„Amazing Spider-Man. Epic Collection: Każdy z każdym” – recenzja komiksu. Naparzanka bez przebłysków.

Na początku lutego swą premierę miał szósty już wydany w Polsce przez wydawnictwo Egmont tom serii Amazing Spider-Man. Epic Collection”. Czy warto po niego sięgnąć? Zapraszamy do lektury recenzji.

Tom zatytułowany Każdy z każdym” zbiera klasyczne przygody Spider-Mana z lat 1991-1992, a więc z okresu, w którym działało na polskim rynku słynne TM-Semic. Wydawnictwo to wybierało jednak materiał ze wszystkich równolegle wydawanych serii o Pajączku, a więc ze sporym procentem jego ówczesnych przygód w latach 90. nie mieliśmy się okazji zapoznać. O ile w przypadku poprzednich tomów mieliśmy zazwyczaj do czynienia z mieszanką materiału wydanego i niewydanego przez TM-Semic, tak tym razem otrzymujemy wyłącznie historie, które w polskim przekładzie jeszcze się nie ukazały. Brzmi ciekawie? Może w teorii. W praktyce okazuje się bowiem, że taki stan rzeczy miał swoje uzasadnienie. TM-Semic miało całkiem niezłe wyczucie co do tego, co warto zaprezentować polskim czytelnikom, a co lepiej sobie odpuścić i niniejszy tom jest doskonałym tego potwierdzeniem. O ile trzy pierwsze wydane przez Egmont Epiki były dla mnie bardzo satysfakcjonującą podróżą w czasie do lat młodzieńczych i zapewniły solidną dawkę przyjemnej lektury, tak tom czwarty (Kosmiczne przygody”) odnotował już wyraźny spadek poziomu. Kolejny, piąty tom (Powrót złowieszczej szóstki”), którego niestety nie miałem okazji recenzować, był w zasadzie powrotem do dobrej formy, a większość zamieszczonego tam materiału trzymała przynajmniej przyzwoity poziom. Jak jest tym razem? Cóż, obawiam się, że nie mam dobrych wiadomości.

Tom rozpoczyna się trzema Annualami z 1991 roku, co samo w sobie nie wróży najlepiej. Wydawnictwo to zawierało często krótkie, poboczne historyjki niepasujące do głównych serii, które niejednokrotnie odstawały poziomem i potrafiły być naprawdę męczącym wypełniaczem (jak we wspomnianym tomie czwartym). Pierwsze 160 stron tego tomu to właśnie annuale. Warto jednak zaznaczyć, że tym razem nie są aż tak męczące jak ostatnio, choć pojawia się inny problem. Fakt, że dwie spośród prezentowanych w nich historii rozbite są na trzy części (po jednej w Amazing Spider-Man Annual, Spectacular Spider-Man Annual oraz Web of Spider-Man Annual), oznacza, że jeśli chcemy przeczytać je w całości, musimy co chwilę skakać” po tych pierwszych 160 stronach co nie jest ani przyjemne, ani wygodne.

Pierwsza z tych opowieści skupia się na aferze związanej z niestabilną i niebezpieczną podróbką wibranium, która pojawia się na rynku za sprawą koncernu Roxxon. Jak to zwykle bywa, w sprawę wplątany zostaje nasz zaprzyjaźniony Pajączek z sąsiedztwa, ale jest tu także kilku innych liczących się graczy. Kingpin, Ghost, król Wakandy T'Challa znany też jako Czarna Pantera, Tony Stark, Ultron i na dokładkę niejaki Suntarion, postać, której jedynym wyróżniającym aspektem jest naiwne oddanie firmie, dla której pracuje. Odpowiedzialny za rysunki Guang Yap (w części drugiej zastępuje go Marie Severin) serwuje mocno klasyczną i staranną kreskę, ale sama historia nie porywa, a generyczny antagonista w osobie Ultrona nijak tu nie pomaga. Wszystkiego jest tu zwyczajnie za dużo, ale to w zasadzie norma w tym tomie. Druga z rozbitych na trzy części historii, „Sprawiedliwość banitów”, opowiada o Silver Sable, która wraz z grupką postaci prosto z losowego generatora superbohaterów ma za zadanie uratować porwaną córkę polityka. Na ich drodze staje Sandman. Całość prezentowana w 10 stronicowych odcinkach, a Pajączka tu nie uświadczymy. Bieda. Resztę zawartości trzech annuali stanowią takie atrakcje jak kolejna, trzystronicowa wersja genezy Spider-Mana (rysuje Sal Buscema), oraz równie „obszerne” originy Venoma, Green Goblina i Hobgoblina. Jest także przygoda Venoma w przydrożnej knajpie, historyjki o takich postaciach jak Chance czy Rocket Racer, starcie Pajączka z Rhino, czy też humorystyczny komiks o Peterze z czasów, gdy był dzieciakiem. Absolutnie nic ciekawego.

A potem docieramy do dania głównego, czyli zeszytów z serii Amazing Spider-Man 351-360. Zazwyczaj oznaczałoby to dobrą wiadomość... cóż, nie tym razem. Obowiązki rysownika serii przejmuje Mark Bagley (który odpowiada za 8 z 10 zeszytów) – pamiętam, że w czasach TM-Semic twórca ten przekonywał mnie zdecydowanie bardziej niż jego poprzednik, Erik Larsen.  Możliwe, że nie zdążył się tu jeszcze rozkręcić, bowiem nie odebrałem go teraz aż tak pozytywnie (choć generalnie trzyma poziom i w żadnym wypadku nie drażni swoją kreską).

