Chewie, jesteśmy w domu – recenzja komiksu „Star Wars. Han Solo & Chewbacca. Za milion kredytów”

Do księgarń wleciał właśnie Han Solo w towarzystwie swego wiernego kompana, Chewbacci, by zabrać czytelników na kolejną, szaloną podróż po odległej galaktyce. Czy warto ponownie wkroczyć na pokład wysłużonego frachtowca typu YT-1300? Przekonajcie się z recenzji! 

Pierwsza Gwiazda Śmierci wciąż jest w budowie, Jyn Erso jeszcze cieszy się życiem, a Luke Skywalker nadal marzy o dostaniu się do Akademii Imperialnej. W tym czasie Han Solo i Chewbacca wykonują kolejne misje dla Jabby. Ledwo co bohaterowie zakończyli jeden skok, a już gangster z Tatooine ma dla nich następne zlecenie. Robota ma być względnie łatwa, szybka i szalenie intratna. Jak to zwykle bywa, mało co idzie zgodnie z planem, a dodatkowo na rodzinnej planecie Solo natrafia na człowieka podającego się za jego ojca. 

To jedna z tych opowieści, jakie w kinie, telewizji, literaturze czy komiksach otrzymaliśmy wielokrotnie. Zlecenie, planowanie, kłopoty, ucieczka i zawieszenie akcji w dramatycznym momencie (trzeba przecież przekonać czytelników do sięgnięcia po kontynuację) – ten schemat znam aż za dobrze. Co prawda recenzowana pozycja udowadnia, że dzieło powstałe w zgodzie z przywołanym wzorem nadal może przynieść zadowolenie, ale z drugiej strony nie dość, że jest to kolejna repetytywna opowiastka z uniwersum Star Wars, to dodatkowo historia cechuje… Pustka. 

Han jest tu dokładnie takim Hanem, jakiego znamy i kochamy. Z jednej strony to dobrze, a z drugiej już na wstępie scenarzysta znacząco ograniczył sobie pole do powiedzenia czegoś nowego o tej postaci, a wymuszony powrót do domu byłby ku temu świetną okazją. Zamiast kolejnej próby odpowiedzenia na pytanie, co ukształtowało Hana Solo, zaprezentowano nam przemytnika żywcem wyrwanego z „Nowej nadziei”. Również relację Solo z „ojcem” można potraktować jako zmarnowaną okazję, do powiedzenia czegoś więcej. Po lekturze komiksu zagwozdkę zaczął mi sprawiać także jego tytuł. „Han Solo & Chewbacca”... Hmmm, naprawdę nie wiem, co tam robi Chewie. Przecież to Han wiedzie prym, a jego kumpel większość czasu spędził na dalszym planie. Zbyt mało miejsca poświęcono też ich przyjaźni, by uzasadnić taki, a nie inny tytuł komiksu. 

Może i marudzę, ale jak wspomniałem wcześniej – „Han Solo & Chewbacca” to naprawdę przyjemny tytuł. Może i nie niesie ze sobą żadnych treści i jest wyłącznie dostarczycielem niezobowiązującej rozrywki, ale skłamałbym mówiąc, że czas spędzony z tym komiksem uważam za zmarnowany. Nie brak tu pościgów, strzelanin i widowiskowych scen akcji. Wyjątkowo mocno w pamięci utkwił mi pojedynek Chewbacci z Czarnym Krrsantanem. Bokserskie walki o mistrzowski pas są niczym w porównaniu ze starciem dwóch wookieech. Cztery strony pełne ryków i ciosów wymierzanych przez kudłate pięści sprawiły, że mieszkając w odległej galaktyce chyba chodziłbym na jakieś gwiezdne WWE, by popatrzeć na zmagania tych futrzastych wojowników. Pierwsza część „Za milion kredytów” jest również dobrą okazją do przypomnienia sobie kilku znajomych twarzy. Gościnnych występów tu nie brakuje i co ważne, żaden z nich nie sprawia wrażenia wymuszonego. 

star-wars-han-solo-and-chewbacca-za-milion-kredytow-plansza-z-komiksu-min.jpg 

Kilka słów należy się także warstwie wizualnej. Już przy okazji komiksów z uniwersum Star Treka rysownik David Messina udowodnił, że dobrze wychodzi mu ilustrowanie opowieści, których bohaterami są postacie dobrze znane z małego bądź dużego ekranu. W przypadku „Han Solo & Chewbacca” ponownie otrzymujemy przyjemne dla oka plansze, a ukazane na nich istoty można bez problemu rozpoznać. Messina przywiązuje też sporą wagę do otoczenia. Może i poszczególne kadry nie są przebogate w szczegóły, ale na szczęście nie ma też odwrotnej sytuacji. Tła nie są puste, a przestrzenie wokół bohaterów mają z reguły swój unikalny charakter. Aż chciałbym, aby częściej Messina dostawał komiksy Star Wars do narysowania. 

Poza główną opowieścią w recenzowanym tomie znalazł się również zeszyt zatytułowany „Dzień życia”. Historyjka związana jest z Dniem Życia, czyli świętem po raz pierwszy zaprezentowanym w niesławnym „The Star Wars Holiday Special”. W żadnym razie nie nazwałbym tego niezbędną lekturą, ale z drugiej strony przyjemnie było poznać kolejną opowieść osadzoną już po „Powrocie Jedi”

„Han Solo & Chewbacca” jest niczym więcej jak tylko przyjemnym czytadłem. Fanom tytułowych postaci (a przede wszystkim miłośnikom koreliańskiego szmuglera) tytuł ten powinien dostarczyć sporo frajdy. Reszta osób zainteresowanych wydarzeniami z odległej galaktyki też może sięgnąć po ten komiks, ale wiele was nie ominie, jeśli zdecydujecie się na lekturę czegoś innego. 

Oceny komiksu „Star Wars. Han Solo & Chewbacca. Za milion kredytów. Część 1”

3
Scenariusz
4
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
4
Przystępność*
4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6. 

*Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum. 

star-wars-han-solo-and-chewbacca-za-milion-kredytow-min.jpg

Specyfikacja

Scenariusz

Marc Guggenheim (główna historia), Steve Orlando, Jody Houser, Cavan Scott, Justina Ireland (historia dodatkowa)

Rysunki

David Messina (główna historia), Georges Jeanty, Kei Zama, Ivan Fiorelli, Victor Olazaba, Paul Fry (historia dodatkowa)

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Druk

Kolor

Liczba stron

160

Tłumaczenie

Jacek Drewnowski

Data premiery

27 września 2023

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / Marvel