Czarna Pantera - recenzja filmu i wydania Blu-ray [3D+2D, opakowanie elite]

20 czerwca miały swoją premierę wydania Blu-ray 3D, Blu-ray oraz DVD filmu Czarna Pantera. Zapraszamy do naszej recenzji wydania Blu-ray 3D i 2D.

„Czarna Pantera” (2018), reż. Ryan Coogler

(dystrybucja w Polsce: Galapagos)

Film:

Zastanawiając się, od czego by tu zacząć, biorę do ręki pudełko z filmem i zerkam na tylną okładkę. Mój wzrok przykuwa cytat z jednej z recenzji, a brzmi on tak: „Przełom w ekranizacji komiksów”. Nie wiem, jaki był kontekst tej wypowiedzi i nie zamierzam sprawdzać, ale że nie jest to pierwszy z tego typu komentarzy odnośnie omawianego filmu, a jego oszałamiający sukces wskazuje na to, że coś jest na rzeczy, wypadałoby zacząć od kilku słów na ten temat. „Czarna Pantera” jest filmem postrzeganym jako istotne wydarzenie kulturowe, przyciągnął do kin rzesze widzów, nawet tych, którzy zazwyczaj kinem komiksowym nie są zainteresowani, odnotował najwyższy jak dotąd wynik kasowy w USA spośród całego Marvel Cinematic Universe (niewiele zabrakło do 700 milionów $), któremu nie dorównała nawet trzecia część „Avengers” (choć pamiętajmy, że na świecie osiągnęła znacznie wyższe przychody). A wszystko to za sprawą ni mniej, ni więcej, a... ciemnoskórej obsady. No dobrze, to oczywiście pewne uproszczenie. Czarnych superbohaterów w solowych filmach już w zasadzie mieliśmy („Blade”, „Hancock”, „Catwoman” z Halle Berry i... „Meteor Man”), jednak po raz pierwszy towarzyszy temu osadzenie akcji w afrykańskim państwie, które jest tu w dodatku przodującą, technologiczną potęgą, a na dokładkę mamy tu jeszcze zwrócenie uwagi na problemy czarnej mniejszości w Stanach. Taka mieszanka, jak się okazuje, w dzisiejszych czasach jest receptą na sukces. Przeglądając pierwsze recenzje czy też zagraniczne fora filmowe, w pewnym momencie odnieść można było wrażenie, że jakakolwiek próba krytyki „Czarnej Pantery” może być postrzegana w ten sam sposób, jak Bruce Willis w trzeciej „Szklanej Pułapce” z tabliczką „I hate Niggers” w środku Harlemu. Czy można się dziwić, że film uzyskał w tej sytuacji aż 97% pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes? A jak się one mają do jego faktycznego poziomu, gdyby tak jednak pominąć wszelaką polityczną poprawność czy „przełomowe znaczenie” i skupić się na faktycznej jakości najnowszej odsłony MCU? Wersja krótka: nijak. Wersja długa poniżej.

