Annabelle: Narodziny zła - recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite]

Uniwersum, zapoczątkowane kilka lat temu Obecnością, zaprasza na kolejny, czwarty w kolejności film w nierównej serii. Annabelle: Narodziny zła, które w sierpniu zeszłego roku nawiedziło polskie kina, niemal miesiąc temu pojawiło się w wydaniu Blu-ray na sklepowych półkach. Oto nasza recenzja.

„Annabelle: Narodziny zła” (2017), reż. David F. Sandberg

(dystrybucja w Polsce: Galapagos)

Druga opowieść o demonicznej lalce, ukrywanej w Obecności przez małżeństwo Warrenów, odpowiada na kilka pytań: Skąd wzięła się Annabelle? Kto po raz pierwszy padł jej ofiarą? Co powstanie z połączenia prequela, o którym nikt nie marzył, i spin-offa, o którym wszyscy chcielibyśmy zapomnieć? Poza wyjątkowo barwnym miksem franczyzowej terminologii produkt końcowy, w reżyserii Davida Sandberga, jest... No właśnie – jaki? Przekonajcie się w naszej recenzji wydania na błękitnym krążku poniżej.

Zanim odniesiemy się bezpośrednio do przedmiotu dzisiejszej recenzji, wspomnijmy krótko o dwóch idących łeb w łeb horrorowych franczyzach ostatnich kilku lat. Spośród cyklu filmów ze świata Naznaczonego i Obecności można bowiem wyłowić kilka całkiem udanych produkcji (konkretnie trzy pierwsze części obu serii oraz solidną – drugą Obecność). Jak to jednak bywa z niektórymi franczyzami, twory powstałe na fali uprzednich sukcesów mają nie tylko tendencje odtwórcze, ale przede wszystkim stanowią najczęściej przedsięwzięcia zupełnie niepotrzebne. Niejako potwierdza tę tezę fakt, że podczas pisania niniejszej recenzji czwarty Naznaczony – Ostatni Klucz atakuje doznania estetyczne widzów na ekranach kin. Natomiast kolejna zapowiedziana na ten rok opowieść ze świata małżeństwa Warrenów – The Nun – stanowi następny z serii spin-offów, tym razem poświęcony opętanej zakonnicy, a.k.a. Marilynowi Mansonowi w habicie, znanej z Obecności 2.

00052.m2ts_snapshot_00.02.08.png

Film:

Wróćmy jednak do przykładu koronnego, jakim jest cykl o Annabelle. Prequel cofa się o ponad 20 lat w stosunku do oryginału, przybliżając okoliczności powstania piekielnej laleczki. Mamy rok 1943. W wyniku wypadku ginie mała dziewczynka. Zdesperowani rodzice – Sam i Eshter (w tych rolach Anthony LaPagila i Miranda Otto) – odkrywają wkrótce, że dusza ich zmarłej córki wstąpiła w jedną ze stworzonych przez Sama kukiełek. W wyniku kolejnych wydarzeń zaczną kwestionować intencje ducha i to ile z tożsamości ich córki w istocie pozostało w paskudnej zabawce.

Niestety – zarówno reżyserię Davida Sandberga, jak i sztampowy scenariusz Gary'ego Daubermana obarczają typowe dla tej i wielu innych „przerażających” serii grzeszki. Annabelle: Narodziny zła to przy tym idealna apoteoza mainstreamowego horroru XXI wieku. Film nieustannie okłamuje widza, stawiając jeden kiepski jumpscare na drugim. W ciągu blisko dwóch godzin seansu nie brakuje więc klasyków gatunku – z rodzaju tych nabudowywanych przez gwałtowne wyciszenie crescend ścieżki dźwiękowej, a następnie climaxujących „strachem”, który z żadnym widzem nie zostanie na dłużej niż na kilka kolejnych sekund. Budowanie napięcia poprzez stosowanie dokładnie tych samych, fatalnych metod zdążyło się już niestety zakorzenić w popkulturze, a kreatywność filmu Sandberga na tym polu ogranicza się jedynie do doboru jałowych elementów codzienności, które w tym celu zutylizuje. Konsekwentnie, w Narodzinach zła zobaczymy „przypakowane” efektem dźwiękowym, spadające na podłogę lalki, głośne pukanie do drzwi, zasuwanie zasłon, dłonie opadające głośno na ramiona głównej bohaterki itd., itp. Nieintencjonalnie – najbardziej przerażającym elementem filmu jest niestety upowszechnienie poglądu na to, czym w większości stało się współczesne kino grozy.

