„Astonishing X-Men” tom 1: „Życie X” – recenzja komiksu

Pod koniec marca zadebiutował pierwszy tom serii „Astonishing X-Men” ze scenariuszem Charlesa Soule'a. Czy warto zainteresować się najnowszym tytułem ze świata X-Menów? Sprawdźcie naszą recenzję.

Trudno nie odnieść wrażenia, że Charles Soule obok Jeffa Lemire'a to jeden z tych scenarzystów, którzy obok świetnych autorskich pozycji komiksowych tworzą również wiele „takich sobie” serii w zakresie superbohaterskiego mainstreamu. Można wręcz postawić tezę, że jak nie wiadomo, kto powinien się zająć daną drużyną, to można przydzielić serię któremuś z nich i być pewnym, że przynajmniej z technicznego punktu widzenia otrzymamy przyzwoity komiks. Może nie odkrywczo i z genialnym planem, ale jednak. W Polsce niedawno przebrnęliśmy przez „Inhumans kontra X-Men” i przyszła pora na standardowe przetasowanie zespołów i start z poeventowego status quo. Soule'owi powierzono w tym zakresie serię z mutantami o dość rozpoznawalnym tytule (chociażby z racji nawiązania do ikonicznego runu tworzonej swego czasu przez Jossa Whedona i Johna Cassadaya) – „Astonishing X-Men”. Tym razem jednakże, patrząc na okładkę, można zauważyć mniej oczywiste postacie niż dotychczas. Jest tu wprawdzie Logan, ale w wersji mocno postarzonej z alternatywnego uniwersum, mamy Rogue, Gambita, Mystique i Psylocke. Na drugim planie znajdzie się jedyna postać powiązana z oryginalnym składem X-Men – Angel, tuż obok Bishopa i Fantomexa (do którego od runu Ricka Remendera w „Uncanny X-Force” mam szczególny, osobisty sentyment).

Rozpoczynamy z prawdziwym fabularnym przytupem. Rzeczywistość zostaje zaatakowana przez nieznanego wroga wprost z wymiaru astralnego. Celem okazują się jednostki posiadające zdolności telepatyczne i telekinetyczne, wielu z nich ulega i ginie (spokojnie, tylko ci bezimienni). W chwili, w której atak dosięga Elisabeth Braddock znaną również jako Psylocke, tej udaje się wysłać psioniczne wołanie o pomoc, które dociera do poszczególnych, na pozór przypadkowych mutantów, którzy wcześniej współpracowali z Braddock, m.in. Lucasa Bishopa, Rogue, Gambita i Angela. Każdy z nich w ułamku sekundy uświadamia sobie powagę sytuacji i kieruje się do serca Londynu, w którym na jednym z wieżowców, wokół Psylocke walczącej o zachowanie kontroli nad własnym ciałem, wytworzył się gigantyczny telekinetyczny konstrukt motyla, zwracając uwagę wszystkich w okolicy. Lokalne jednostki wojskowe zostają postawione w stan najwyższej gotowości. W tej rzeczywistości każdy ma świadomość, że to, co znajduje się przed ich oczami, to dzieło mutanta, a starcia mutantów zwykle oznaczają problemy dla wszystkich wokół. Na szybko sformowanej grupie, przy wsparciu Fantomexa (którego akurat nikt nie wzywał, ale zabrał się celem pilnowania swojego dłużnika – Gambita), udaje się pozbawić czasowo Psylocke mocy i przekierować wytworzoną energię, niszcząc przy tym część budynku. Niestety jest to dalekie od rozwiązania problemu. Atak trwa, a jego źródło nadal znajduje się w wymiarze astralnym, dodatkowo Betsy zdaje się rozpoznawać istotę, która może za nim stać. To tylko kwestia czasu aż ta istota znajdzie innego dostatecznie silnego telepatę, aby zamanifestować się w świecie rzeczywistym. Psylocke podejmuje decyzję o niezwłocznym wysłaniu świadomości kilku z obecnych do wymiaru astralnego celem powstrzymania zagrożenia od środka. Tymczasem wojsko szykuje się do przejęcia i zabezpieczenia całej okolicy. Kto dysponuje tak potężną mocą, żeby zaatakować wszystkich telepatów na świecie jednocześnie? I czy przypadkiem w tych niesprzyjających okolicznościach inna istota nie pomaga naszym bohaterom z wnętrza wymiaru astralnego?

