„Avengers” tom 7: „Era Khonshu” – recenzja komiksu. Boska interwencja

Jason Aaron z dużą swobodą porusza się po potężnym uniwersum Marvela, proponując swoje oryginalne rozwiązania dla grupy Avengers. W „Erze Khonshu” sięga po dawno niewidzianego Moon Knighta i boga, któremu księżycowy heros jest oddany. Zapraszamy do lektury recenzji.

„Era Khonshu” to aktualnie najobszerniejszy tom przygód Avengers, które w ostatnim czasie wydał Egmont, zbierający w sobie łącznie 8 zeszytów. Tytułowe wydarzenie następuje jednak nieco później i nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenie. Przeciwnie do samego początku, który ostatecznie wyjaśnił zamieszane związane z Tonym Starkiem, budowane przez Aarona w kilku poprzednich zeszytach. Zaskoczony jestem, że scenarzysta odkrył karty tak szybko, dość jednoznacznie wskazując, kto stoi za całym zamieszaniem. Dodatkowo powiązał diabelską intrygę z Moon Knightem działającym z polecenia swojego boga.

Pierwsze dwa zeszyty „Ery Khonshu” są naprawdę niezłe i traktować je należy jako udany wstęp do tytułowego minieventu. Stark wraca z epoki lodowcowej, zastając Avengers w dość niejasnych okolicznościach, z Gwiezdnym Piętnem w postaci dziecka (kontynuacja poprzedniego tomu). Jednocześnie trwa zbieranie sił przeciwko grupie Avengers, a Aaron sięga do potężnej grupy łotrów, korzystając z Namora, dalszych znajomych Blade'a, czy nawet Zimowej Gwardii. Wszystko na pewien czas jednak milknie, gdy do głosu dochodzi wspomniany Moon Knight. Księżycowy heros błyskawicznie radzi sobie z Iron Fistem, czy Doktorem Strange'em (co jest w pewien sposób dyskusyjne), wzmacniając potęgę swojego boga Khonshu. Ten z kolei wprowadza w życie potężny plan zawładnięcia światem w imię większego dobra. Manhattan zamienia się w Teby, zostaje zasypany piaskiem i piramidami, a na ulice wychodzą zombie-mumie.

Łącznie pięć zeszytów „Ery Khonshu” czyta się dość ciężko, a pomysły Aarona nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Chyba najlepiej wypadł wątek Czarnej Pantery i tylko jego losy w jakikolwiek sposób mnie obchodziły. Problem serii „Avengers” Jasona Aarona uwydatnia się w momencie, gdy desperacko poszukujemy prawdziwego lidera zespołu. Nawet wspomniana Pantera nie ma w sobie tyle charyzmy, by przekonać do siebie Moon Knighta, a pozostałe postacie wypadają zwyczajnie słabo. Kolejnymi scenami scenarzysta odhacza obecność Thora, czy Kapitan Marvel, z której stara się zrobić niańkę dla Gwiezdnego Piętna. Jakkolwiek urocze nie byłyby jej przekomarzania z Tonym Starkiem, to czasu na nie jest mało i łatwo ich nie zauważyć.

avengers-tom-7-era-khonshu-plansza-z-komiksu-min.jpg

Jason Aaron w siódmym tomie „Avengers” potwierdza to, co wiemy z poprzednich rozdziałów najpotężniejszych ziemskich bohaterów Marvela. Mimo usilnego wiązania wątków z odległą przeszłością, sięgania do bardzo dawnych czasów (początki Mefisto) i czerpania garściami z możliwości, jakie daje mu uniwersum (Khonshu jako przeciwnik Avengers), nadmiar bohaterów dość skutecznie rozmywa proponowaną przez niego historię. „Era Khonshu” jest do bólu przeciętna i nijaka, nie wzbudza żadnych emocji, a jej jedyną zaletą jest to, że szybko się ją czyta i o niej zapomina. Coś, co działało dobrze przy solowych przygodach Thora, tutaj zwyczajnie nie funkcjonuje i wiemy o tym przynajmniej od kilku tomów. „Avengers” staje się więc podobnie jak w przypadku konkurencyjnej „Ligi sprawiedliwości” niezwykle trudnym i niewdzięcznym tytułem do pisania. Każdy bohater jest ważny i każdy musi odpowiednio wybrzmieć. Szkoda tylko, że nie idzie za tym odpowiednia treść. Mało tego, Aaron na koniec sięga bardzo głęboko, wrzucając na strony swojego komiksu wątki dotyczące X-Menów. Intrygujące, ale czy zostanie odpowiednio wykorzystane?

Wśród bardzo poprawnej oprawy wizualnej „Ery Khonshu” (przyznaję, że pustynny Manhattan robi niezłe wrażenie) moją uwagę zwróciło nazwisko Polaka – Szymona Kudrańskiego, który odpowiedzialny był za rysunki na kilku stronach zeszytu nr 31. To jedno z niewielu naszych nazwisk w wielkiej branży komiksowej, tym bardziej cieszy, że jego dorobek został doceniony choćby w niewielkiej formie, w głównej serii „Avengers”.

Podsumowanie

„Avengers: Era Khonshu” to kolejny średniak od Jasona Aarona. Amerykański scenarzysta robi co może, ale wyraźnie czuć, że pisanie historii dla grupy bohaterów idzie mu dużo trudniej, niż gdy skupiał się na jednej, wyrazistej postaci. Największym atutem tej historii jest jednak fakt, że kolejne zeszyty zapowiadają się nieco lepiej. Główny złoczyńca odgrywający w „Erze Khonshu” istotną rolę wydaje się rosnąć w sile, mimo pozornej porażki. Doceniam ten kierunek i ciekaw jestem, czy Aaron wyciągnie z tego coś więcej w przyszłości.

Oceny końcowe komiksu „Avengers” tom 7: „Era Khonshu

3
Scenariusz
3+
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
3
Przystępność*
3+
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Specyfikacja

Scenariusz

Jason Aaron

Rysunki

Javier Garrón, Ed McGuinness

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Druk

Kolor

Liczba stron

192

Tłumaczenie

Marek Starosta

Data premiery

31 maja 2023

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / Marvel