00052.m2ts_snapshot_00.21.01.png

Czy powyższe oznacza, że nie da się na Narodzinach zła wystraszyć? Niekoniecznie. Zdarzyło mi się parokrotnie, oglądając film Sandberga, podskoczyć, a jeden czy dwa obrazki zaiskrzyły w zderzeniu z wyobraźnią. Mógłbym wskazać też momenty, które – mimo wszechobecnej przewidywalności – posiadają, obok naprawdę przyjemnej strony audiowizualnej, również ciekawy klimat – zupełnie wystarczający, by chwilami zaangażować i wywołać pożądany efekt. Nigdy nie jest to jednak strach trwały, a jedynie – podobnie jak sam film – chwilowa, zapominalna gęsia skórka.

Mając to wszystko na uwadze, w obronie Narodzin zła trzeba by było powiedzieć, że mimo skrajnej odtwórczości opowieść trzyma się ostatecznie znacznie lepiej niż oryginalna Annabelle. Tak, prequel wypada przyjemniej w odbiorze niż pierwszy, koszmarny spin-off, posiadając w miarę spójną, kameralną historię i mogąc pochwalić się niezłym aktorstwem (świetna Lulu Wilson robi, co może, jako Przerażona Dziewczynka Nr 1), świetnymi zdjęciami, ciekawą pracą kamery oraz charakterystyczną ścieżką dźwiękową (Benjamin Wallfisch, znany z To i Blade Runner 2049). Jeśli chodzi o plusy filmu, to byłoby to niestety na tyle. Nie wystarczy ich więc, by Annabelle zaszufladkować jako film z rodzaju „guilty pleasure” – kiepskich, a jednak wspominanych z sympatią. O tę kategorię Narodziny zła ocierają się momentami, z dźwiękiem desperackiego szorowania paznokciami po planszy ouija, spadając jednak, w końcu, w czeluść zwaną „Nigdy Więcej!”.

+2
Film

Obraz:

Zdjęcia belgijskiego operatora Maxime'a Alexandre to z pewnością jeden z atutów Annabelle: Narodzin zła. Wyselekcjonowana paleta utrzymuje Narodziny zła w stosunkowo ciepłych barwach, a nocą – gdy na ekranie pojawiają się koszmary – relacja światłocienia funkcjonuje znacznie lepiej niż ta na linii reżyserii i scenariusza. Wyśmienite zabiegi oświetleniowe i operowanie ciemnością wzmagają też sugestywność i budują solidny klimat tych kilku, zasługujących na uwagę scen. W jednym z wywiadów Alexandre podkreślił, że Ciemność jest w Annabelle traktowana na równi z głównymi postaciami, a więc nadanie jej odpowiedniego, ruchomego charakteru było dla niego wyjątkowo istotne. Trzeba powiedzieć, że operator wykonał kawał dobrej roboty. Co więcej, przeglądając dotychczasową filmografię zdjęciowca można by było dojść do wniosku, że jest to jego najlepsza praca do tej pory. Błyszczy przywiązanie do szczegółów, kamera często zawiesza oko widza na detalach, a zastosowana optyka umożliwia w tym względzie pełną realizację twórczej wizji. Wydanie Blu-ray wyposażone w obraz o rozdzielczości 1080p oferuje możliwość pełnego docenienia obrazków, prezentując konwersję udaną i zgodną z estetycznymi oczekiwaniami względem tego rodzaju produkcji.

00052.m2ts_snapshot_00.00.52.jpg 00052.m2ts_snapshot_00.09.56.jpg

00052.m2ts_snapshot_00.29.10.jpg 00052.m2ts_snapshot_00.41.41.jpg

00052.m2ts_snapshot_01.00.21.jpg 00052.m2ts_snapshot_01.09.54_02.jpg

00052.m2ts_snapshot_01.16.10.jpg 00052.m2ts_snapshot_01.29.35.jpg

00052.m2ts_snapshot_01.37.34.jpg 00052.m2ts_snapshot_01.39.35.jpg

5
Obraz

Dźwięk:

Jak powszechnie wiadomo, oprawa audio filmów z gatunku horroru pełni, w całości formy, jedną z najważniejszych funkcji. Annabelle: Narodziny zła – a konkretnie dominujące w filmie techniki straszenia – wymaga dźwięku najwyższej próby. Trzeba powiedzieć, że udźwiękowienie, zwłaszcza w kontekście jumpscare'ów, zdaje egzamin. Na dysku znajdziemy imponujący zapis Dolby Atmos-TrueHD (anglojęzyczna ścieżka dźwiękowa). Trudno dopatrzeć się w jakości oprawy słabości czy kwestionować fakt, że jako całość stanowi bardzo stabilną i bezpieczną „linię basową” dla, ostatecznie, nierównej produkcji. Wyjątkową, w tym względzie, atmosferę budują zarówno drobne, „środowiskowe” dźwięki, jak i te bardziej dominujące, które przewrotnie i skutecznie budują, egzekwują i zawiązują określone sekwencje. Wspaniała robota.