00801.m2ts_snapshot_00.12.15-min.png

Głównym bohaterem filmu jest znany z trzeciej odsłony przygód Kapitana Ameryki następca tronu Wakandy, T'Challa (Chadwick Boseman), który po śmierci ojca ma właśnie przejąć rządy w swej niezwykłej ojczyźnie. Jest on jednocześnie superbohaterem znanym jako Czarna Pantera, którego to tytuł przekazywany jest z pokolenia na pokolenie wraz z wakandyjską koroną. Problem w tym, że w międzyczasie pojawia się drugi pretendent do tronu, N'Jadaka (Michael B. Jordan), mający do niego całkiem uzasadnione pretensje. Przy okazji rzuci on też nieco światła na niezbyt chwalebny epizod z życia ojca naszego bohatera. T'Challa musi więc stanąć do walki o swoje dziedzictwo, jednocześnie zmagając się z dylematem, który podsunął mu przeciwnik, tyczącym się tego, czy Wakanda powinna nadal izolować się od świata, czy może jednak wspomagać go swą niezwykłą technologią. Będą go w tym zadaniu wspierać: matka (Angela Bassett), siostra (Letitia Wright), dawna miłość, Nakia (Lupita Nyong'o), szefowa ochrony (Danai Gurira) oraz... Bilbo Baggins... to znaczy agent Everett Ross (Martin Freeman). Warto wspomnieć, że po przeciwnej stronie barykady pojawia się także Gollum... to jest Ulysses Klaue (Andy Serkis), który do pewnego momentu kradnie show i aż szkoda, że jego rola nie była (dużo) większa. Fabuła filmu to w znacznej mierze kolejny „Król Lew”, a jeśli szukać nieco bliższych analogii, to można by „Panterę” zestawić z pierwszym „Thorem” – problemy rodziny królewskiej, te sprawy. Krótko mówiąc – widzieliśmy to już nie raz, w innym wdzianku, ale jednak. Sama Wakanda, zawdzięczająca swą potęgę cudownemu metalowi wydobytemu z meteorytu, przypomina nieco afrykański Asgard (albo metropolię ze Star Treka), z tym, że zdaje się być jeszcze bardziej oderwana od rzeczywistości. Wibranium jest dobre na wszystko – nanotechnologiczne zbroje, holograficzne tarcze nad miastem, cudowne uzdrowienia, pojazdy, broń – czego tu nie ma... Genialna, młodociana siostra głównego bohatera swoimi gadżetami przyprawiłaby Tony'ego Starka o poważne kompleksy. Owszem, to fantastyczne uniwersum, w którym różne cuda-niewidy można zaakceptować, ale wypadałoby jeszcze zadbać o to, by nie naruszały one spójności świata przedstawionego i jego równowagi. Problem ten pojawia się tu zresztą nie po raz pierwszy, bo i wprowadzone przez „Dr.Strange'a” rewelacje mogą budzić poważne wątpliwości. Nagle okazuje się, że na świecie są siły, które mogłyby walnie się przyczynić do zażegnania wielu problemów przedstawionych we wcześniejszych filmach, a tego nie robią, choć leżałoby to w ich najlepszym interesie. No cóż, wiadomo na jakiej zasadzie to uniwersum jest budowane, trzeba więc przymknąć na to oko, ale ostatnimi czasy robi się to coraz trudniejsze.

Wracając do problemów „Czarnej Pantery”, skupię się teraz na tych, które rozpatrywać można z pominięciem całego kontekstu. jakim jest kilkanaście wcześniejszych filmów wchodzących w skład MCU. Problemem pierwszym i najważniejszym jest główny bohater. Zaliczył on wcześniej całkiem udany występ w „Wojnie bohaterów”, gdzie zaprezentował się od najlepszej strony (zwłaszcza w scenach akcji), rozbudzając apetyt widza. Z przykrością stwierdzam, że T'Challa w swoim własnym filmie nie dość, że jest notorycznie sprowadzany wręcz do roli bohatera drugoplanowego, to jeszcze niemal nic mu nie wychodzi, wciąż ktoś musi mu pomagać, ratować mu skórę i odwalać robotę za niego. Zazwyczaj wyręczają bohatera wymienione wcześniej postacie kobiece (których, nawiasem mówiąc, jest tu przynajmniej o jedną za dużo). Czasami można wręcz odnieść wrażenie, że reżyser najchętniej skupiłby się właśnie na nich, a tytułowego bohatera w ogóle się z filmu pozbył. T'Challa w scenach akcji co chwilę gdzieś znika, a nawet gdy się wreszcie pojawi, mam nieodparte wrażenie, że reżyser nie wie, co z nim robić. Jego finałowe starcie z głównym przeciwnikiem to walka do bólu mdła i nijaka. Zresztą pod tym względem nie wyróżnia się ona szczególnie spośród pozostałych scen akcji, które są w tym filmie nużące i pozbawione polotu. Ot pańszczyzna, którą trzeba było odrobić, miejscami upstrzona słabymi, jak na dzisiejsze czasy, efektami specjalnymi.