Już w pierwszej historii „Trzy oblicza zła”, która przynosi powrót znanego z Kosmicznych przygód” trójsentinela, pojawia się postać Novy, członka The New Warriors. Ten absolutnie generyczny i nieciekawy superbohater (a przynajmniej na takiego wygląda tutaj) okazuje się być (niestety) istotnym graczem przez szereg kolejnych zeszytów. Swoją rolę odegra tu także wprowadzone wcześniej syntetyczne wibranium. Ta dwuczęściowa historia nie jest w sumie zła (jest tempo, stawka, jakieś tam napięcie) i na dobrą sprawę stanowi jeden z jaśniejszych punktów programu. Tyle że potem należałoby dać sobie spokój z Novą i skupić się na pajączku, tymczasem twórcy robią coś dokładnie przeciwnego. W sześcioczęściowej, ciągnącej się jak flaki z olejem historii „Round Robin: The Sidekick's Revenge”, poznajemy tajną organizację o jakże adekwatnej nazwie „Tajne imperium”, która dąży do przejęcia władzy nad światem. Jednym z jej agentów jest niejaki Midnight, dawny partner Moonknighta, obecnie złowrogi cyborg, próbujący przejąć kontrolę nad organizacją. W aferze, która się nam lada moment rozpęta udział wezmą także Darkhawk (kolejny gostek prosto z losowego generatora superbohaterów), Nova, Night Trasher, Punisher i Moonknight. Całość to właściwie nieustanna, męcząca nawalanka, w której Spider-Man notorycznie schodzi na dalszy plan, a aspektu obyczajowego, który zwykł wyróżniać tego bohatera, jest tu tyle, co kot napłakał. Nasza wesoła gromadka walczy z Midnightem, bandą bezimiennego mięsa armatniego, następnie znowu z Midnightem, a potem jeszcze z przeciwnikiem, który ujawnia się w dramatycznym zwrocie akcji, nadającym się do skwitowania przeciągłym ziewnięciem. Do tego ta scenariuszowa mielizna, zwyczajnie nie chce się skończyć. Cóż, chyba sporo wyjaśnia fakt, że David Michelinie nie miał z tym bajzlem nic wspólnego.

Dwa kolejne zeszyty to powrót łotra znanego jako Cardiac, w kolejnej dość standardowej historii, rysowanej przez Chrisa Maririnana. Na szczęście w tym miejscu powraca Michelinie w roli scenarzysty i choć mimo to jest co najwyżej średnio to i tak z miejsca odczuć można poprawę w stosunku do bagna, przez które właśnie przebrnęliśmy. Na deser zostaje nam powieść graficzna „Sam strach”. Silver Sable, Harry Osborn, Biały Ninja, absurdalne opowiastki (tak wiem, to tylko komiks, ale są jakieś granice) o przenoszeniu świadomości Hitlera i jego pomagierów do nowych ciał i tego typu atrakcje. Co prawda trochę więcej tu Spider-Mana niż poprzednio, ale to wciąż kolejny nieco nużący przeciętniak (z takimi sobie rysunkami Rossa Andru), o którym nie ma się co specjalnie rozpisywać.

Jak więc widać najnowszy tom trudno nazwać pozycją obowiązkową. TM-Semic poradził sobie bez problemu, pomijając całokształt jego zawartości, co wyszło wyłącznie z pożytkiem dla czytelników. Nie ma tu tak naprawdę niczego godnego uwagi, ani jednej zapadającej w pamięć historii, do której warto byłoby wracać, a w porównaniu z tym tomem nawet „Kosmiczne przygody” nie wypadają tak źle. Za mało tu samego Pajączka, zdecydowanie za dużo nudnych i męczących zapychaczy, a natłok występów gościnnych często kompletnie nieciekawych postaci, zwyczajnie irytuje. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że (o ile zostaną u nas wydane), kolejne tomy z serii ponownie przyniosą poprawę poziomu – i w zasadzie powinny, bo o ile dobrze pamiętam, trochę solidnych historii rysowanych przez Bagleya w latach 1993-1994 u nas wydano i chętnie bym do nich wrócił po latach. Samo wydanie przedstawia się jak zwykle bardzo dobrze, a na dokładkę otrzymujemy wstęp scenarzysty Ala Milgroma (delikwenta odpowiedzialnego za nieszczęsny gwóźdź programu) oraz galerię okładek. Za tłumaczenie ponownie odpowiadał Marek Starosta, który tym razem chyba dał sobie spokój ze znanym z wcześniejszych tomów „O, jeny”. Z innych uwag – na stronie 262 pomieszano zawartość dymków dialogowych w jednym kadrze.

„Amazing Spider-Man - Epic Collection: Każdy z każdym” zawiera zeszyty pochodzące z lat 1991-1992 - Amazing Spider-Man Annual #25, Spectacular Spider-Man Annual #11, Web of Spider-Man Annual #7, Amazing Spider-Man #351-360, Spider-Man: Sam strach, powieść graficzna.

Oceny końcowe

2+
Scenariusz
4
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
4
Przystępność*
4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

Specyfikacja

Scenariusz

 David Michelinie, Gerry Conway, Al Milgrom, Terry Kavanagh, Fred Hembeck, Tony Isabella, Peter Sanderson, Stan Lee

Rysunki

 Guang Yap, Alan Kupperberg, Marie Severin, Mark Bagley, Chris Marrinan, Ross Andru, Sal Buscema, Paris Cullins, Steve Ditko, Ron Wilson, Fred Hembeck, Don Hudson

Przekład

Marek Starosta

Oprawa

twarda

Liczba stron

 492

Druk

kolor

Format

170x260 mm

Wydawnictwo oryginału

Marvel Comics

Data premiery

8 lutego 2023

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / Marvel