Astonishing X-Men plansza 1.jpg

Co tu dużo mówić. Zawiązanie akcji w zeszycie pierwszym jest podręcznikowe – krótko i treściwie przedstawiamy bohaterów i łączymy ich w zespół na skutek wystąpienia nagłego, niespodziewanego zdarzenia. Relacje będziemy tłumaczyć w biegu. Udało się Bendisowi w „New Avengers” i Morrisonowi w „JLA - Amerykańskiej Lidze Sprawiedliwości”, czemu Soule miałby być gorszy. Na horyzoncie znowu załopoczą flagi antymutanckich ruchów, bo czymże są mutanci bez dyskryminacji i niezrozumienia społecznego. Dodatkowo wróg naszych protagonistów okaże się – a jakże – dość znajomy i immanentnie związany z wymiarem astralnym (szczególnie mile zaskakując fanów serialowego „Legionu”). Zaczynamy więc sprawnie i w przemyślany, dobrze osadzony w bogatym uniwersum sposób wyprawą do wymiaru astralnego, gdzie nikt niczego nie może być pewny, a oczekiwania i marzenia naszych bohaterów mieszać się będą z ich koszmarami. Od początku również teasowany będzie powrót pewnej dobrze rozpoznawalnej w seriach z mutantami, a nieobecnej od kilku dobrych lat postaci. W tym miejscu powiem tak – jak ktoś znika w świecie komiksowym, czy to przez śmierć, czy... hmm... z innych przyczyn, to możemy być pewni, że wróci. Pytanie brzmi jedynie, w jakim stylu i w jaki sposób; czy historia będzie w jakiś sposób osadzona fabularnie w przeszłości, czy też będzie to tuba edytorskiej potrzeby powrotu bohatera. W tym przypadku nie mam wątpliwości, że sam powrót jest nie tyle decyzją kreatywną, co potrzebą wydawcy. Nie zmienia to jednak faktu, że pomysł jest ciekawie zbudowany na tym, co już od dawna o tej postaci wiedzieliśmy. Nie jest więc tak źle, jak mogłoby być. To już coś. Zamknięcie tomu pozostawiło mnie nie do końca w status quo, którego się spodziewałem, oraz z paroma pytaniami, na które Soule (mam nadzieję) odpowie w dalszych historiach. Udało się więc zrobić to, co pierwszy tom serii zrobić powinien – zaciekawić. A to najważniejsze.

Oprawa graficzna tego tomu to prawdziwy artystyczny rollercoaster. Wystarczy zerknąć na okładkę, żeby uświadomić sobie, że towarzyszący nam rysownik będzie się zmieniał co zeszyt. Nie jestem fanem takich zabiegów, jako że to rozwadnia spójność wizualną historii, każdy z artystów może bowiem sięgać po własne wyobrażenia poszczególnych konceptów, miejsc czy postaci, natomiast mam świadomość, czemu zwykle taki zabieg służy z punktu widzenia wydawcy – utrzymaniu stałego tempa wydań serii, która dla żadnego z artystów nie jest główną przez nich tworzoną w danym momencie. Rozpoczynamy plastycznym i pełnym detali Jimem Chungiem („Avengers: Krucjata dziecięca”, „Avengers: Axis”), aby trafić poprzez realistycznego i mroczniejszego Mike'a Deadato Jr („New Avengers” Hickmana), nieco bardziej kreskówkowych, a przez to bardziej ekspresyjnych Eda McGuinnessa, Carlosa Pacheco oraz Ramona Rosanasa do onirycznego Mike'a Del Mundo. Każdy artysta obraca się w tym tomie w granicach własnego charakterystycznego stylu, a tym samym i strefy artystycznego komfortu. Osobiście abstrakcyjne koncepty wymiaru astralnego oglądałbym w wykonaniu dwóch pierwszych rysowników, ale pozostałym nie sposób postawić większego zarzutu niż wpasowanie się w gust odbiorcy. Globalnie zaczynamy całkiem nieźle, aby odrobinę obniżyć loty w połowie i wyrównać na finiszu. Oprawa wizualna jest więc różnorodna, choć miejscami przez to niekonsekwentna czy wręcz niespójna.

Astonishing X-Men-plansza.jpg

Wydanie polskie to miękka oprawa ze skrzydełkami w standardzie Marvel Now! 2.0 z czarnym grzbietem. Na co możemy liczyć w ramach dodatków? Będą okładki poszczególnych zeszytów, tym razem niestety nie pomiędzy treściami tychże, ale skomasowane na końcu. Do tego kilkanaście zminiaturyzowanych okładek alternatywnych oraz obowiązkowe polecanki – wydanych w Polsce tomików „Extraordinary X-Men" spod pióra Jeffa Lemira poprzedzające „Inhumans kontra X-Men” oraz zapowiedź tomu drugiego „Astonishing X-Men” z podtytułem „Człowiek zwany X”.

Podsumowanie

Tom pierwszy „Astonishing X-Men” od Charlesa Soule'a jest obiecujący. Czerpie z bogatej mitologii, eksploruje mniej rozpoznawalne postacie, żongluje oprawami graficznymi wielu charakterystycznych twórców, ciekawie wprowadza postacie długo nieobecne na kartach komiksów z mutantami. Co do dalszego rozwoju runu przekonamy się już wkrótce – osobiście jestem pełny pozytywnych emocji, czego nie mogę powiedzieć o ostatnich historiach spod pióra tego scenarzysty. Oby był na to szerszy plan, a dotychczasowe wydarzenia stanowiły przemyślane preludium. Masz moją niepodzielną uwagę i ciekawość Charles. Co dalej?

Oceny końcowe

5
Scenariusz
4+
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
6
Przystępność*
5
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Specyfikacja

Scenariusz

Charles Soule

Rysunki

Jim Cheung, Mike Deodato Jr., Ed McGuinness, Mike del Mundo, Carlos Pacheco, Ramon Rosanas

Oprawa

miękka z obwolutą

Druk

Kolor

Liczba stron

144

Tłumaczenie

Maria Jaszczurowska

Data premiery

25 marca 2020

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / DC Comics