Fuga - recenzja filmu

Na trwającym w Gdyni  43. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych zadebiutował film Fuga w reżyserii Agnieszki Smoczyńskiej, który powalczy w głównym konkursie tegorocznej edycji. Czy film ma szansę na Złote lwy? Sprawdźcie naszą recenzję.

Wybierając się na Fugę Agnieszki Smoczyńskiej wciąż czułem na ciele zakwasy ekscytacji będące skutkiem jej ostatniego projektu – roztańczonych do granic możliwości Córek dancingu. W drugim pełnometrażowym filmie reżyserki świat jest zdecydowanie mniej szaleńczy i kolorowy, ale dawka tajemniczości została zaaplikowana weń z podobną mocą. Podobnie jak w Córkach Smoczyńska mistrzowsko prowadzi kamerę przez nieznane nam (tym razem z zupełnie innych przyczyn) rejony i jednocześnie udowadnia, że międzynarodowy sukces jej debiutu nie był przypadkiem.

Fuga to film bardzo stonowany i powolny, w którym to cisza stanowi dominantę. Pod tym względem jest on tak znacząco inny niż obraz z 2015 roku, że ciężko uwierzyć, iż oba wyszły spod ręki tej samej osoby. Mimo to udaje się Smoczyńskiej zaznaczenie autorskiego piętna, dzięki czemu potwierdza, że jest jedną z bardziej dojrzałych przedstawicielek polskich filmowców młodego pokolenia. Zrozumienie tematu oraz emocjonalna dojrzałość, jaka była do tego potrzebna, pomogła reżyserce do stworzenia bardzo autentycznego, niekiedy przerażającego wyobrażenia o stanie psychicznym głównej bohaterki.

FUGA 2.jpg

W tę wcieliła się Gabriela Muskała, autorka scenariusza, która obsadziła siebie w roli Alicji (wcześniej Kinga) wbrew swemu emploi. Kobieta po dwóch latach nieobecności wraca do męża (Łukasz Simlat) i syna (bardzo naturalny i wiarygodny Iwo Rajski), jednak uściski i czułości zamienione zostają na przenikliwe spojrzenia i złośliwe komentarze. Bohaterka cierpi bowiem na zaburzenie zwane fugą dysocjacyjną, niepozwalające jej pamiętać, zarówno o rodzinnej przeszłości, jak i własnej tożsamości. Poszczególnych elementów dotyczących życia Alicji/Kingi dowiadujemy się z czasem. Nie wszystko zostaje wyłożone na tacy w pierwszym akcie, gdy kobieta odnawia kontakty z utraconymi bliskimi. Wraz z nią odkrywamy coraz to nowe fakty i wydarzenia, co pozwala nie tylko na komfortowe z pozycji obserwatora postawienie się w sytuacji kobiety, ale przede wszystkim na wnikliwe (i nie do końca przyjemne) spojrzenie w głąb jej umysłu. Tutaj Smoczyńska sięga po elementy fantastyczne pojawiające się w formie rozmaitych koszmarnych wizji, do których w jej twórczości przyjdzie się nam chyba przyzwyczaić. Nie zważając na to, Fuga pozostaje kinem na wskroś realistycznym, dzięki czemu (mając na uwadze jej pierwszy film) należy reżyserkę docenić jeszcze bardziej.

W pewnym sensie film Smoczyńskiej okazał się być także nietypowym reprezentantem kina feministycznego. Obok pokazywanej na gdyńskim festiwalu Niny Olgi Chajdas, Fuga jest obrazem, który w podobny sposób rozlicza się ze stereotypizacją przedstawień rodziny w polskim kinie, jak również głęboko zakorzenionym w naszej mentalności, społecznym wyobrażeniem kobiety-matki. Duet Smoczyńska-Muskała przedstawia obraz kobiety jedynie próbującej przystawać do tego wizerunku. Z tego względu film jest poniekąd dziełem łamiącym społeczne tabu, zatem nie zdziwiłbym się, gdyby za granicą odniósł on większy sukces.

FUGA 1.jpg

Największym atutem tej produkcji, zaraz po brawurowym popisie odtwórczyni głównej roli (Muskała zagrała tu właściwie dwie role, jako że jej występ uzależniony jest od wewnętrznej zmiany postaci) jest oprawa audiowizualna. Bazujący w znacznej mierze na mastershotach film w obiektywie Jakuba Kijowskiego to oniryczna wędrówka prowadząca widza przez odmęty obcego i nieokreślonego otoczenia, w którym nawet to, co pozornie znane, wydaje się niezrozumiałe. Emocje potęguje stosowana dość oszczędnie, lecz oddziałująca z wielkim skutkiem muzyka, budząca niepokój, wtedy kiedy trzeba. Dzięki sprawnemu połączeniu wszystkich elementów Fuga zaproponowana przez Smoczyńską pozostaje w głowie na długo.

Ocena +4/6

źródło: zdj. Kino Świat