00801.m2ts_snapshot_00.12.42-min.png

Chadwick Boseman wyraźnie nie jest w stanie unieść tego filmu na swych barkach i wygląda na to, że twórcy byli tego świadomi już na etapie produkcji, stąd jego ustawiczne spychanie na drugi plan. Niestety nie ma tu nikogo, kto by był w stanie załatać lukę, jaka w ten sposób powstaje. Żadna spośród postaci drugoplanowych (poza bohaterem Serkisa) nie wzbudza specjalnego zainteresowania czy sympatii, co w efekcie może w widzu wywołać zobojętnienie na to, co się dzieje na ekranie. W dodatku miejscami czuje się wręcz przeładowanie niespecjalnie istotnymi postaciami (choćby bohater Freemana w trzecim akcie – typowy, niepotrzebny zapychacz).  Następnym problemem jest przeciwnik – raz, że to po raz kolejny „zła wersja bohatera”, czyli sytuacja, z jaką mieliśmy do czynienia w „Iron Manie” czy „Ant-Manie”. Dwa, jego motywacja jest przedstawiona w taki sposób, że w zasadzie chwilami chciałoby się kibicować właśnie jemu, a nie głównemu bohaterowi. Scenariusz uparcie zwalcza tę chęć wrzucanymi tu i tam przykładami bezwględności i radykalizmu naszego antagonisty, by mimo wszystko jednak wyszedł na tego złego. W efekcie miałem wrażenie obcowania ze scenariuszem nie do końca przemyślanym albo wręcz łatanym „w biegu”, by osiągnąć inny efekt, niż dawała jego pierwotna wersja. W pewnym momencie dochodzi też do sytuacji, w której ci „dobrzy” zaczynają postępować w myśl znanej z „Samych swoich” zasady „Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”, co również może być dla odbiorcy źródłem pewnego dysonansu. Dodajmy jeszcze, że w przeciwieństwie do ostatniego „Thora”, tym razem otrzymujemy film, jak na standardy Marvela, śmiertelnie wręcz poważny, co zresztą mu wcale nie służy. Spośród plusów można by wskazać ładne miejscami zdjęcia (często jednak szpecone niezbyt udanymi efektami specjalnymi), interesujące projekty kostiumów i lokacji. Również i muzyka uderzająca w afrykańskie klimaty jest całkiem w porządku i dobrze się sprawdza, prócz tych kilku momentów, gdzie wpakowano do filmu współczesne, amerykańskie „czarne” piosenki.

00801.m2ts_snapshot_01.42.39-min.png

„Czarna Pantera” to w ogólnym rozrachunku jedna z najsłabszych odsłon MCU, choć wciąż ogląda się to lepiej niż nieszczęsnego „Dr. Strange'a”, którego ratował wyłącznie odtwórca głównej roli. Mimo licznych, wskazanych powyżej problemów całość da się jednak przetrwać w miarę bezboleśnie, co sprawia, że trudno byłoby zaliczyć film do wybitnie nieudanych. Z drugiej strony w żadnym wypadku nie zasługuje też na miano filmu dobrego (czy nawet udanego filmu superbohaterskiego). To kolejny po zeszłorocznej „Wonder Woman” przeciętniak, którego sukces nie wynika z jego faktycznej jakości, lecz przyczyn, które dla mnie, jako widza, są zupełnie nieistotne. Krótko mówiąc – żaden z tego przełom, ot, stara śpiewka na przeciętnym poziomie, tyle że w afrykańskim wdzianku. Po bardzo udanym 2017 roku Marvel zaliczył tu spore potknięcie, na szczęście była to tylko chwilowa słabość.

3
Film

Obraz 2D:

Wygląda na to, że problemy z kontrastem i wyblakłym wyglądem w filmach Marvela to już, odpukać, przeszłość. Zdjęcia autorstwa Rachel Morrison cechują żywe, miłe dla oka kolory, dobrze korespondujące z przedstawionym w filmie afrykańskim państwem. Obraz wręcz tętni życiem, jest kontrastowy i wyrazisty. Bogactwo detali kostiumów robi niemałe wrażenie. Efektownie prezentują się także ukazane z lotu ptaka lokacje, czy to sawanny, czy pokryte śniegiem góry, czy mieniąca się światłami nocna metropolia. Trzeba jednak przyznać, że do pełni szczęścia brakuje większej naturalności, prawdziwości niektórych spośród tychże widoków, bo wkład komputera w ich powstanie jest miejscami aż nadto widoczny. Również i ciemne sceny prezentują wysoki poziom szczegółowości, wypadając przy tym lepiej, niż się spodziewałem po kinowym seansie. Nie stwierdzono żadnych wpływających na komfort oglądania mankamentów obrazu ani artefaktów kompresji (mimo długich i usilnych poszukiwań). Gdyby nie wspomniane niedostatki w warstwie efektów specjalnych, które niestety mocno rzucają się w oczy, stronie wizualnej „Czarnej Pantery” na Blu-ray nie byłbym w stanie niczego zarzucić.

