NOSTALGICZNA NIEDZIELA #45: Predator 2

Nostalgicznej Niedzieli przybliżamy Wam klasyczne, często pomijane produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. W tym tygodniu słów kilka o pewnym niedocenianym sequelu klasyka science fiction, który zdaniem niżej podpisanego (a wbrew obiegowej opinii) w zasadzie nie ustępuje pierwowzorowi.

Kultowe, zapoczątkowane kilkadziesiąt lat temu serie science fiction, choć wciąż podtrzymywane przy życiu, nie mają się w dzisiejszych czasach najlepiej. Powracający po latach Robocop otrzymał fatalny, usypiający remake, ksenomorfa pogrzebał dwoma ostatnimi odsłonami jego własny ojciec, a Terminator od piętnastu lat nie dostał filmu godnego tego tytułu. Nie inaczej przedstawia się sprawa w przypadku serii o kosmicznych łowcach, zapoczątkowanej w 1987 roku filmem z Arnoldem Schwarzeneggerem. Najpierw zadano jej dwa ciosy w postaci crossoverów z Obcym, z których szczególnie bolesny był ten drugi, by następnie zafundować widzom niemal remake pierwszego filmu, jakby łudząc się, że najpewniejszym sposobem na ratowanie tonącej serii jest sięgnięcie po sprawdzony wzorzec. „Predators” z 2010 roku, choć wyraźnie lepszy od obu filmów spod znaku AVP, okazał się ledwie bladą kalką świetnego oryginału. Co prawda, przez jakiś czas mówiło się o kontynuacji, ale z czasem zrezygnowano z tego pomysłu. Zamiast tego zadanie kontynuowania serii powierzono człowiekowi, który miał już z nią do czynienia (wystąpił w pierwszym filmie). Już za kilka dni na ekranach kin zobaczymy „Predatora” w reżyserii Shane'a Blacka. Choć teoretycznie jest to twórca, po którym można by sobie wiele obiecywać, to jednak zwiastuny nie nastrajają optymistycznie. Absolutnie nic nie wskazuje na to, by udało się przebić ostatni w pełni udany film w serii – liczącego sobie już dwadzieścia osiem lat „Predatora 2”.

Pierwszy sequel Predatora był zarazem ostatnim godnym następcą swego poprzednika, a choć pewnie wielu widzów się z tym nie zgodzi, po niezliczonych seansach obu filmów na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza rzekłbym, że dorównującym mu, a w niektórych aspektach nawet przewyższającym. Ale zacznijmy od początku.

Po sukcesie pierwszego „Predatora”, w dobie mody na oznaczane kolejnymi cyframi kontynuacje, która rozwinęła się w czasach wypożyczalni VHS, kwestią czasu było powstanie sequela. Na drodze ku temu wystąpiły jednak pewne trudności, a pierwszą z nich była kwesta gaży głównej gwiazdy, czyli Arniego S., który miał się w drugim filmie pojawić. Ostatecznie do porozumienia nie doszło – Arnold zaangażował się w produkcję „Terminatora 2”, który miał się okazać jego największym sukcesem, podczas gdy kontynuacja „Predatora” musiała obejść się bez niego. I gdy się tak nad tym zastanowić – w zasadzie dobrze się stało (choć niekoniecznie z finansowego punktu widzenia, ale mniejsza o to). Dżunglę zastąpiono wielką metropolią, a do walki z kosmicznym łowcą głów stanęli nowi bohaterowie, ze znanym z „Zabójczej Broni” Dannym Gloverem, wcielającym się w policjanta Mike’a Harrigana, na czele. Rola agenta federalnego ścigającego kosmitów, którą ponoć przewidziano dla Schwarzeneggera, przypadła ostatecznie Gary’emu Buseyowi (który zresztą również pojawił się wcześniej w „Zabójczej Broni”). Na drugim planie towarzyszyli im między innymi Bill Paxton (jedyny aktor, którego filmowe wcielenia poniosły śmierć z ręki Predatora, Terminatora i Obcego) oraz Maria Conchita Alonso (kilka lat wcześniej wystąpiła u boku Schwarzeneggera w „Uciekinierze”). Za kamerą w miejscu Johna McTiernana, który po sukcesie „Szklanej pułapki” również zaczął cenić swe usługi wyżej niż dotychczas, stanął Stephen Hopkins, scenariuszem zajęli się natomiast autorzy skryptu do części pierwszej, bracia Jim i John Thomas. Tym razem miast wojny partyzanckiej, tłem akcji uczyniono wojnę uliczną toczoną między gangami, aczkolwiek schemat fabuły zachowano z grubsza podobny. Po raz kolejny przybyły na ziemię kosmita urządza sobie krwawe łowy, na główny cel upatrując sobie naszego protagonistę, który zmuszony zostanie do stoczenia nierównej walki. Kierując się odwieczną zasadą sequeli, „Predator 2” zaoferować miał widzom więcej krwawej jatki niż oryginał – jak się okazało, chyba nawet za dużo, bo otrzymał z jej powodu kategorię wiekową NC-17, co zmusiło wytwórnię do przycięcia filmu do nieco łagodniejszej postaci. Mimo to ostało się w nim całkiem sporo krwistych i brutalnych scen oraz krótka, acz treściwa scena erotyczna z udziałem znanej z rozkładówki Playboya i „Świata wg Bundych” Teri Weigel (która, nawiasem mówiąc, kilka lat później zadomowiła się w porno-biznesie). Z innych atrakcji warto wspomnieć znaczne poszerzenie arsenału tytułowego łowcy, tym razem nieograniczającego się już do ostrzy na nadgarstku i działka plazmowego na ramieniu. Wiele z wprowadzonych tu elementów wyposażenia predatora zadomowiło się na stałe w kanonie, trafiając do komiksów, gier komputerowych i kolejnych filmów. Do roli kompozytora powrócił Alan Silvestri, który uatrakcyjnił i rozbudował znane z pierwszej części motywy i melodie, przyprawiając je jamajskimi akcentami. Muzyka pozostaje jednym z głównych atutów filmu Hopkinsa, przebijając (i tak już rewelacyjną) ścieżkę dźwiękową z części pierwszej. Gdy parę lat temu wydano limitowaną, dwupłytową edycję soundtracku, długo się nie wahałem, mimo że cena do niskich nie należała.  