W odniesieniu do polskiej ścieżki dźwiękowej (w tym przypadku mamy już klasyczne Dolby Digital 5.1), pozostaje mi tylko z obowiązku wspomnieć (a bardziej przestrzec), że oglądanie Annabelle w wersji lektorskiej, tłumiącej większość świetnych efektów dźwiękowych, niepomiernie pogorszy wrażenia z seansu. Przy ocenie końcowej będziemy, jak zwykle, ograniczać się do oryginalnej ścieżki w jakości Atmos.

6
Dźwięk

Dodatki:

annabele_menu.png

Wydanie Blu-ray oferuje niewielki zestaw dodatków specjalnych, jednak te, które się na dysku znalazły, stanowią dość obszerny i ciekawy wgląd w twórczy zamysł Sandberga i intencje stojące za określonymi rozwiązaniami.

  • Sceny niewykorzystane (12:04) – zebrane w jednym, dłuższym materiale wzbogaconym o komentarz reżysera. Przynajmniej dwie z nich mogłyby z powodzeniem znaleźć się w ostatecznej wersji filmu. Szkoda... Tak czy inaczej – dodatek na pewno sympatyczny, a komentarz jest zawsze mile widziany.
  • Reżyseria Annabelle (42:21) – materiał typu „behind-the-scenes”, David Sandberg ciekawie (i bardzo skromnie) opowiada o swoim stylu reżyserskim, udostępniając nagrania z planu.
  • Komentarz do filmu – mój ulubiony rodzaj dodatków, jakie można znaleźć na wydaniach domowych. Nie wiem, czy to po prostu kwestia zachwytu sztuką filmową w ogóle, ale słuchając jak reżyser z zaraźliwą pasją opowiada o kolejnych etapach reżyserii filmu, niemalże się poddałem i podniosłem końcową ocenę Annabelle o jedno oczko wyżej, ale nie dam się – niemniej jednak niech pokusa będzie wystarczającą rekomendacją dla dodatku.
  • Dwie krótkometrażówki (w reżyserii Sandberga), które zainspirowały Narodziny zła: Attic Panic i Coffer. Pierwsza zdecydowanie lepsza od drugiej, ale z pewnością obie warte uwagi. Bardzo miły dodatek.
  • Uniwersum Obecności (4:51) – krótki snippet tego, co świat Warrenów ma do zaoferowania.
4
Dodatki

Opis i prezentacja wydania:

Opakowanie wydania Blu-ray to standardowe Elite, które nie przykuwa uwagi ani z zewnątrz, ani wewnątrz. Grafika na przedniej okładce wzbrania przed otwieraniem pudełka – względem plakatu Narodzin zła jest to chyba jedyne urozmaicenie.

P1043150.jpg P1043156.jpg

P1043161.jpg

3
Opakowanie

Specyfikacja wydania

Dystrybucja

Galapagos

Data wydania

01.12.2017

Opakowanie

Elite

Czas trwania [min.]

110

Liczba nośników

1

Obraz

Aspect Ratio: 16:9 - 2.4:1

Dźwięk oryginalny

Dolby Atmos-TrueHD angielski

Polska wersja

Dolby Digital 5.1 (lektor: Piotr Borowiec)

Podsumowanie:

Mimo świetnej oprawy audiowizualnej, Annabelle: Narodziny zła to słaby wpis w kanonie współczesnego horroru. Nawet w porównaniu z innymi filmami spod tej samej franczyzy czy cyklu Naznaczonego, Narodzinom brakuje tego „czegoś” – punktu zaczepienia, który mógłby zachęcić, by do Annabelle wracać. Szkoda też, że tonalnie film Sandberga nie trzyma się bliżej obfitującej w groteskę Obecności 2. Co jak co, ale w opowieści o nawiedzonej lalce z piekła rodem z pewnością przydałaby się chociaż szczypta samoświadomości i dystansu. Tego niestety w śmiertelnie poważnych Narodzinach zła nie uświadczymy.

+2
Film
5
Obraz
6
Dźwięk
4
Dodatki
3
Opakowanie
4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

Gdzie kupić wydanie Blu-ray z filmem „Annabelle: Narodziny zła”?

Wydanie do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Galapagos.

źródło: Warner Bros. / Galapagos