„Astonishing X-Men” tom 3: „Dopóki starczy tchu” – recenzja komiksu. (Nie)koniecznie X-Men

W lutym na sklepowe półki trafił trzeci już tom serii „Astonishing X-Men”. Mimo że jest to kolejna odsłona regularnej serii, tym razem nadaje się także dla zupełnie nowego czytelnika w świecie mutantów. Ale czy jest warta polecenia? Sprawdźcie naszą recenzję.

W normalnych warunkach w tym miejscu pewnie napisałbym coś o tym, że materiał może zawierać spoilery do poprzednich tomów serii czy coś, tyle tylko, że w przypadku naszego dzisiejszego bohatera byłoby to w zasadzie nieprawdą. Jak to możliwe w przypadku tomu trzeciego serii? Cóż... chętnie wyjaśnię.

„Astonishing X-Men” to nazwa kojarząca się jednoznacznie pozytywnie wśród fanów mutantów, głównie z racji serii stworzonej przez Jossa Whedona i Johna Cassadaya. Pierwsze dwa tomy nowych „Astonishing X-Men” od Charlesa Soule'a może nie były dziełami wybitnymi, ale dawały sporą czytelniczą rozrywkę, dokonując zmiany w uniwersum poprzez przywrócenie do życia Charlesa Xaviera, tym samym istotnością tematyki stawały na palcach, żeby dosięgnąć do poziomu ikonicznego pierwowzoru i zasłużyć na przymiotnik „Astonishing” w nazwie. Kiedy wziąłem do ręki tom 3 serii – „Dopóki starczy tchu” – naszego dzisiejszego bohatera, po kilku stronach lektury musiałem przerwać, żeby odszukać na półce poprzednie tomy. Nic mi tu kompletnie nie pasowało. No chyba że coś wyleciało mi z głowy w międzyczasie... ale nie. Ten tom ma tyle wspólnego z poprzednimi w serii,  że ma w tytule „X-Men”, no i w ostatnim zeszycie (wydaniu specjalnym) pojawia się Charles Xavier. Protagoniści są zupełnie inni, wątki wynikają z wydarzeń, których nie mieliśmy okazji śledzić, a docelowo historia zmierza do jakiegoś założonego status quo nowego scenarzysty. No ale po kolei.

Plansza z komiksu Astonishing X-Men tom 3 Dopóki starczy tchu

Alex Summers aka Havok to drugi po Scotcie Summersie ze znanych braci Summersów. Jego moc polega na miotaniu promieniami plazmowymi. W przeszłości Alex romansował z pozą antybohatera czy wręcz złoczyńcy, dziś jednak pragnie powrócić na drogę prawości, a może i dołączyć do X-Men, tyle że jakoś nieszczególnie mu idzie. Próbuje bawić się w superbohatera, ale robi to bardzo nieumiejętnie, otrzymując reprymendę od samych Avengers. Tymczasem Reavers – militarna organizacja wzmocnionych cybernetycznie najemników – zdaje się mieć coś do Havoka lub też potrzebować czegoś, co jest w jego posiadaniu. Nasz bohater postanawia więc zebrać hmm... drużynę – nazwijmy to – aktualnie przez nikogo niewykorzystywanych fabularnie mutantów. Być może chodzi o to, żeby walczyć z zagrożeniem, a być może wyłącznym celem jest stworzenie sobie prywatnego oddziału prowadzonych szczytną ideą ochroniarzy. Tak trafiamy na Dazzler (to ta od emisji dźwięku i świateł), Warpatha (siłacz z rdzenno-amerykańską estetyką), Colossusa (aktualnie alkoholika) i Hanka McCoya aka Beasta (to ten niebieski superinteligentny kotołak). Żeby było jasne, nie mają oficjalnej zgody na używanie nazwy X-Men, co w kontekście tytułu wydaje się jeszcze bardziej zabawne. Tak zaczyna się starcie pomiędzy naszymi bohaterami, Reavers i pewną ewidentnie nadużywającą kompetencji agencją rządową.

