Tamte dni, tamte noce - recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite]

Od 11 lipca na półkach polskich sklepów odnaleźć możecie „Tamte dni, tamte noce”, bez beznadziejnych translacyjnych uszczupleń znane jako „Call Me by Your Name”. Wielokrotnie nagradzana romantyczna opowieść o Elio i Oliverze w końcu trafiła na krążki Blu-ray. Już teraz zapraszamy Was do zapoznania się z naszą recenzją filmu i całego wydania.

„Tamte dni, tamte noce” (2018), reż. Luca Guadagnino

(dystrybucja w Polsce: Imperial CinePix)

Film:

If you press me to say why I loved him,
I can say no more than it was because he was he, and I was I.

James Douglas Morrison zaśpiewał kiedyś, że miłość kryje się wszędzie. Że jest immanentną częścią wszelkich struktur molekularnych. Gdzieś w północnych Włoszech, latem roku 1983, miłość odnalazła się między siedemnastoletnim Elio i współpracującym z jego ojcem, starszym o kilka lat Oliverem – amerykańskim doktorantem. Ich uczucie, raz jeszcze parafrazując Jima, kryje się w każdym z kadrów obrazu w reżyserii Luci Guadagnino. „Call Me by Your Name” – bo tak (i tylko tak) będziemy odnosić się do owego filmu, z szacunku do znaczenia i przesłania tytułu – snuje delikatną, niezmiernie nostalgiczną i słodko-gorzką opowieść o dorastaniu, radości, smutku i największej z przyjaźni, utrzymaną w tonie klasycznego, buntowniczego kina europejskiego. Ostatecznie jednak to, co mogłoby z łatwością stać się prostą love story o wyjątkowym letnim zauroczeniu, Guadagnino transformuje w stroniący od banałów egzystencjalny poemat, wyjątkowo indywidualny w formie i rozbrajająco piękny w przekazie.

Zestawiając los dwóch zakochanych protagonistów z wizerunkami antycznych greckich rzeźb, studiowanych przez ojca głównego bohatera i wybitnego archeologa jednocześnie, reżyser (a najpierw autor powieści) stawia szereg znakomitych wizualnych paralel i metafor. Piękno świata starożytnego, zatopione w nieśmiertelnych obliczach z marmuru, od wieków bez słowa obserwujących świat schizm, neuroz i seksualnych dogmatów, gra w związku Elio i Olivera rolę kluczową. W nim to dopatrujemy się pierwowzorów relacji bohaterów, do niego narracja zdaje się przyrównywać ich losy i ostatecznie przynosić niejako tożsame konsekwencje. Głęboki symbolizm „Call Me by Your Name” odznacza się przy tym na każdej warstwie tekstury – w pięknie skomponowanych kadrach (nieraz przyrównując sylwetki bohaterów wiekowym statuom), w scenografii, kolorach i tekstach piosenek Sufjana Stevensa (piękne „Mystery of Love” i współgrające idealnie z treścią filmu „Visions of Gideon”). Interesującym aspektem jest też niejako powiązanie żydowskiego pochodzenia Olivera i Elio z motywem skrywanej tożsamości.

00347.m2ts_snapshot_00.56.15-min.png

Erotyzm filmu Guadagnino stawia natomiast na bliskość nieograniczoną, momentami szokująco odważną, choć też tak szczerą w opozycji do współczesnego świata, zdominowanego przez wrzeszczące seksualne wzorce, a jednocześnie od wieków uwięzionego między leciwymi monolitami, uchodzącymi za wiarygodną recepturę na doczesne szczęście. Owa intymność, możliwie najdalsza od pornografizacji, opowiada o czystych emocjach, pożądaniu, tęsknocie, zrozumieniu i wpisuje się we wrażliwy charakter filmu, posiłkowany niespiesznym rytmem i złudzeniem lekkości. „Call Me by Your Name” odnajduje tempo bardzo wcześnie i prowadzi je spójnie, bez najmniejszych odstępstw, do poruszającego finału. Spójność objawia się też w równie czarującym stylu, który to od karty tytułowej po scenę stanowiącą tło napisów końcowych zachwyca oryginalnością i melancholią obrazu Luci Guadagnino.

