„Czarna perła” – polska Moana z 1934 roku

82 lata przed tym, jak za sprawą Disneya świat poznał pochodzącą z Polinezji Moanę, do polskich kin zawitała produkcja pełna polinezyjskich czarów, w której główna postać żeńska także zwała się Moana. Zapraszam na podróż do egzotycznego Tahiti i Warszawy będącej niemniej niebezpiecznym miejscem od wyspy zamieszkałej przez jadowite węże. Oto „Czarna perła” – obraz opisany przez jeden z przedwojennych dzienników jako „pierwszy polski film sensacyjno-erotyczny”.

Pod koniec lat 20. Friedrich Wilhelm Murnau (m.in. „Nosferatu – symfonia grozy”) wyruszył w podróż na polinezyjskie wyspy. Wspólnie z pionierem filmu dokumentalnego, Robertem J. Flahertym (m.in. „Nauki z północy” czy pierwsza w historii produkcja zatytułowana „Moana”), zamierzał nakręcić „Tabu” – opowieść o losach dwojga mieszkańców Bora-Bora. Z powodu różnic w wizji Flaherty porzucił projekt. Murnau co prawda dokończył swoje dzieło, lecz nie dożył jego premiery – reżyser zmarł w wyniku obrażeń odniesionych podczas wypadku samochodowego. 

„Tabu” nie odniosło oczekiwanego sukcesu finansowego, ale za to autor zdjęć do filmu został nagrodzony Oscarem, a główna bohaterka zwróciła na siebie uwagę przemysłu rozrywkowego. Anne Chevalier, znana także jako Reri, trafiła do „Ziegfeld Follies” (broadwayowskie show), gdzie została „ucywilizowana”. Po krótkim czasie spędzonym w Stanach Zjednoczonych, artystka wyruszyła do Europy, gdzie również występowała w klubach i teatrach. W 1933 roku zawitała do Warszawy. Tak oto jej przybycie anonsowała prasa:

Music-hallowemu kinoteatrowi Alhambra udało się pozyskać Reri na jeden program. Wystąpi ona w tańcach i pieśniach polinezyjskich, które my znamy jedynie z filmów dźwiękowych lub też nieudolnej imitacji.

Eugeniusz Bodo ponoć zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Po podpisaniu umowy (opiewającej na sumę sześciu tysięcy złotych i futro karakułowe) Reri pozostała w Polsce, zaś Bodo mógł rozpocząć przygotowania do ich wspólnego widowiska. Minął rok, w warszawskim atelier przy ul. Trębackiej powstała plaża, i w końcu ruszyły zdjęcia do „Czarnej perły”. Z efektem pracy Michała Waszyńskiego (reżyseria) oraz Eugeniusza Bodo i Anatola Sterna (scenariusz) widzowie zapoznali się na przełomie lat 1934 i 1935.

6 lutego 1935 roku w łódzkim „Głosie Porannym” na czytelników czekały plotki o planowanej wizycie kanclerza Rzeszy w Polsce, doniesienia o krachu na rynku pończoszanym czy informacja o wagonie kolejowym, który wjechał w dom pracownika kolei. Na łamach dziennika zamieszczono też całkiem interesującą zapowiedź.

Już jutro odbędzie się w kinie „Europa” premjera pierwszego polskiego filmu sensacyjno - erotycznego, oczekiwana z wielką niecierpliwością.

Wtajemniczeni twierdzą, że „Czarna perła” będzie filmem przełomowym polskiej produkcji. Składa się na to szereg czynników, a przedewszystkiem frapujący scenarjusz (Eugeniusz Bodo i Anatol Stern), który zerwał z szablonem i dał coś, czego jeszcze nie było w żadnym filmie europejskim, ani amerykańskim. 

„Czarna perła” jest nowym wielkim tryumfem Eugenjusza Bodo po sukcesach w filmach „Jego ekscelencja subjekt” i „Pieśniarz Warszawy”. I tym razem jest on autorem scenarjusza, reżyserem i odtwórcą głównej roli.

Jak widać, przedwojenni dziennikarze również mieli skłonności do wyolbrzymiania i podawania nieprawdziwych informacji. Nie zmienia to jednak faktu, że porównując obraz Waszyńskiego do dzieł powstałych za oceanem trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem o zaprezentowaniu widzom czegoś, czego nie oferowało ówczesne kino amerykańskie. Za sprawą cenzorów z Ohio i zapisu w tzw. Kodeksie Haysa, zabraniającego ukazywania związków par mieszanych, w Stanach Zjednoczonych nie doszło do wyświetlania filmu z Reri i Bodo.