Nie zrozumcie mnie źle. Matthew Rosenberg to świetny scenarzysta i nawet tutaj, z punktu widzenia sposobu prowadzenia narracji czy budowania dialogów, nie jest źle. Problemem jest to, w jaki sposób ta historia i w jakiej serii jest mi sprzedawana i czemu tak naprawdę służy. Nawet rozumiem fabularne przetasowania dotyczące określonych postaci czy zmiany status quo, nie rozumiem jednakże, czemu dzieje się to w serii o określonej, zbudowanej przez dwa tomy otoczce. Nie ma dla mnie żadnego logicznego uzasadnienia dla nazwania tej zbieraniny zeszytów serią z X-Men, choć mam świadomość, że szansa na sukces serii „Havok się ogarnia” byłaby raczej znikoma. Do tego idea serii powinna zakładać przynajmniej iluzję ciągłości fabularnej. Tu nie mamy ciągu dalszego, mamy za to szereg odwołań do zeszytów, wydarzeń i serii istotnych dla zrozumienia motywacji i działań Havoka, których jednakże nie przeczytamy na polskim rynku... Trochę inaczej ma się sprawa w przypadku wydania specjalnego. Spełnia ono w pełni swoją samodzielną rolę i ma więcej związku z pierwotną serią poprzez postać powracającego Profesora X. Do tego, jeżeli ktoś bacznie śledził historię postaci Charlesa Xaviera, to wie, że założyciel najsłynniejszej mutanckiej drużyny w praktyce nie zawsze kierował się altruistycznymi motywacjami, czytaj: często pomagał przeznaczeniu z udziałem swoich mocy, lub inaczej mówiąc: rzadko nie zachowywał się jak dupek. Ten zeszyt opowie Wam chętnie o tym, jak pod pretekstem spotkania po latach (korzystając z ostatniego odrodzenia Jean Grey) Profesor X zmanipuluje bohaterów, celem realizacji kolejnego jego planu. Świetna robota, Chuck. Jak zawsze.

Plansza z komiksu Astonishing X-Men tom 3 Dopóki starczy tchu

Oprawa graficzna albumu to prace Grega Landa i Neila Edwardsa oraz w wydaniu specjalnym również Travela Foremana. Seria główna to więc Wasza klasyczna współczesna superbohaterszczyzna pełną gębą, z tym zastrzeżeniem, że jeżeli ktoś zna kontrowersje związane z twórczością Grega Landa (głównie jego talent w przerysowywaniu hmm... filmów dla dorosłych, a czasami własnych grafik, odrysowanych wcześniej z kadrów filmów dla dorosłych), to będzie miał w ramach dodatków również festiwal wyławiania inspiracji artystycznych rysownika. Z twórczością Landa jest trochę jak z parówkami – mogą Ci i smakować, ale jak raz poznasz sekret ich powstawania, nic już nie jest takie samo. W opozycji do tłustych konturów i gładkich płaszczyzn w serii głównej, Foreman będzie miał dla Was coś z zupełnie innej beczki – cienki, szarpany obrys i bardziej szkicową konwencję.

Wydanie polskie to miękka oprawa ze skrzydełkami w standardzie Marvel Now! 2.0 i charakterystycznym czarnym grzbietem. W zakresie dodatków dostajemy na końcu tomiku okładki poszczególnych zeszytów, cztery okładki alternatywne oraz zestawienie dotychczasowych tomów serii, na szczęście (o ironio) bez zapowiedzi tomu kolejnego.

Podsumowanie

No nie wiem, co tu się właściwie stało (to znaczy wiem, ale nadal ciężko mi w to uwierzyć). Po dwóch całkiem przyjemnych tomach „Astonishing X-Men” skręca w kierunku zapychania serii wątkami, które gdzieś trzeba było opowiedzieć, a skoro nie mieliśmy więcej mięsa na pełnoprawny ciąg dalszy historii odrodzonego Xaviera, równie dobrze mogliśmy dokonać recyclingu serii i sprzedać pod jej szyldem coś, czego raczej nikt by samodzielnie nie kupił. No może poza tymi trzema fanami Havoka, którzy na pewno nie mają potrzeby czytania tej recenzji. Nie liczcie na ciąg dalszy „Człowieka zwanego X”, ale na przypadkową, nieporywającą opowieść z bogatego uniwersum mutantów. Nawet dodany do tomiku Annual, chociaż teoretycznie ma w sobie Xaviera, to nie sposób go nazwać jakimkolwiek ciągiem dalszym poprzednich tomów. Nie jestem w stanie tego tomu polecić nikomu poza zagorzałymi fanami mutantów, a to i tak przy założeniu sporej dawki wyrozumiałości z ich strony. Główny nurt fabularny świata X-Men jest ewidentnie gdzie indziej i może my, jako czytelnicy, również powinniśmy być gdzie indziej.

Oceny końcowe

3
Scenariusz
3
Rysunki
5
Tłumaczenie
4
Wydanie
5
Przystępność*
+3
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

okładka komiksu „Astonishing X-Men” tom 3: „Dopóki starczy tchu”

Specyfikacja

Scenariusz

Matthew Rosenberg

Rysunki

Greg Land

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Druk

Kolor

Liczba stron

144

Tłumaczenie

Maria Jaszczurowska

Data premiery

10 lutego 2021 roku

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / Marvel