„Dom Gucci” – recenzja filmu. Nie ma jak w rodzinie

Od piątku w polskich kinach możecie oglądać film „Dom Gucci” wyreżyserowany przez Ridleya Scotta z Lady Gagą i Adamem Driverem w rolach głównych. Jak wypada produkcja opowiadająca prawdziwą historię morderstwa spadkobiercy wielkiego modowego imperium? Sprawdźcie naszą recenzję.

Oglądając „Dom Gucci”, mniej więcej co trzecią scenę zastanawiałem się, jak mógłby wyglądać ten film, gdyby na stołku reżyserskim zasiadł inny twórca. Wyobrażałem sobie, co z tym materiałem zrobiłby Martin Scorsese, który podobno już dwie dekady temu przymierzał się do przeniesienia sagi rodu na duży ekran. Rozmyślałem nad wizualną wirtuozerią, którą zaproponować mógłby Paolo Sorrentino, bo przecież geograficznie bliżej mu do Toskanii niż twórcy z Tyne and Wear. Przez myśl przeszło mi nawet, że sam Ridley Scott, który miał pierwotnie nakręcić ten film jeszcze w 2006 roku, wówczas zrobiłby to lepiej, zważywszy na to, że kilkanaście miesięcy później debiutował „American Gangster”, jego ostatni naprawdę udany projekt. W momentach gdy moja uwaga oddalała się w rejony niezrealizowanych pomysłów filmowych, część widowni czas umilała sobie telefonami. Wtedy przypomniały mi się słowa reżysera, który winy niepożądanych efektów pracy szukał w nowym pokoleniu. Panie Scott, z całym szacunkiem, czasem wystarczy po prostu nakręcić ciekawszy film.

Warto zatem odhaczyć na wstępie, że największym problemem „Domu Gucci” jest jego uciążliwa przeciętność. Nie jest to obraz ani zupełnie chybiony, ani też taki, który wyjątkowo zachwyciłby którymkolwiek z rozwiązań (no może poza wysokiej klasy aktorstwem, przy takiej obsadzie będącym w gruncie rzeczy gwarantem jakości). Najnowszy film Scotta jest niczym więcej jak projektem do bólu poprawnym. Zarówno jego reżyseria, jak i pozostałe składniki nie wychodzą poza schemat niedzielnej produkcji na TVN-ie, która leci sobie w tle, podczas gdy domownicy rozprawiają przy kawie o ważniejszych rzeczach – znacie to, raz na jakiś czas ktoś rzuci od niechcenia, że ten tam opalony to w sumie fajnie zagrał. Ekranowy „Dom Gucci” to rutynowa historia, odpowiednio poprowadzona od A do Z, z pozostałymi literami alfabetu, które znacie na pamięć.

dom gucci jared leto adam driver lady gaga i al pacino

Zaczyna się niewinnie, z dawką romantyzmu, którego później w opowieści stanowczo brakuje. Dość nieudolnie stylizowani na dwudziestoparoletnich bohaterów, Patrizia Reggiani (Lady Gaga) i Maurizio Gucci (Adam Driver) poznają się na dyskotece. Płomień uczucia i namiętności podsycają wspólne wyprawy łódką, zakupowe szaleństwa w mediolańskich butikach czy temperamentne życie intymne. Ojca Maurizia, współwłaściciela imperium Guccich, czyli granego przez Jeremy’ego Ironsa Rodolfo, nie zadowala jednak pochodzenie wybranki syna. Bohater odtrąca potomka od rodzinnego interesu, stąd Maurizio, doskonale sytuowany i dobrze zapowiadający się prawnik, rozpoczyna pracę u ojca Patrizii, nieco gorzej sytuowanego właściciela firmy transportowej. Powrót zakochanych do łask Guccich zapewnia Aldo (Al Pacino), właściciel drugiej połowy spuścizny rodu, a zarazem wujek Maurizia, któremu do gustu przypada przebojowość jego świeżo upieczonej żony. Nie mija wiele czasu, zanim para zacznie decydować o losach rodzinnej firmy. Maurizio z capo stanie się donem, a Patrizia, niczym krwiożerczy consigliere, zacznie szeptać mu do ucha.

Wewnątrzrodzinne antagonizmy, niezgody i konflikty stanowią jeden z najciekawszych elementów fabuły „Domu Gucci”. To właśnie w ciekawie rozpisanych scenach familijnych przekomarzań, obraz Scotta nabiera odpowiedniego charakteru, którego niedosyt w większości z sekwencji bywa naprawdę dokuczliwy. Film dość sprawnie działa na poziomie nabierającej rozpędu family dramy, która w zetknięciu z korporacyjnymi konfrontacjami nabiera nowych i intrygujących znaczeń. Tego samego nie można niestety powiedzieć o reszcie wątków, przede wszystkim tych romantycznych, zaważających na zasadniczej osi dramatycznej. Są one poprowadzone bardzo tendencyjnie, chwilami zbyt powierzchownie, by móc pewnie zaangażować się w rozgrywany między bohaterami spektakl. Z uwagi na to, film Scotta wydaje się być niepoprawnie wyważony. Scenariuszowi czasem brakuje scen strategicznych, które wniosłyby do fabuły odrobinę więcej relacji między parą protagonistów, a z drugiej strony skrypt przydałoby się skrócić tak, by nie pozostawiał po sobie obecnego w obrazie poczucia monotonii i zmęczenia.

dom gucci lady gaga

Zarzuty o tonalną niespójność „Domu Gucci”, które przypisuje się obrazowi z wielu stron, okazały się być pretensją wymuszoną. Moim zdaniem, obecny w filmie trzon komediowo-groteskowy zupełnie nie koliduje z przeważającym dramatyczno-smętnym usposobieniem ekranowych Guccich. Wręcz przeciwnie, humor, którego jest tutaj jak na lekarstwo, mógłby nasilić niektóre z niezręcznie przebijających się ciągot narracyjnych. Ich kluczowym przedstawicielem jest Jared Leto, filmowy Paolo Gucci, durnowaty i niezdarny syn Aldo, który pragnie przejąć schedę po przodkach i wsławić się jako wybitny projektant mody. Przeobrażony nie do poznania laureat Oscara kreśli swą postać z dużą dozą farsy i trzeźwej karykatury, co od reszty bohaterów oddala go w stronę aktorstwa znanego choćby ze świetnego „Jestem najlepsza. Ja, Tonya”. Kreacja Leto jest jednym z niewielu przejawów twórczej inwencji, od której braku całokształt „Domu Gucci” wyraźnie cierpi. Reszta obsady, choć wywiązała się ze swych zadań koncertowo,  korzysta z nieco innego repertuaru.

Na szczególną uwagę zasługuje Lady Gaga, która kolejną świetną rolą udowadnia, że powinna poważnie zastanowić się nad zmianą branży. Piosenkarka wyśmienicie oddaje na ekranie całą gamę emocji swej niejednoznacznej postaci i poza paroma niedociągnięciami (jej Patrizia przez większość czasu brzmi bardziej jak Swietłana) naprawdę elektryzuje. Artystce nie ustępują ekranowi partnerzy z Driverem oraz fantastycznym drugim planem na czele, którym udało się znaleźć zdrowy balans między okazjonalnym patosem a wielkopańską elegancją. Poza plejadą gwiazd „Dom Gucci” nie ma do zaoferowania zbyt wiele, ale czasem zwyczajnie dobrze jest popatrzeć na błyskotki.

Ocena filmu „Dom Gucci”: 3/6

zdj. MGM