„Elvis” zaliczył owacje na stojąco w Cannes. Ale co o biopiku legendy rock ’n’ rolla mówią krytycy?

Elvis Presley zawitał do Cannes. Specjalny, premierowy pokaz biograficznego widowiska poświęconego legendzie rocka zakończył się ponad dziesięciominutowym owacjami – rekordowym aplauzem tej edycji festiwalu filmowego. Teraz w sieci ukazały się pierwsze recenzje. Co mówią nam one o nowym widowisku muzycznym Baza Luhrmanna?

Kinowa historia życia legendarnego piosenkarza przedstawi złożoną, ponad dwudziestoletnią relację Presleya ze swoim menedżerem „Pułkownikiem” Tomem Parkerem, której początek zbiegł się z pierwszymi znaczącymi występami gwiazdora. Wydarzenia przestawione w „Elvisie” będą rozgrywały się na tle zmieniającego się krajobrazu kulturowego i końca amerykańskiej niewinności

Choć na pierwszy rzut oka film zachwycił widownię w Cannes, recenzje zamieszczone przez zagraniczne media ujawniły, że reakcja na „Elvisa” bynajmniej nie jest wyłącznie pozytywna. W większości publikacji pojawia się zgodne stwierdzenie, że w filmie Luhrmanna najbardziej wyróżnia się tytułowa kreacja Austina Butlera. Aktor znany z „Pewnego razu... w Hollywood” miał wnieść do roli Elvisa Presleya szereg mniejszych i większych niuansów i umiejętnie przetworzyć na ekranie najbardziej charakterystyczne cechy osobowości króla rock and rolla. Zdaniem dużej części recenzentów, jego kreację przyćmiewają jednak nieudane decyzje dotyczące przede wszystkim tempa i struktury opowiadanej historii. Narracja ma podobno tendencję do lekceważenia tych elementów życia Presleya, które niosą z sobą istotną biograficzną wagę i zamiast tego – w toku blisko trzygodzinnego i mocno przerośniętego metrażu – skupiać się na incydentach o marginalnej wartości. „(...) film jest ekstremalnie długi i całe dekady spędza na tych fragmentach życia Presleya, które wcale nie są takie ciekawe. W efekcie Elvis wydaje się sklecony, połączony z przypadkowych elementów” – opisuje swoje wrażenia Caspar Salmon z portalu The Daily Beast. „Elvis to niezmiernie krzykliwe, kipiące i bezlitosne widowisko, które przez dwie i pół godziny chwieje się i błyska złotem, jak stary milioner w barze ze striptizem”

Chaotyczny charakter filmu poruszono też w recenzji zamieszczonej przez Time. W tekście Stephanie Zacharek znajdziemy taki oto fragment, stawiający „Elvisa” w nieco lepszym świetle:

Czasem [„Elvisa”] trudno postrzegać w ogóle jako film. Pierwsza godzina jest tak rozdrobniona i frenetyczna, jakby Luhrmann podróżował w czasie przez holograficznie odtworzony model życia Elvisa Presleya, wskazywał i dawał nura w najważniejsze momenty, ale nie osiadał na dłużej w żadnym z nich. Odkładając na bok wszystkie nadużycia formy, widać natomiast, że Luhrmann kocha Elvisa, aż do bólu. W świecie, w którym dysponujemy ciągłym napływem rzeczy, które mamy w założeniu pokochać, a przynajmniej je binge'ować, miłość dla Elvisa – naszego amerykańskiego króla-żebraka ze złotym głosem – wydaje się bardzo czystą i realną rzeczą

Ostrzej z filmem Luhrmanna rozliczono się na łamach AwardsWatch. „Elvisa” opisano jako fatalnie zrealizowane i mocno schematyczne widowisko.

To żarliwie zwyczajny film biograficzny, z głębią muzycznej analizy równą playliście na Spotify. „Elvis” Baza Luhrmanna to najczęściej zniewaga dla kina. Pocięty montaż, schlockowe kreacje aktorskie i maniakalne tempo sprawiają, że filmu nie da się wziąć na poważnie – przy czym nie sprawia on nawet wrażenia, by chciał być w ten sposób potraktowany. Luhrmann zawsze wychodzi obronną ręką w przynajmniej jednym względzie: z blisko dwiema godzinami i pięćdziesięcioma minutami absurdalnych dialogów i kwestionowanych wyborów jego „Elvis” potrafi zapewnić sporą rozrywkę.

Dodajmy, że choć rola Austina Butlera spotkała się z dużą aprobatą ze strony krytyków, nie można tego samego powiedzieć o kreacji Toma Hansa w roli Toma Parkera. O nieudanej wersji postaci wspomina między innymi brytyjski dziennik Metro:

W samego Króla wciela się Austin Butler i wykonuje kawał dobrej roboty. W pełni ucieleśnia Elvisa, począwszy od zuchwałości jego zachowań, po sam głos. Sprawia, że zapomnicie, że oglądacie dzieciaka z „Pamiętników Carrie”. To gwiazdorski przełom w jego karierze. Niestety, Hanks radzi sobie znacznie gorzej, jako jego manager. Opakowanemu protetyką i rozkojarzającym obcym akcentem (Parker był Holendrem), Hanksowi bliżej do karykatury – niechcianego gościa wkradającego się na efekciarską imprezę. 

Mimo mocniejszych stwierdzeń wobec „Elvisa”, większość recenzji filmu Baza Luhrmanna wskazuje jednak na dość udane, choć bardzo wyboiste widowisko („nie da się oglądać takiego filmu jak Elvis i odrzucić go w zupełności, niezależnie jak chaotyczny może się wydawać” – pisze w swojej recenzji na ocenę C+ Luke Hicks z The Film Stage). W serwisie Rotten Tomatoes film zebrał na chwilę pisania tego tekstu 34 recenzje, z których 28 oznaczono jako „świeże”, czyli pozytywne. Jednoznacznie negatywną opinię o produkcji wyraziło natomiast 6 krytyków, co oznacza, że odsetek pozytywnych recenzji wynosi zaskakujące, jak na opinie, które znalazły się w samych tekstach 82%. Bardziej adekwatna może w tym przypadku okazać się punktowa nota filmu, która uplasowała się na poziomie 6,80 w dziesięciostopniowej skali.

17 z wystawionych recenzji pochodzi od tak zwanych „topowych krytyków” serwisu Rotten Tomatoes. Wśród nich znalazło się 14 recenzji oceniających film pozytywnie i 3 recenzje, które opisały seans, jako rozczarowujący Średnia ocena „Elvisa” na podstawie not od „topowych krytyków” wynosi 6,60 w dziesięciostopniowej skali.

Z kolei w serwisie Metacritic biograficzne widowisko oceniło na chwilę obecną 19 krytyków: 11 z nich stwierdziło, że ich odczucia po seansie były pozytywne. Mieszane uczucia po seansie miało 6 oceniających, a jednoznacznie negatywnie film oceniło dwóch z krytyków. Średnia nota filmu wynosi natomiast 62 punkty w stu punktowej skali.

Polscy widzowie będą mogli ocenić „Elvisa” na własne oczy już za niecały miesiąc. Widowisko trafi do polskich kin dokładnie 24 czerwca.

źródło: Rotten Tomatoes / Metacritic / IndieWire / Time / zdj. Warner Bros.