The Umbrella Academy – przedpremierowa recenzja bezspoilerowa

Za sprawą „The Umbrella Academy” Netflix po raz kolejny podjął się ekranizacji komiksu. Tym razem jednak nie otrzymujemy produkcji opierającej się na przygodach bohaterów znanych nam z kart komiksów Marvela, tym razem amerykański gigant sięgnął po tytuł wydany pod szyldem jednego z mniejszych wydawnictw komiksowych z USA – Dark Horse Comics. Jak Netflix poradził sobie z adaptacją komiksu „The Umbrella Academy”? Zapraszamy do lektury naszej przedpremierowej recenzji.

„The Umbrella Academy” to 10-odcinkowy serial oparty na komiksie Gerarda Waya oraz Gabriela Bá, który ukazuje się od 2007 roku, a który już niedługo pojawi się także na polskim rynku, dzięki jednemu z rodzimych wydawców. Przechodząc jednak do samego serialu, warto wspomnieć również, iż nie tylko dostajemy produkcję superbohaterską, co – przede wszystkim – opowieść w sposób zasadniczy skupioną na pokazaniu rodzinnych relacji pomiędzy bardzo różnymi postaciami, które, mimo że mają swoje indywidualne spojrzenie na świat, muszą spróbować dogadać się ze sobą, by wspólnymi siłami uporać się z różnego rodzaju niebezpieczeństwami – w tym z końcem świata, który nieuchronnie się zbliża.

Gerard Way, czyli scenarzysta komiksowego pierwowzoru – znany być może niektórym z Was jako były wokalista zespołu My Chemical Romance – który pełni także rolę jednego z producentów wykonawczych serialu, pozwolił zaistnieć w swoim dziele całej plejadzie niesamowitych postaci. Tytułowa Umbrella Academy, to azyl i zarazem szkoła oraz dom dla kilku nastolatków, którzy przyszli na świat w niezwykłych okolicznościach i to tego samego dnia 1989 roku. Ich ojcem, czyli prawnym opiekunem, został tajemniczy miliarder, awanturnik, Sir Reginald Hargreeves.

Odcinki składające się na pierwszy sezon ukazują nie tylko wydarzenia dziejące się współcześnie, ale mamy również okazje poznać kilka ważnych i intrygujących faktów z przeszłości każdego z głównych bohaterów produkcji. Trudno jest opisywać każdą z postaci, nie unikając choćby niewielkich spoilerów, dlatego ograniczę się tylko do ich przedstawienia. W pierwszym sezonie serialu główne skrzypce grają Luther (Tom Hopper), Vanya (Ellen Page), Allison (Emmy Raver-Lampman), Klasu (Robert Sheehan), Diego (David Castaneda) i Numer Pięć (Aidan Gallagher). Cała paczka ma okazję ponownie spotkać się po wielu latach rozłonki w dość smutnych okolicznościach związanych ze śmiercią ich ojca, wspomnianego już Sir Reginalda Hargreevesa. Każde z nich zmaga się z własnymi demonami – a to brakiem pewności siebie, mrocznymi sekretami, przez które nawiązywanie dłuższych relacji z kimkolwiek jest prawie niemożliwe, czy problemami bardziej przyziemnymi, które znamy z codziennego życia, czyli rozwodem i walką o prawo do opieki nad dzieckiem, czy po prostu próbą odnalezienia się we współczesnym, czasem niebezpiecznym świecie.

TUA_101_Unit_01203R2-min.jpg

Oczywiście to tylko część z postaci, jakie poznamy podczas seansu kolejnych epizodów, bo innych bohaterów spotkamy tu naprawdę sporo. Nie zabraknie tu nie tylko szaleńców, ale także bohaterów nieco dziwnych, skupionych głównie na samych sobie lub na celu narzuconym im przez kogoś bliskiego. Jeśli oczekujecie łatwej, niezbyt skomplikowanej fabuły oraz prostych dialogów, od razu darujcie sobie „The Umbrella Academy”. Tutaj często mamy do czynienia z jazdą bez trzymanki i to dosłownie. Fabuła potrafi zaskoczyć nas w każdym momencie, a gdy tylko próbowałem przewidzieć rozwój wydarzeń, twórcy za każdym razem potrafili mnie oszukać, zaskoczyć, zaszokować i jednocześnie zachwycić. Słowem, nowa produkcja Netfliksa potrafi wciągnąć widza niczym ruchome piaski. To magiczne doświadczenie sprawia, że „The Umbrella Academy” jest czymś więcej niż kolejną ekranizacją – jest niezwykłym doświadczeniem, skierowanym nie tylko do bardziej dojrzałego, co i również wymagającego widza.

Skupiając się przez chwilę na twórcach serialu, wypada wspomnieć, że w roli showrunnera wystąpił tutaj Steve Blackman, który w swoim CV ma już pracę nad takimi produkcjami, jak „Fargo” czy „Legion”, a jednym ze scenarzystów został Jeremy Slater. Wspomniani panowie wraz z resztą ekipy tworzącej „The Umbrella Academy” dali nam nie tylko świetną historię, ale również popis bardzo dobrze stworzonych scen walki, pięknie pokazanych scen tanecznych rozładowujących napięcie czy bardzo dobrze wykorzystanych efektów specjalnych.

Jeśli natomiast chodzi o warstwę muzyczną, to stanowi ona tutaj nie tylko tło przedstawianych na ekranie wydarzeń, ale jest wręcz osobnym bohaterem. Gdy trzeba, potrafi wprowadzić, czyli przygotować widza do poważnych scen, innym zaś razem – wraz z bardzo dobrze napisanymi dialogami oraz grą aktorską – pochłania bez reszty. Playlista utworów wykorzystanych w ścieżce dźwiękowej jest długa, więc wymienię tylko kilka z nich. Na początek cover „Hazy Shade of Winter”, który jest zarazem motywem przewodnim promującym cały sezon. Następie warto wymienić, że w serialu usłyszymy również świetnie dopasowane hity takich zespołów, jak The Doors, Queen, The Turtles, czy pewien motyw z musicalu „Upiór w operze”, oraz dużo, dużo więcej.

TUA_102_Unit_02040-min.JPG

Do kogo zatem skierowany jest serial „The Umbrella Academy”? Na pewno powinni się nim zainteresować fani takich serialowych produkcji, jak „Doctor Who”, „Holistyczna agencja detektywistyczna Dirka Gently'ego” czy „The End of the F***ing World”. Sporo tu również estetyki znanej z takich seriali, jak „Riverdale”, nowej, mrocznej wersji przygód „Sabriny, nastoletniej czarownicy” czy klimatu znanego fanom filmów stworzonych przez Tima Burtona. Wszystko to uzupełnione zostało wątkiem zbliżającej się apokalipsy i rozmachem znanym z wielu różnych superbohaterskich produkcji Marvela czy DC, które od ładnych kilku lat okupują kina. Netfliksowi udało się osiągnąć kinowy rozmach z nieporównywalnie mniejszym budżetem, a to wszystko dzięki ogromnej kreatywności twórców serialowej wersji przygód uczniów „Parasolkowej Akademii”.

Mnie nie pozostaje nic innego, jak zaprosić Was do odpalenia już 15 lutego na Netfliksie seansu „The Umbrella Academy” i tym samym wskoczenia w paszczę pozytywnego szaleństwa, które zapewnia ta 10-odcinkowa produkcja.

Ocena: 6/6

źródło: zdj. Netflix