Wiele można powiedzieć też o portretach Olivera i Elio tak pięknie namalowanych przez Armiego Hammera („Kryptonim U.N.C.L.E.”) i Timothée Chalameta. O tym, jak każda wspólna scena iskrzy chemią i naturalnym, szczerym i niewidzialnym aktorstwem. O tym, jak trudno z miejsca nie uwierzyć w ich postacie, choć obaj aktorzy prywatnie są heteroseksualni. O tym, jak gdy milczą – ich twarze bezbłędnie krzyczą więcej niż najcelniejsze z dialogów. A jednak, abstrahując od gwiazd pierwszego planu, na szczególną uwagę zasługuje skandalicznie pominięty przy okazji ostatnich Oscarów – Michael Stuhlbarg. Aktor, wcielający się w rolę ojca Elio, w ciągu parominutowego monologu, słowo w słowo zaczerpniętego z powieści, na której film oparł scenariusz, penetruje serca widzów, objawiając nierozłączność tragizmu i piękna. Nawiązując do samej książki autorstwa André Acimana warto wskazać, że ta dopisuje do historii zakochanych mężczyzn jeszcze jeden, sążnisty rozdział, którego w filmie Guadagnino zabrakło. Nawet w obliczu coraz bardziej prawdopodobnego sequela, decyzja o pozostawieniu zakończenia w formie quasi-otwartej (a przynajmniej na pewno bardziej otwartej niż epilog powieści) wydaje się bardzo trafną.

00347.m2ts_snapshot_01.37.52-min.png

Ostatecznie „Call Me by Your Name” to jeden z najbardziej romantycznych, intymnych i wzruszających filmów, jakie dane mi było zobaczyć. Wrażliwe, pięknie zagrane, zrealizowane z europejskim wdziękiem i olśniewajacą audiowizualną estetyką dzieło, zrozumiałe dla każdego, komu przyszło dojrzeć w innych oczach transcedentalne odbicie własnej esencji, poczuć impuls tej samej, głęboko kojącej elektryczności, która nim utonie w marmurze galerii minionych stopklatek, jest wszystkim i jedynym, co ma jakiekolwiek znaczenie.

+5
Film

Obraz:

Żywe barwy sielankowej Italii, niezwykle bogata paleta kolorystyczna, ostre światło słoneczne kontrapunktowane ponurym granatem nocy – świat „Call Me by Your Name” w obiektywie operatora Sayombhu Mukdeeprom to ten, który utrzymuje warstwę emocjonalną w bardzo ekspresywnym powiązaniu ze stroną wizualną. Co ciekawe, mimo najszczerszych chęci utylizowania naturalnego oświetlenia, okres zdjęciowy pokrył się z historycznymi, określanymi jako zdarzające się „raz na sto lat”, ulewnymi deszczami i burzami (utrzymującymi się przez większość czasu trwania procesu produkcji). Oglądając uchwycony na trzydziestopięciomilimetrowej taśmie filmowej obraz Guadagnino, nie sposób odnaleźć śladów po owych warunkach. Piękne zdjęcia, oddane w recenzowanym wydaniu w transferze w jakości Full HD, przeżywają na Blu-ray absolutny renesans swoich estetycznych aspiracji. Fantastyczne, ciepłe barwy, efektowny kontrast, realizm i ogromne przywiązanie do detali – owe elementy udaje się „Call Me by Your Name” zachować (a wydaniu Blu-ray właściwie i bezbłędnie zaprezentować) z utrzymaniem jednoczesnego retro-charakteru obrazu, który w opowiadanej historii gra jedną z kluczowych ról. Jako że brak tu też niedoskonałości i artefaktów, a o stronie wizualnej filmu o Elio i Oliverze moglibyśmy stworzyć osobny esej – najwyższa ocena wydaje się jedynym właściwym podsumowaniem. Warto było poczekać na Blu-ray nieco dłużej.