00801.m2ts_snapshot_00.07.58.jpg 00801.m2ts_snapshot_00.24.23.jpg

00801.m2ts_snapshot_00.49.41.jpg 00801.m2ts_snapshot_00.57.41.jpg

00801.m2ts_snapshot_01.01.11.jpg 00801.m2ts_snapshot_01.29.27.jpg

00801.m2ts_snapshot_01.30.59.jpg 00801.m2ts_snapshot_01.44.17.jpg

00801.m2ts_snapshot_01.45.28.jpg 00801.m2ts_snapshot_01.47.05.jpg

00801.m2ts_snapshot_01.49.43.jpg 00801.m2ts_snapshot_01.55.10.jpg

Wykres bitrate'u wideo na płycie Blu-ray 2D

+5
Obraz

Obraz 3D:

Wersja 3D filmu nie odbiega znacząco od wersji „mono”. Kolory, kontrast czy detale w ciemnych scenach są na bardzo zbliżonym poziomie. W każdym razie ewentualnych różnic przy normalnym seansie nie zauważycie. Czy zatem warto zainwestować w wydanie z dodatkową płytą? Niekoniecznie. W pierwszej połowie filmu większość scen rozgrywa się w ciemnych lokacjach, a w takich okolicznościach – co naturalne i wynika z ograniczeń technicznych – efekt trójwymiaru jest ciężko uzyskać. Czy w okularach, czy bez nich, obraz wygląda płasko. W scenach wypełnionych światłem jest lepiej, ale na opad szczęki nie liczcie. Ba, dalecy od „radosnego rozdziawu” będziecie nawet przy scenach IMAX. Niestety, nie jest to poziom Strażników Galaktyki czy nawet Ant-Mana. Na plus natomiast zaliczyć trzeba efekt, który często można zaobserwować w filmach „CGI heavy”. Obraz przez dodanie głębi staje się bardziej naturalny, efekty komputerowe nie rażą w oczy, a green screen nie jest już tak ewidentny. Na koniec coś dla poszukiwaczy efektu wychodzenia z ekranu – tutaj także nie liczcie na wodotryski. Kilka strzał, kilka grotów dzid czy innych włóczni prawie, ale to naprawdę „prawie”, dotknie tafli ekranu i... zieeew. Ogólnie, bardzo poprawna prezentacja z raczej konserwatywną stereoskopią.

00801.m2ts_snapshot_00.52.45-min.png

4
Obraz 3D

Dźwięk:

Na płycie otrzymujemy do wyboru oryginalną ścieżkę dźwiękową 7.1 w formacie DTS HD-MA, a także polski dubbing w DD5.1. Jeśli chodzi o tę pierwszą opcję, to trzeba przyznać, że brakuje jej nieco mocy, a zwolennicy solidnego dźwiękowego uderzenia zapewne nie obejdą się bez podkręcenia głośności. Basy, choć okazjonalnie dają o sobie znać, w takich momentach jeszcze bardziej zwracają uwagę na to, że przez większość czasu czegoś im jednak brakuje. Dialogi są wyraźne, dobrze słyszalne, rozłożenie dźwięku pomiędzy kanałami nie pozostawia wiele do życzenia, należycie otaczając widza i pomagając mu „wejść” w przedstawiony na ekranie świat. Szczególnie na uwagę zasługują dźwięki wydawane przez wakandyjskie pojazdy czy efekty towarzyszące działaniu broni Ulyssesa Klaue. Niestety zdarza się od czasu do czasu w scenach akcji, że w momentach, gdy należałoby oczekiwać prawdziwego dźwiękowego szturmu na nasze uszy, ten zwyczajnie nie następuje.