„Czarna perła” przedstawia losy polskiego marynarza, który z wojaży po świecie wrócił do kraju z ciemnoskórą partnerką u boku i woreczkiem kradzionych pereł w kieszeni. Nie były to byle jakie precjoza, bowiem zostały zabrane ze świętego dla Tahitańczyków miejsca. W Polsce na Stefana czekało dostatnie życie oraz szajka złoczyńców uważających, że wspomniane wcześniej klejnoty ponownie powinny zmienić właściciela. Niemało tu sensacji, sporo też miejsca otrzymał humor, ale przede wszystkim jest to opowieść oparta na kontraście.

Prosty świat rdzennej ludności Tahiti został zestawiony z rzeczywistością stworzoną przez białego człowieka. W Warszawie nie ma miejsca dla sielanki, w której liczą się szczerość i miłość, a najcenniejsze perły bez chwili namysłu oddawane są bogom i naturze. O nie, to miejsce, gdzie szczerość podszyto kłamstwem, miłość jest udawana, a woreczek klejnotów zatraca swój religijny charakter (chyba że pożądanie go uzna się za służbę Mammonowi) i staje się tylko kolejnym powodem do popełnienia zbrodni. 

Skontrastowane ze sobą są również postawy bohaterów. Poczynaniami części z nich kieruje m.in. wiara w przesądy i lęk przed mającymi wpływ na człowieczy los, siłami wyższymi. Pozostałe postacie do przodu popycha chciwość, a strach wzbudza jedynie perspektywa ujęcia przez funkcjonariuszy policji. Twórcy nie kryją sympatii do przedstawicieli pierwszej grupy. Może i drżenie na widok potłuczonego lustereczka zostało ukazane z odrobiną uszczypliwości, ale ciężko nie dostrzec przesłania sugerującego, że coś jest w tych wszystkich gusłach i lepiej z wierzeniami nie zadzierać.

432_2.jpg

Pochylając się nad „Czarną perłą” nie sposób też nie wspomnieć o rasizmie. Z jednej strony mamy scenę, w której porozumiewanie się językiem polskim przez ciemnoskórą kobietę spotkało się z komentarzem „Stefan, ta dzika mówi po polsku!” Nieco później Moana, próbując za pierwszym razem wypowiedzieć słowo „wyemancypowałam”, stwierdza, że się „wymałpowała”. Dyskusyjny jest również tekst piosenki „Dla ciebie chcę być białą!” Aktem złej woli byłoby jednak pominięcie działań twórców na polu walki z postrzeganiem piękna przez pryzmat koloru skóry. Bohater Michała Znicza pomaga Moanie w dostrzeganiu własnych walorów, a postać wykreowana przez Reri jest osobą o najczystszym i najszczerszym sercu w całym filmie. Szkoda tylko, że wspomniane kwestie współwystępują z momentami nacechowanymi uprzedzeniami.

Aktorsko dzieło Waszyńskiego wypada na zadowalającym poziomie. Na tle reszty obsady wybijają się Bodo i Znicz, ale do tego zdążyły już przyzwyczaić ich inne występy. Przyjemnie, jako osoba zagubiona w świecie białego człowieka, prezentuje się też Reri, choć miejscami widać jej brak doświadczenia i preferowanie scen tanecznych. Choć prasa rozpisywała się na temat rychłego ślubu, to związek Reri i Eugeniusza Bodo nie potrwał długo. Ona w końcu wróciła na Zachód, a później w rodzinne strony, zaś on pozostał w swoim świecie. Na srebrnym ekranie Reri po raz trzeci i zarazem ostatni zagościła w 1937 roku. Odeszła w latach 70. w Tahiti. Bodo miał przed sobą jeszcze wiele wzlotów i wyjątkowo smutny koniec. Aktor został zamęczony przez sowietów i zmarł dwa lata przed zakończeniem wojny.

Aby nie kończyć tak smutno, powrócę jeszcze na chwilkę do tekstu z „Głosu Porannego”. Ktoś z Was może teraz się zastanawiać, gdzie jest ta erotyka, o której rozpisywano się w dzienniku. Cóż, zwyczajnie słowo to oznacza także tematykę miłosną, ale nie można też wykluczyć, że część kreacji Reri zanadto zapadła w pamięci autorowi tych słów. Jak przypomina jedna z piosenek Cole’a Portera: „In olden days, a glimpse of stocking. Was looked on as something shocking”.

Źródła:

  • „Czarna perła” (1934), reż. Michał Waszyński
  • „Odeon. Felietony filmowe” (2013), aut. Stanisław Janicki
  • „Cinema Civil Rights: Regulation, Repression, and Race in the Classical Hollywood Era” (2015), aut. Ellen C. Scott
  • „Głos Poranny” (za pośrednictwem polona.pl)
  • „Kino” (za pośrednictwem mbc.cyfrowemazowsze.pl)

zdj. Urania-Film