Choć w filmie nawiązań do oryginału zaserwowano mimo wszystko całkiem sporo, to jednak widzowie oczekujący najwyraźniej całkowitej powtórki z rozrywki poczuli się rozczarowani, a i brak Arnolda w roli głównej też zrobił swoje. Film przy dwukrotnie większym budżecie zarobił nieco ponad połowę tego, co część pierwsza, co uczyniło go finansowym rozczarowaniem i na długie lata zamknęło drogę dla kolejnych kontynuacji. Szkoda, że tak się stało, bowiem w mojej opinii nie zasługiwał na taki los. Owszem, zabrakło tu oddziału „kultowców” pod wodzą Arnolda, który był bodaj największą atrakcją jedynki, ale ciężki klimat miejskiej dżungli wspomagany muzyką, szereg pamiętnych scen (w tym finał, w którym zobaczyć można znajomo wyglądającą czaszkę w zbiorze trofeów łowcy), a także obsada, sprawiają, że do filmu wracałem z przyjemnością niezliczoną ilość razy. W dodatku finałowa konfrontacja zdaje się lepiej znosić próbę czasu od tej z części pierwszej, kiedy to pozbawiony swych kompanów Dutch staje do walki z kosmitą jeden na jednego. Za piętnastym, dwudziestym razem ta część filmu potrafi już przynudzać (w przeciwieństwie do pierwszej godziny), czego wciąż jeszcze nie uświadczyłem w przypadku sequela. Konfrontacja Harrigana z Predatorem trzyma w napięciu, nawet gdy znamy już jej wynik.

„Predator 2” to z pewnością sequel niedoceniony. Spotykałem się wielokrotnie z opiniami fanów części pierwszej, że to film słaby, że to już „nie to samo”. Cóż, o to właśnie chodzi. „To samo” dostaliśmy w 2010 roku. Szału nie było, choć niby dało się oglądać. Tymczasem „Predator 2” to doskonały przykład na to, jak należy robić sequel — niby o tym samym, ale jednak inaczej. Inaczej, ale też dobrze (nawet bardzo) – i to właśnie stanowi o jego sile. Sytuacja to podobna nieco do tej z „Obcym 3”, gdzie również sequel nie był tym, na co czekali fani (czyli typowym „more of the same”) i wielu z nich nie było mu w stanie tego wybaczyć. Tak w jednym, jak i drugim przypadku mamy do czynienia z nadzwyczaj udanymi kontynuacjami, które trzymają poziom, nie będąc przy tym bezczelną kalką poprzednika (jak  „Terminator 2”), choć trzeba uczciwie przyznać, że aż taki oryginalny ten film nie jest, a jedna z sekwencji to praktycznie kopiuj/wklej z „Aliens” Jamesa Camerona. Nie ustrzeżono się także wpadek — jak choćby wizja Predatora, która nie ulega zmianie, gdy ten pozbawiony zostaje maski, co stoi w sprzeczności z pierwszym filmem. Wszystko to jednak drobiazgi, które w ogólnym rozrachunku nie wpływają zbytnio na ocenę całości. Mówiąc krótko — więcej takich sequeli poproszę.

W Polsce wydano „Predatora 2” na kasecie VHS, gdzie soczyste i zostające w pamięci (choć nie pozbawione błędów) tłumaczenie przeczytał Tomasz Knapik. Po latach ten sam dystrybutor (Imperial-Cinepix) wydał film także na DVD, najpierw w wersji z napisami, następnie z lektorem (ale bez napisów), również w wersji 2DVD choć tylko w ramach pakietu zapakowanego w głowę Predatora. Następnie wydano film na Blu-ray (napisy/lektor), gdzie niestety dawał się we znaki Digital Noise Reduction (choć nie tak, jak w przypadku części pierwszej na nieszczęsnym Ultimate Hunter Edition). Ostatnio wznowiono film także w formacie UHD i tym razem DNR-u nam oszczędzono, pozostaje więc polecić właśnie to wydanie. Szkoda tylko, że żadna z późniejszych edycji nie zawierała już niezapomnianej wersji lektorskiej znanej z kasety video. Oprócz polskiego wydania 4K UHD z Predatorem 2 polską wersję językową w postaci lektora i napisów znajdziecie też w angielskich edycjach z filmem, gdzie Predator doczekał się pojedynczych wydań oraz zbiorczego wydania w digi-packu zbierającego wszystkie trzy filmy (w tym każdy z lektorem i napisami).

Więcej informacji o wydaniach filmu znaleźć można w temacie na forum: Predator - seria

żródło: zdj. 20th Century Fox