Co się tyczy polskiej ścieżki dźwiękowej – cóż, nie jestem zwolennikiem dubbingu i nigdy nim nie zostanę, ale czasami trudno uniknąć oglądania filmów w tej postaci, w związku z czym przetrwałem już niejedną ścieżkę dubbingową i w niektórych przypadkach nie było to szczególnie bolesne. Jednak w przypadku „Pantery” dubbing zgrzyta bardziej niż zwykle. Być może stało się tak ze względu na egzotykę przedstawionego tu świata, z którą nasz rodzimy język się mimo wszystko gryzie, jak i fakt, że nie próbowano nawet naśladować akcentów odtwórców głównych ról, które dodają warstwie dialogowej pewnego kolorytu w oryginalnej ścieżce dźwiękowej. W dubbingu tego nie ma, a gdy się człowiek odwróci od ekranu, to, co słyszy za plecami, mogłoby równie dobrze pochodzić z serialu obyczajowego, którego akcja jest osadzona w nadwiślańskim kraju. Trzeba jednak przyznać, że dialogi są wyraźne, dobrze słyszalne, aktorzy robią, co mogą (i niektórym to nawet w miarę wychodzi), toteż miłośnicy tej formy tłumaczenia filmów powinni być usatysfakcjonowani.

4
Dźwięk

Dodatki:

czarna-pantera-menu-min.png

Po raz kolejny w przypadku filmu wchodzącego w skład Marvel Cinematic Universe otrzymujemy niezbyt obszerny zestaw dodatków, z których większość to krótkie, bardzo pobieżne materiały. W reportażach zabrakło miejsca dla postaci antagonistów czy scen akcji – te zagadnienia zostały poruszone tylko w komentarzu reżysera.

  • Reportaże:
    - Czas nowego króla (5:34): krótki i pobieżny reportaż próbujący powiedzieć o wszystkim – kilka słów o roli Czarnej Pantery w „Wojnie bohaterów” i we własnym filmie, o jego komiksowych korzeniach, o problemach poruszanych przez film itd.
    - Tajemnicze królestwo (6:57): kolejny materiał przybliża nam Wakandę i zamieszkujących ją ludzi, inspiracje, które posłużyły twórcom filmu przy budowaniu wizji tego fikcyjnego kraju. Może i byłoby interesująco, gdyby to nieco bardziej rozwinąć.
    - Wojowniczki (6:08): reportaż o postaciach kobiecych w filmie. Zważywszy na to, ile ich w nim jest i jaką odgrywają rolę, oczywiście zabrakło czasu, by je należycie przybliżyć.
    - Wakanda: Technologiczny raj (6:16): ostatni z reportaży skupia się na niezwykłych możliwościach wibranium i ich wpływie na Wakandę.
  • Gagi (1:38): zbiór (niezbyt) zabawnych sytuacji z planu
  • Sceny niewykorzystane (6:53): cztery sceny, które nie trafiły do filmu – jak na materiał wycięty stosunkowo udane, niektórych nawet szkoda.
  • Od pomysłu do realizacji: Narada przy okrągłym stole (20:27): reżyser Ryan Coogler, scenarzyści komiksów i producenci dyskutują o komiksowym rodowodzie Czarnej Pantery, znaczeniu tej postaci, przeniesieniu jej na ekran i znaczeniu tego faktu dla Afro-amerykanów i społeczeństwa ogólnie, oraz innych związanych z filmem zagadnieniach. Dobry przykład tego, jak można przynudzać o w gruncie rzeczy ciekawych sprawach.
  • 10 lat Marvel Studios - tworzenie uniwersum (8:39): materiał podsumowujący MCU po dziesięciu latach od jego początku i zapowiadający ukoronowanie tej dekady w „Avengers: Infinity War”. Niby nic nowego czy odkrywczego, ale ogląda się przyjemnie.
  • Zwiastun Ant-Man i Osa (2:26): nie tyle zwiastun, co krótka zapowiedź łącząca sceny ze zwiastuna z wypowiedziami aktorów.
  • Komentarz audio: reżyser Ryan Coogler i scenografka Hannah Breacher opowiadają o procesie powstawania filmu, w sposób zdecydowanie ciekawszy i bardziej dogłębny, niż czynią to bardzo pobieżne reportaże. Niestety brak polskich napisów uczyni dostęp do przekazanej tu wiedzy problematycznym dla wielu widzów.
  • Wstęp reżysera (1:23).
3
Dodatki