00347.m2ts_snapshot_00.08.15.png 00347.m2ts_snapshot_00.18.12.jpg

00347.m2ts_snapshot_00.19.41.jpg 00347.m2ts_snapshot_00.28.17.jpg

00347.m2ts_snapshot_00.34.47.jpg 00347.m2ts_snapshot_00.42.44.jpg

00347.m2ts_snapshot_00.44.32.jpg 00347.m2ts_snapshot_01.16.16.jpg

00347.m2ts_snapshot_01.25.26.jpg 00347.m2ts_snapshot_01.27.09.jpg

00347.m2ts_snapshot_01.40.59.jpg 00347.m2ts_snapshot_01.58.59.jpg

Wykres bitrate'u wideo na płycie Blu-ray 2D

Poniżej prezentujemy wykres bitrate'u video recenzowanej płyty Blu-ray 2D, a dodatkowo także bitrate obrazu filmu Call Me by Your Name dostępnego w bibliotece serwisu iTunes, w najlepszej jakości oferowanej dla posiadaczy urządzeń Apple TV i Apple TV 4K o rozdzielczości Full HD, czyli takiej jak na płycie Blu-ray. Na porównaniu możecie bez problemu zauważyć przewagę fizycznego wydania.

Po kliknięciu na obrazek przejdziecie do narzędzia, w którym można wyłączyć wybrany wykres i sprawdzać bitrate w konkretnym miejscu.

6
Obraz

Dźwięk:

„Call Me by Your Name” na Blu-ray przybywa na półki sklepowe zaopatrzone w ścieżkę DTS-HD Master Audio 5.1. Podczas gdy nie mówimy tu o efektach dźwiękowych pokroju najnowszych „Gwiezdnych wojen” albo „Mission: Impossible”, dźwięk filmu Guadagnino może pochwalić się bardzo naturalnie brzmiącymi, przestrzennymi elementami środowiska każdej ze scen – śpiewające ptaki, szumiący strumyk, zagłuszający rozmowy dźwięk silnika przejeżdżającego auta. Przestrzeń i głębokość sceny wyczuwalne są w istocie w ciągu całego filmu. Dialogi wmiksowane są równomiernie i bezbłędnie. Choć nie ma tu efektowności rodem ze wspomnianych wyżej superprodukcji (bo czemuż miałaby być), zapis potęguje efekt żywego i realistycznego świata istniejącego poza kadrem.

W kwestii polskiego lektora, głos na rodzimej ścieżce dźwiękowej 5.1 sprawdza się dość przeciętnie, nawet mimo właściwego tłumaczenia. Barwa głosu Tomasza Sandaka, zupełnie nieprzystająca do wypowiadanych kwestii, uszczupla doświadczenia z seansu, więc – jak w wielu innych przypadkach – serdecznie polecam korzystanie z wersji z napisami.

5
Dźwięk

Dodatki:

tamte-dni-tamte-noce-bd-menu-min.png

Materiały dodatkowe zawarte na płycie z filmem stanowią stosunkowo niewielki zbiór, aczkolwiek na pewno ciekawszy niż standardowe, krótkie dokumenty będące bonusem większości wydawnictw (takie, które trwają po 3 minuty, niewiele wnoszą i zmuszają do ciągłego przełączania między jednym i drugim).

