Cliff Martinez „The Foreigner” (2017) - recenzja soundtracku

13 października bieżącego roku na półkach polskich sklepów muzycznych pojawił się soundtrack z nowej produkcji Martina Campbella „The Foreigner” z Jackie Chanem i Piercem Brosnanem w rolach głównych. Tego samego dnia odbyła się amerykańska premiera filmu, a polska zaplanowana jest dopiero na przyszły rok. Autorem muzyki do „Foreignera” jest Cliff Martinez. Poniżej zaś możecie się zapoznać z recenzją wydania płytowego jego pracy.

Cliff Martinez „The Foreigner”

(STX Recordings/Sony Classical/Sony Music Poland, 2017)

Recenzja muzyki zawartej na płycie:

Sześć długich lat przyszło nam czekać na nowy film kinowy od Martina Campbella (nie liczymy tutaj kilku produkcji zrealizowanych dla telewizji w latach 2012-2014). Urodzony w Nowej Zelandii reżyser zasłynął przede wszystkim jako ten, który dwa razy z wielkim impetem wprowadził na ekrany debiutujących w roli Jamesa Bonda aktorów: Pierce’a Brosnana w „GoldenEye” (1995) i Daniela Craiga w „Casino Royale” (2006), odświeżając tym samym słynną franczyzę, będącą – zanim zasiadł on na krześle z napisem „director” – na poważnym zakręcie po uprzednich, z różnych powodów rozczarowujących (słabe wpływy z dystrybucji „Licencji na zabijanie” i krytyka „Śmierć nadejdzie jutro” za pójście w rejony science fiction), odsłonach szpiegowskiego cyklu. Dwukrotnie stawał się wtedy Campbell bardzo poszukiwaną osobą w Hollywood do objęcia sterów wysokobudżetowych produkcji, bowiem obie wyżej wspomniane części o agencie 007 zarobiły krocie, zebrały świetne recenzje oraz last but not least dla nas widzów, wprowadziły powiew świeżości w zatęchłe ramy do cna wyeksploatowanego gatunku poprzez z werwą zainscenizowane sekwencje akcji, nie spychając na dalszy plan ludzkiego czynnika. Swoją szansę wykorzystał ów twórca niestety połowicznie, bo ile „Maskę Zorro” (1998) należy zaliczyć do udanych przedsięwzięć, tak już nieudanej adaptacji komiksowej „Green Lantern” (2011) w żadnym wypadku obronić się nie da. Po sromotnej klęsce tej ostatniej i umiarkowanym powodzeniu wcześniejszej o rok „Furii” z Melem Gibsonem (jest to remake własnej mini-serii telewizyjnej z 1985 roku, „Edge of Darkness”), Nowozelandczyk popadł w niełaskę włodarzy z Fabryki Snów w myśl zasady, że w Hollywood jesteś tyle wart, ile twój ostatni film. W końcu pomocną dłoń wyciągnęli doń Chińczycy, wykładając 35 milionów dolarów na realizację „Foreignera”, a dzięki angażowi największej gwiazdy Państwa Środka, Jackie Chana, zapewniony został frekwencyjny sukces na tamtejszym, prężnie rozwijającym się, rynku. Po 22 latach u reżysera zagrał też Pierce Brosnan, zapewne by przyciągnąć do kin zachodnią publiczność, pamiętającą jeszcze wspólny projekt obu panów z lat 90-tych.

Jeśli zaś idzie o muzyczne preferencje Martina Campbella w kwestii ilustrowania swoich filmów, to próżno tu szukać jakiegoś wspólnego mianownika co do stylu wybrzmiewającej w nich partytur, gdyż za każdym razem dopasowywał je do wymogów opowiadanych historii. Zatem: bardziej dźwiękowy eklektyzm niż układająca się w pewien powtarzalny ciąg kontynuacja, wynikająca z wcześniej wypracowanych formuł (wyjątek mogą stanowić filmy będące sequelami, czyli „Zorro” i po części te o brytyjskim szpiegu). Nie oznacza to jednak, że nie są to score’y przemyślane i pomysłowe. Nie, spisują się one po prostu w większości przypadków w obrazach bez zarzutu i większych zgrzytów. Trzeba też przyznać, że miał on szczęście współpracować z największymi nazwiskami w branży: trzykrotnie z Jamesem Hornerem („Maska Zorro”, 1998 i późniejsza o siedem lat część druga – „Legenda Zorro”, „Bez granic”, 2003), dwa razy z Jamesem Newtonem Howardem („Granice wytrzymałości”, 2000 i wspomniany już „Green Lantern”), także z Michaelem Kamenem i Howardem Shore (odpowiednio serial z 1985 i jego remake z 2010), a przy Bondach najpierw z Erikiem Serrą, a potem z Davidem Arnoldem (choć tutaj były to bardziej wybory producentów cyklu niż samego reżysera). Zestaw iście imponujący.

Teraz do tego szacownego grona dołączył Cliff Martinez. Angaż to dość zaskakujący, zważywszy na fakt, iż kompozytor ten raczej nie jest przez widzów i słuchaczy filmówki łączony z kinem akcji. Owszem, zdarzało mu się pisać do pojemnego gatunku, jakim jest sensacja, chociażby „Drive” (2011) Nicolasa Windinga Refna  czy „Traffic” (2000) i „Contagion – Epidemia strachu” (2011) – oba dla Stevena Soderberga, ale były to produkcje nie pozbawione artystycznych ambicji, dalekie od wysokooktanowych actionerów. Należy też tutaj pochwalić decyzję twórców „Foreignera”, że postawili na bardziej wyszukanego Martineza, zamiast powierzyć projekt w ręce jednemu z klonów Hansa Zimmera z jego stajni Remote Control Productions, która to ostatnimi czasy niestety zmonopolizowała większość amerykańskich filmów, nie tylko sensacyjnych. W przeciwnym razie otrzymalibyśmy jeszcze jedną „postzimmerowską” łupaninę, opartą na tych samych schematach co zawsze.

