnie, czyż nie o to w kinie chodzi, żeby dzięki filmowi wydobyć z kopalni swojego serca te uczucia, które sprawią, że nie będziemy wiedzieli, czy płakać, czy bić brawo reżyserowi lub po prostu będziemy robić to równocześnie. Po tej wielkiej dawce emocji Rasoulof wcale nie zwalnia tempa, gdy już wiemy, o czym właściwie jest film i co nas czeka, gdy będziemy kontynuować oglądanie, wpadamy w sam środek ognia i przysłuchujemy się rozmowom żołnierzy, wśród których znajduje się jeden, który ma wykonać przed świtem swoją pierwszą egzekucję. W tej części właśnie reżyser przekazuje nam najwięcej informacji na temat irańskiego prawa, sprytnie wplatając to w dialogi między bohaterami. Wszystko odegrane jest znakomicie, aktorów w tym przypadku nie motywują nagrody czy zarobek, a bycie częścią misji, w której uczestniczą. Niech najlepszym wyrazem tego, co czują, biorąc udział w tym przedsięwzięciu, będzie wypowiedź odbierającego Złotego Niedźwiedzia producenta filmu – Farzada Paka: „Bardzo chciałbym, żeby Mohammad mógł tu dziś być i samemu opowiedział o tym niezwykłym czasie, jakim była praca nad filmem. Niestety, nie wolno mu opuszczać kraju. Pragnę zatem podziękować całej niesamowitej obsadzie i ekipie, które naraziły swoje życie, występując w tym filmie”.

Dwa środkowe segmenty – wzorem pierwszego – świetnie budują napięcie i mają w sobie tyle smutku, że nie sposób być obojętnym na to, co widzimy na ekranie. Im bliżej końca, tym bardziej zbliżamy się do części, której tempo diametralnie różni się od poprzednich i to może zaważyć na ostatecznym odbiorze filmu, a napięcie emocjonalne może gdzieś ulecieć. Rozumiem, co reżyser chciał tą opowieścią przekazać, jednak biorąc pod uwagę fakt, że „Zło nie istnieje” to bite dwie i pół godziny przed ekranem, uważam, że gdyby zakończyć tę produkcję na trzech częściach, byłby to film perfekcyjny.

Ocena: 5/6

zdj. Cosmopol Film