Mamy tu między innymi możliwość odtworzenia filmu z komentarzem aktorów – Timothée Chalameta i Michaela Sthulbarga (jak to często bywa – jest to najlepszy z dodatków), 11-minutowy dokument „Snapshots of Italy: The Making of Call Me by Your Name”, trwające niemal pół godziny nagranie z sesji Q&A z aktorami i reżyserem, zwiastun i teledysk do piosenki „Mystery of Love”. Niestety – żadnego z dodatków nie zaopatrzono w polską wersję językową (ani lektora, ani napisów), co ze strony polskiego wydawcy jest wyjątkowym potknięciem. W związku z tym ocenę obniżamy o jedno oczko, a szkoda.

3
Dodatki

Opis i prezentacja wydania:

Opakowanie wydania Blu-ray to standardowe Elite, trafnie opatrzone stylową grafiką pochodzącą z plakatów „Call Me by Your Name”. Niestety, pojawia się tu też polski tytuł filmu. „Tamte dni, tamte noce” nie jest może translacyjnym koszmarem pokroju „Szklanej pułapki”, ale niewątpliwie niweluje piękną, przewodnią myśl filmu, która objawia się już w oryginalnym tytule. Ten ostatni na pocieszenie pojawia się jako nadruk na samym błękitnym krążku wewnątrz opakowania. W pozostałym zakresie – wygląd wydania nie różni się zanadto od przyjętego standardu.

P1090127.jpg P1090129.jpg

P1090131.jpg P1090133.jpg

4
Opakowanie

Specyfikacja wydania

Dystrybucja

Imperial CinePix

Data wydania

11.07.2018

Opakowanie

Elite

Czas trwania [min.]

132

Liczba nośników

1

Obraz

Aspect Ratio: 16:9 - 1.85:1

Dźwięk oryginalny

DTS-HD MA 5.1 angielski

Polska wersja

Dolby Digital 5.1 (lektor: Tomasz Sandak) i napisy

Podstawowe informacje z raportu BDInfo:

Disc Title: CALL_ME_BY_YOUR_NAME
Disc Size: 45 180 839 198 bytes
Length: 2:12:00.329 (h:m:s.ms)
Total Bitrate: 37,59 Mbps

VIDEO:

Codec Bitrate Description
----- ------- -----------
MPEG-4 AVC Video 24926 kbps 1080p / 23,976 fps / 16:9 / High Profile 4.1

AUDIO:

Codec Language Bitrate Description
----- -------- ------- -----------
DTS-HD Master Audio English 3231 kbps 5.1 / 48 kHz / 3231 kbps / 24-bit (DTS Core: 5.1 / 48 kHz / 1509 kbps / 24-bit)
Dolby Digital Audio Polish 640 kbps 5.1 / 48 kHz / 640 kbps

SUBTITLES:

Codec Language Bitrate Description
----- -------- ------- -----------
Presentation Graphics English 19,964 kbps
Presentation Graphics Polish 18,319 kbps

Pełny raport BD-info dostępny jest pod odnośnikiem: Tamte dni, tamte noce – raport BDInfo.

Podsumowanie:

Wyglądając pięknie i brzmiąc przynajmniej bardzo dobrze, „Call Me by Your Name” na Blu-ray jawi się jako najprawdziwsze piękno wyrzeźbione przez Lucę Guadagnino w formie słodko-gorzkiej, melancholijnej pocztówki minionego lata. Wydanie, choć nie zostało zaopatrzone w dodatki czytelne dla polskiego widza, nieposługującego się językiem angielskim, robi znakomite wrażenie w kontekście samego zapisu wizji reżysera i stanowi ni mniej, ni więcej a jedyny sposób, w jaki film powinien być docenianiany w kinie domowym.

Kompletne informacje na temat wydania Blu-ray z filmem Tamte dni, tamte noce znajdziecie na Filmoskopie.

+5
Film
6
Obraz
5
Dźwięk
3
Dodatki
4
Opakowanie
+4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

Gdzie kupić wydania Blu-ray filmu „Tamte dni, tamte noce”:

Film do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Imperial CinePix.

źródło: zdj. Imperial CinePix / Sony Pictures