A jak wypada score do chińsko-brytyjskiej koprodukcji? Cóż, to typowy Cliff Martinez. Pojawiają się więc masywne, industrialne brzmienia, bardziej podpadające pod sound design niż standardową ilustrację, cechującą hollywoodzki mainstream. Utworów przejawiających pewien poziom atrakcyjności i przystępności dla słuchacza nieobytego z takim sposobem pisania dla kina, nie ma zbyt wiele. Takie są jedne z najdłuższych tracków na płycie: „Three Second Wonder” (skojarzenia z „Terminatorem” Brada Fiedela będą na miejscu) czy „Observe And Report” (á la Tangerine Dream), o wiele „lżejsze” i bardziej przystępne w słuchaniu od reszty zaserwowanego materiału. Poza tym soundtrack to dość ciężkie elektroniczne granie, nastawione na kreowanie posępnej atmosfery. Niekiedy brakuje odrobiny oddechu, by przełamać dźwiękową monotonię, jednakże nigdy ów underscore nie schodzi poniżej średniej, a już na pewno nie przekracza granicy bezmyślnej elektrosieczki. Również pulsująca nerwowym rytmem muzyka akcji (co zaskakujące, tej nie ma zbyt wiele, np. „Put Your Bag On The Table”), oparta na powtarzających się beatach,  choć oryginalnością nie grzeszy, potrafi wyrwać z chwilowego marazmu, dostarczając niezbędnego przypływu adrenaliny.

Na szczęście, album trwa raptem godzinę lekcyjną, więc czas przy „Foreignerze” zlatuje dość szybko. Pamiętajmy jednak, że celem takiej ilustracji jest głównie symbioza z obrazem. Martinez postawił na funkcjonalność kosztem większej autonomii w oderwaniu od filmowego kontekstu, ale uczynił to na tyle zgrabnie, że o jakimkolwiek blamażu z jego strony nie ma mowy.

To bardziej eksperyment niźli pełnoprawny score z krwi i kości, nastawiony na posępne budowanie klimatu. Syntetyczne dźwięki, niekiedy wręcz jazgotliwe, nie każdemu przypadną do gustu. Zawsze to jakieś urozmaicenie w zalewie wszechogarniającej bylejakości, jednak nie na tyle innowacyjne (bo już to przecież słyszeliśmy), by czymś zaskoczyć. Rekomenduję jedynie osobom ceniącym sobie nieszablonowe podejście do filmowych kompozycji, z zastrzeżeniem, że to wymagające cierpliwości i odpowiedniego nastawienia słuchowisko.

3
Muzyka na płycie

Spis utworów:

1. Landscape Gardener (2:53)
2. Spit It Out (3:01)
3. Wired To Blow (1:56)
4. He Jumped Off The Roof (3:00)
5. I Wouldn’t Count On It (3:38)
6. Daughter’s Room (2:14)
7. Another Bombing (1:37)
8. That’s Where I’d Be (2:40)
9. Your Mole Is Hugh McGraw (2:09)
10. Three Second Wonder (4:37)
11. Put Your Bag On The Table (4:39)
12. She Used You (4:13)
13. X-rays Down (1:49)
14. Clean Up Your Mess (2:44)
15. Observe And Report (4:52)

Czas trwania płyty: 46:02

Opis i prezentacja wydania:

Soundtrack z filmu „The Foreigner” wydano w przezroczystym plastikowym opakowaniu typu jewel case. Oprócz płyty CD, wewnątrz znajduje się jedynie 4-stronnicowa wkładka, wydrukowana na całkiem solidnym i błyszczącym papierze kredowym. Bardzo minimalistyczny booklet (choć to określenie nieco na wyrost) standardowo zawiera spis utworów (strona 2) oraz listę najważniejszych osób, które pracowały przy przygotowaniu i nagraniu albumu (strona 3), a także lakoniczne podziękowania od wytwórni fonograficznej STX (dla Cliffa Martineza) i od kompozytora dla ludzi zaangażowanych w projekt (strona 3).

Elementy graficzne bardzo ubogie, całość została zdominowana przez niezbyt wyszukaną kolorystykę, a wszystko okraszone raptem trzema fotosami z głównymi bohaterami filmu i pomniejszoną wersją – swoją drogą bardzo przeciętnego – kinowego plakatu z Jackie Chanem.

Na koniec wypada też stwierdzić, że bardzo duszna muzyka Martineza zdecydowanie zasługiwała na lepsze potraktowanie ze strony wydawcy. Tymczasem otrzymaliśmy przeciętną do bólu edycję soundtracku, za to z klimatyczną kompozycją doświadczonego kompozytora. W sumie tylko dla najbardziej zatwardziałych entuzjastów jego twórczości. 

1-foreigner-front_01.jpg 2-foreigner-tyl_01.jpg

3-foreigner-srodek-z-plyta.jpg 4-foreigner-srodek-bez-plyty.jpg

6-foreigner-booklet-2.jpg 5-foreigner-booklet-1.jpg

+2
Wydawnictwo

Oceny końcowe

3
Muzyka na płycie
+2
Wydawnictwo
3
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

Gdzie kupić soundtrack „The Foreigner”?

Płytę do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Sony Music Poland.

źródło: Sony Music / STX Entertainment