„Batman Death Metal” tom 1 – recenzja komiksu. Czasem mniej znaczy więcej

Kiedy wydawało nam się, że po serii komiksów „Batman Metal” oraz kontynuacji w „Batmanie, Który się Śmieje” już nic bardziej dziwacznego i zwariowanego nas nie spotka, Scott Snyder i Greg Capullo mieli inne plany. Kontynuacja sagi o podtytule „Death Metal” jest jeszcze bardziej brawurowa, a jednocześnie forma przerasta w niej treść do granic możliwości.

Czytając kolejne tomy sagi „Metal”, z dużym zaskoczeniem starałem się zaakceptować fakt, że za ideę i kolejne rozdziały tej historii odpowiada ten sam człowiek, który nie tak dawno napisał prawdopodobnie jeden z najlepszych runów oryginalnej historii Bruce’a Wayne’a. Batman” z The New 52 Snydera i Capullo był wyjątkowy i nawet tak wybitny scenarzysta jak Tom King nie był w stanie zrównać się poziomem do pomysłów Snydera. Tymczasem w sadze „Metal” Snyder i Capullo dosłownie... odpięli wrotki. Przestali się przejmować jakimkolwiek continuum i stworzyli dość niezależną i szaloną historię, która zdecydowanie nie jest dla każdego.

Zaczęło się od trzech tomów „Metalu”, a następnie wątki kontynuowane były na łamach nowej „Ligi Sprawiedliwości” i serii „Batman, Który się Śmieje”, skupionej na nowym złoczyńcy w uniwersum DC. Postać ta oczywiście powraca w „Death Metal”, a kluczowe dla wydarzeń z tego tomu są wątki w potężnym tomiszczu „Wojna totalna. Rok łotrów”, który Egmont wydawał kilka miesięcy temu. „Batman Death Metal” to zakończenie sagi, które ostatecznie zamknięte zostanie na 4 tomach. W tym pierwszym, poza 3 zeszytami z głównej serii, znajdziecie również dwa dodatkowe tie-iny, uzupełniające historię i starające się choć trochę ułatwić zrozumienie uniwersum stworzonego przez Snydera i Capullo.

Snyder i Capullo w „Death Metal” wchodzą z dużym animuszem, ale w niektórych momentach czytanie kolejnych stron stawało się dla mnie dość karkołomnym wyczynem. „Death Metal” to bowiem ostra jazda bez trzymanki. Komiks, po który warto sięgać, tylko gdy zna się poprzednie tomy pisane przez Snydera. Bo tylko wtedy zrozumiecie, o co w tej całej historii chodzi, choć i ja na pewnym etapie miałem pewne wątpliwości.

batman death metal tom 1 plansza

„Batman Death Metal” idealnie wpisuje się dla mnie w definicję totalnego komiksu superbohaterskiego. Zarówno pod względem zwariowanej i dość bezmyślnej historii, jak i w przypadku rysunków. Te są niezwykle pompatyczne, agresywne, pełne ostrych, wyrazistych kolorów. Nie da się ukryć, że Snyder i Capullo współpracują ze sobą idealnie, bo dość powszechna kreska bez udziwnień i przesadnego artyzmu ma tutaj swoje uzasadnienie. Fabuła i dialogi są na tyle trudne w odbiorze, że rysunki Grega Capullo robią wszystko, by czytelnikowi maksymalnie ułatwić odbiór komiksu. I robią to bardzo dobrze, bo „Death Metal” dużo lepiej się ogląda, niż czyta.

Twórcy robią oczywiście wszystko, by potencjalny czytelnik nie czuł się w tej historii zagubiony. Ale jednak przy tak dużym skomplikowaniu historii, przy kompletnym braku zrozumienia motywacji złoczyńców i bohaterów, wejście w „Death Metal” bez znajomości poprzednich tomów sagi jest praktycznie niemożliwe. Sam musiałem wracać do początkowych zeszytów „Batman Metal”, by wyłapywać pewne smaczki i próbować zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. I wiecie co? Nadal nie do końca wszystko czaję. Scott Snyder potrafi pisać, tego nie da się ukryć. Ale mam wrażenie, że po „Death Metal” zdecydowanie potrzebuje odpoczynku. Szczególnie jeśli jeszcze raz chce zabierać się za monumentalne eventy, takie jak „Batman Metal”. W tej historii pojęcie „less is more” zostało niestety totalnie zapomniane.

Jednak w tej absurdalnej i zwariowanej historii jest coś w pewnym sensie wyjątkowego. Do „Batman Death Metal” należy podchodzić z bardzo dużym dystansem. Cieszyć się z szalonego tempa, masy pojedynków między dobrymi i złymi i z atmosfery postapo w stylu „Mad Max”. Wszystko zależy od Waszego punktu widzenia i podejścia. Tego komiksu nie da się oceniać na równi nawet z innymi pozycjami superhero tego typu. Ta historia to krok dalej, który dla jednych będzie doświadczeniem wyjątkowym, a dla innych – dość niefrasobliwym eksperymentem, który na pewnym etapie zacznie zwyczajnie męczyć.

batman death metal tom 1 plansza

Należy też docenić fakt, że Egmont w przypadku „Batman Metal” i „Batman Death Metal” stara się o harmonię na grzbietach, a i samo wydanie jest bardzo ładne. Twarda oprawa i mieniąca się okładka fajnie komponują się z tym, jakie prace Grega Capullo znajdziecie w środku. Podobała mi się też obszerna galeria okładek, z których kilka z nich (w tym te z Wonder Woman) nadają się na plakat, który może zdobić niejeden pokój fana DC.

Podsumowanie

Pierwszy tom „Batman Death Metal” to jeden z tych komiksów, które dużo bardziej doceniam za warstwę wizualną niż scenariuszową. Fabuła sagi Scotta Snydera to z tomu na tom coraz większy bełkot. A przecież początek wcale tego nie zapowiadał. To jedna z tych historii, która po prostu do mnie nie trafia i zwyczajnie męczy. To jednocześnie komiks nieprzystępny dla czytelnika, który nie zna całej sagi, na którą składa się – jeśli dobrze liczę – 10 tomów.

Z drugiej jednak strony dostrzegam rozwój Grega Capullo, autora rysunków do głównych zeszytów sagi, który potrafi dostosować się stylem do scenariusza Snydera. Czytajcie tylko, jeśli znacie całą sagę. Wchodzenie w tę historię od tego tomu (mimo „jedynki” na grzbiecie) nie skończy się dobrze.

Oceny końcowe

2
Scenariusz
4+
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
3
Przystępność*
3+
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Batman Death metal tom 1

Specyfikacja

Scenariusz

Scott Snyder, James Tynion IV, Daniel Warren Johnson

Rysunki

Greg Capullo, Tony S. Daniel, Joëlle Jones

Oprawa

twarda

Druk

Kolor

Liczba stron

200

Tłumaczenie

Tomasz Sidorkiewicz

Data premiery

29 września 2021

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / DC Comics