„Klub Dysydenta”, czyli jedna z listopadowych nowości od wydawnictwa Lost In Time, jest tytułem trudnym w odbiorze, ale wartym zapoznania. Dlaczego? Dowiecie się z recenzji!
„Klub Dysydenta” to wspomnienia dziennikarza, który przez pryzmat swojego życia opowiada o radykalizacji umysłów, przemianach zachodzących w Pakistanie i tym, jak mocno zróżnicowaną i wewnętrznie skonfliktowaną grupą są muzułmanie. Taha Siddiqui rozpoczyna swoją opowieść od… Cóż, zaczyna ją niemal od samego początku. Poznajemy go, gdy był małym chłopcem i razem z nim wchodzimy w świat Islamu. Wraz z postępującym popadaniem rodziców i otoczenia autora w religijną skrajność uczy się on (a zatem uczymy się i my) nowych pojęć. Wspólnie odkrywamy też rzeczywistość niemal pod każdym względem odległą od tej, którą mamy za oknem. Pierwsze strony komiksu co chwila informują nas nie tylko o obcych zachowaniach i zwrotach, ale również o kolejnych rzeczach zakazanych. Symbolami szatana okazały się m.in. kolorowanki z superbohaterami i filmy o kowbojach. Stały się nimi nawet klasyczne, disneyowskie bajki (chociaż z tym Disneyem, będącym źródłem zła, może i mają rację).
Spodobało mi się to stopniowe wprowadzanie czytelnika w realia, w jakich dorastał Siddiqui. Dzięki temu już na starcie nie uderzamy w mur nieznanych pojęć oraz zwyczajów i płynnie przekraczamy granicę między kulturami. „Klub Dysydenta” nie jest zachodnim filmem ani materiałem promującym wizytę w Arabii Saudyjskiej lub Pakistanie. To spojrzenie wstecz człowieka związanego z tymi państwami i pozbawionego jakichkolwiek złudzeń, dzięki czemu zamiast klisz bądź laurek otrzymaliśmy obraz sprawiający wrażenie szczerego.
Siddiqui z rzadka komentuje przedstawiane wydarzenia. Częściej oddala się od roli scenarzysty (właściwie współscenarzysty, bowiem za kształtem opowieści stoi również jej ilustrator) i powraca do tego, w czym czuje się najlepiej, czyli do dziennikarstwa. Na kolejnych kartach relacjonuje on zdarzenia, których był świadkiem, a także momenty, jakie go ukształtowały. To często chłodne przekazywanie informacji sprawdza się bardzo dobrze i oddziałuje na odbiorcę lepiej, niż mógłby pełen emocji przekaz. Zwłaszcza że treść komiksu i bez tego wzbudza silne emocje. Po fragmencie ukazującym dziecko nakarmione tekstami o śmierci i sądzie ostatecznym, przez co miało ono koszmary, musiałem na chwilę przerwać lekturę. Takich fragmentów tu nie brakuje. Na szczęście autorzy zdawali sobie sprawę z ciężaru opowiadanej przez siebie historii i znalazło się tu zaskakująco sporo miejsca dla sytuacji oferujących czytelnikowi oddech, a nawet i uśmiech. Dzięki temu „Klub Dysydenta”, pozostając pozycją poruszającą niełatwe tematy, nie przytłacza.
Choć głównym tematem komiksu jest religia i jej wpływ na ludzi, to niewiele mniej miejsca Siddiqui poświęca innej kwestii (choć wciąż mocno związanej z wiarą). Mam tu na myśli historię Pakistanu, czyli państwa stosunkowo młodego. Nie miałem styczności ze zbyt dużą ilością dzieł kultury, których akcja została osadzona w tym kraju i perspektywa pakistańska, zastępująca zwyczajowe spojrzenie muzułmanów z Bliskiego Wschodu, okazała się wyjątkowo odświeżająca oraz stymulująca i to mimo posiadania wielu wspólnych cech z perspektywą bliskowschodnią. Mam teraz ochotę na poczytanie o dziejach Pakistanu, a w szczególności o jego relacjach z Indiami. Komiks więc spełnił dodatkowy cel, jakim jest poszerzanie horyzontów i wzbudzanie zainteresowania czymś nowym bądź mniej znanym.
„Klub Dysydenta” to także opowieść o szukaniu własnej drogi, konflikcie ze światem i najbliższym otoczeniem. To komiks o niknących relacjach rodzinnych i więzach, których nie udało się naprawić po ich zerwaniu. To poruszająca lektura o samotnym człowieku, który co chwila wpadał na stawiane przed nim ściany. Wszystkie te kwestie Siddiqui przedstawił w sposób szczery, niepozbawiony uniesień, bólu i zwykłej prozy życia. Dodatkowo swoim wspomnieniom, sprawiających momentami wrażenie komiksowej autoterapii, nadał też formę przestrogi. Autor ostrzega nie tylko przed wpływem religijnego fundamentalizmu i dyktaturą, ale również przed niebezpieczeństwami, jakie czekają na ludzi niedających się wcisnąć w ramki i szukających zrozumienia oraz pragnących coś znaczyć i do czegoś przynależeć. Jedyny mój zarzut wobec treści komiksu dotyczy zanadto skrótowej drugiej połowy. Chciałbym poczytać więcej o Siddiquim jako dziennikarzu i jego relacji z żoną, której nagłe pojawienie się mocno mnie zaskoczyło.
O stronie wizualnej mogę powiedzieć tyle, że ciekawie kontrastuje ona z tematami poruszanymi w komiksie. Rysunki są standardowe i nie kojarzę, by w jakimkolwiek momencie Hubert Maury wziął na siebie ciężar opowiedzenia czegoś bądź pogłębienia jakiegoś fragmentu. Nie, on tylko opatrzył ilustracjami ramki z tekstem. Nawet ładne te rysunki, muszę powiedzieć, ale co z tego, skoro podczas lektury szybko przestałem skupiać się na zawartości kadrów i moją uwagę przykuwała przeważnie treść dymków. Mimo wszystko od komiksu oczekuję, by obie sfery – wizualna i fabularna – mnie angażowały. Tu się tak nie stało.
„Klub Dysydenta” to jeden z ciekawszych komiksów wydanych w tym rok w Polsce. Na koniec zostaje mi tylko powtórzyć słowa zamieszczone na początku tekstu. Warto zainteresować się tym tytułem. W poniższym filmiku możecie zapoznać się z prezentacją recenzowanej pozycji i omówionego wcześniej „Dobrego Azjaty”.
Oceny końcowe komiksu „Klub Dysydenta”
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
Specyfikacja
Scenariusz |
Taha Siddiqui, Hubert Maury |
Rysunki |
Hubert Maury |
Oprawa |
miękka ze skrzydełkami |
Druk |
Kolor |
Liczba stron |
264 |
Tłumaczenie |
Marta Duda-Gryc |
Data premiery |
23 listopada 2023 |
Dziękujemy wydawnictwu Lost In Time za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Zdj. Lost In Time / Éditions Glénat