Opis i prezentacja wydania:
Standardowe opakowanie elite na dwie płyty, z okładką oszpeconą przez trzykrotnie występujące na niej logo 3D oraz paskudne niebieskie płyty z białymi napisami. Grafika na froncie nieco ciekawsza niż w wydaniu jednopłytowym. Z tyłu krótka informacja o filmie oraz specyfikacja wydania. Chyba po raz pierwszy zetknąłem się z tym, by nowość od Galapagos była już na premierę zapakowana w folię termokurczliwą, co skutkuje psującym wrażenie estetyczne pofalowaniem opakowania. Nieładnie, oj nieładnie.

P1080515.jpg P1080517.jpg

P1080522.jpg P1080524.jpg

3
Opakowanie

Specyfikacja wydania

Dystrybucja

Galapagos

Data wydania

20.06.2018

Opakowanie

Elite

Czas trwania [min.]

134

Liczba nośników

2

Obraz

Aspect Ratio: 16:9 - 2.39:1

Dźwięk oryginalny

DTS-HD Master Audio 7.1 angielski

Polska wersja

Dolby Digital 5.1 (dubbing) i napisy

Podstawowe informacje z raportu BDInfo:

Disc Title: BLACK_PANTHER
Disc Size: 46 791 544 486 bytes
Length: 2:14:33.148 (h:m:s.ms)
Total Bitrate: 35,18 Mbps

VIDEO:

Codec Bitrate Description
----- ------- -----------
MPEG-4 AVC Video 23795 kbps 1080p / 23,976 fps / 16:9 / High Profile 4.1

AUDIO:

Codec Language Bitrate Description
----- -------- ------- -----------
DTS-HD Master Audio English 4981 kbps 7.1 / 48 kHz / 4981 kbps / 24-bit (DTS Core: 5.1 / 48 kHz / 1509 kbps / 24-bit / DN -4dB)
Dolby Digital Audio Polish 640 kbps 5.1 / 48 kHz / 640 kbps / DN -4dB

SUBTITLES:

Codec Language Bitrate Description
----- -------- ------- -----------
Presentation Graphics English 32,475 kbps
Presentation Graphics Polish 0,948 kbps

Pełny raport BD-info dostępny jest pod odnośnikiem: Czarna Pantera – raport BDInfo.

Podsumowanie:

Wbrew temu, na co wskazują wyniki kasowe czy rewelacyjne recenzje, jakie film zebrał na całym świecie, „Czarna Pantera”, pomijając aspekty społeczno-kulturowe, które w dzisiejszych czasach wywierają znaczący wpływ na szansę odniesienia sukcesu, nie jest żadnym szczególnym osiągnięciem, nie wyróżnia się spośród innych filmów gatunku niczym poza kolorem skóry obsady i miejscem akcji, a na tle kilkunastu wcześniejszych filmów MCU wypada wręcz blado, zajmując miejsce u boku najsłabszych spośród dotychczasowych odsłon tej serii. Mimo to miłośnicy kina superbohaterskiego powinni tu coś dla siebie znaleźć, a dla każdego fana tego kinowego serialu, również i najnowszy film Ryana Cooglera będzie pozycją obowiązkową do postawienia na półce. Wydanie Blu-ray oferuje bardzo dobrą prezentację wideo, niezły dźwięk i przeciętny zestaw materiałów dodatkowych.

Kompletne informacje na temat wydania Blu-ray z filmem Czarna Pantera znajdziecie na Filmoskopie.

3
Film
+5
Obraz
4
Obraz 3D
4
Dźwięk
3
Dodatki
3
Opakowanie
+3
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

Gdzie kupić wydania Blu-ray 3D+2D filmu „Czarna Pantera”:

Film do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Galapagos.

Specjalne podziękowanie dla Sokala za opis obrazu 3D.

źródło: zdj. Disney / Galapagos