
Godzilla kojarzona do tej pory głównie za sprawą kinowych projektów podobnie jak inne duże marki musiała w końcu doczekać się aktorskiego spin-offu przeznaczonego dla streamingu. W piątek na platformie Apple TV+ zadebiutuje serial „Monarch: Dziedzictwo potworów”. Czy warto się nim zainteresować? Zapraszam do lektury recenzji.
Opinie o serialu „Monarch: Dziedzictwo potworów”. Czy warto obejrzeć serial o Godzilli?
Nowe filmowe uniwersum Godzilli znane jako MonsterVerse zapoczątkowano filmem z 2014 roku w reżyserii Garetha Edwardsa. Pierwsza produkcja skupiająca się na tytułowym jaszczurze doczekała się ciepłego przyjęcia przez widzów, chociaż część osób zarzucało jej zbyt oszczędne pokazywanie tytułowego stwora na ekranie, co studio szybko nadgoniło przy okazji sequela. Co jednak najważniejsze, „Godzilla” okazała się finansowym sukcesem i utwierdziła w przekonaniu włodarzy wytwórni Warner Bros. i Legendary Pictures, że warto stawiać na dalsze rozwijanie tego świata. Mimo że poczynania Godzilli oraz innych potworów śledziliśmy w tej serii głównie przez pryzmat historii ludzkich bohaterów, to zawsze stanowili oni najmniej interesującą część wszystkich z dotychczasowych produkcji – nie oszukujmy się to czego, oczekujemy najbardziej to epickie walki potężnych bestii. Dosyć ryzykownym posunięciem jest więc tworzenie serialowego spin-offu, który oczekiwań tych nie spełnia, a tak jest właśnie z „Dziedzictwem potworów”.
Serial przygotowany dla serwisu Apple TV+ wywraca do góry nogami dotychczasowy podział ekranowego czasu przeznaczanego na potwory i ludzkich bohaterów. Godzilla i inne bestie są tutaj nie tyle tłem, ile jedynie drobnym dodatkiem do opowiadanej historii. Tak przynajmniej sprawa ma się na etapie pierwszych pięciu odcinków – czyli połowy serialu – które miałem okazję obejrzeć. Jeśli więc oczekiwaliście epickich starć Godzilli czy walki pomiędzy innymi Tytanami, to radzę zweryfikować wymagania lub uzbroić się w duże pokłady cierpliwości i odłożyć seans serialu do czasu, aż dostępny będzie cały pierwszy sezon, co stanie się 12 stycznia przyszłego roku. Niewykluczone, że Apple oszczędza Godzillę na finałowe odcinki, ale przy takim podejściu może się okazać, że niewielu widzów wytrwa do tego momentu.
Historia zawiązuje się wokół instytucji Monarch stworzonej w celu kontrolowania zagrożenia ze strony gigantycznych stworów – co jak na razie, mówiąc delikatnie, nie wychodzi jej najlepiej. Serial rozgrywa się na dwóch fabularnych płaszczyznach: tej rozpoczynającej się w latach 50. ubiegłego wieku, dającej nam właśnie okazję do zagłębienia się w historię kształtowania się tajnej agencji i drugiej, osadzonej na chwilę po ataku Godzilli na San Francisco. Osobą spajającą obydwa wątki jest Lee Shaw (w tej roli Wyatt Russell i jego ojciec Kurt Russell), oficer amerykańskiej armii mający bezpośredni udział przy ustanawianiu organizacji Monarch, który powinien mieć teraz jakieś 90 lat i spędzać dni raczej na graniu w bingo, a nie przemierzaniu całego globu w okolicznościach, które mogłyby wpędzić do grobu niejednego trzydziestolatka. Gdy jeden z młodszych bohaterów serialu zauważa, że Shaw podejrzenie dobrze prezentuje się jak na swój wiek, postać grana przez Russella kwituje to jedynie żartobliwym tekstem o świetnych genach...
Główną bohaterką historii jest jednak Cate (Anna Sawai), młoda kobieta, która miało to nieszczęście i spotkała się z Godzillą podczas jego pamiętnego przemarszu przez San Francisco. To wydarzenie zmieniło jej życie na zawsze i pozostawiło w jej psychice głębokie rany. Dziewczyna udaje się do Tokio, aby domknąć rodzinne sprawy po tajemniczej śmierci ojca i na miejscu szybko zostaje wplątana w wydarzenia związane bezpośrednio z organizacją Monarch i jej sekretami, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Wspólnie ze swoim bratem (Ren Watabe), jego byłą dziewczyną (Kiersey Clemons) i Shawem (Kurt Russell) grupa rusza tropem Tytanów, aby rozwiązać zagadkę pozostawioną przez ojca głównej bohaterki. Wyznaczając kolejne cele podróży scenariusz skupia się w międzyczasie na traumie Cate, która cały czas nie może pozbierać się po spotkaniu z gigantycznym jaszczurem i w teorii jest to świetny pomysł na eksplorowanie tego, przez jakie piekło przechodzą w tym świecie osoby narażone bezpośrednio na działania potężnego Tytana. Problem pojawia się jednak na etapie realizacji – i nie chodzi już o sam scenariusz, a to, jak z jego przeniesieniem na ekran radzi sobie Anna Sawai. Warsztat nowozelandzkiej aktorki pozostawia wiele do życzenia, a jej rola okazuje się finalnie jednym z najsłabszych elementów całej produkcji, który najmocniej odbiera przyjemność z seansu.
Serial zyskuje natomiast za każdym razem, kiedy zaczyna koncentrować się na początkach organizacji Monarch. To właśnie wydarzenia osadzone wiele dekad temu okazją się największą zaletą „Dziedzictwa potworów”. Historia Shawa i towarzyszącego mu duetu naukowców podążających śladem Tytanów ma zdecydowanie większy potencjał, niż wyprawa Cate i jej towarzyszy. Wyatt Russell, Mari Yamamoto i Anders Holm tworzą wyjątkowo zgrane trio i przede wszystkim łączy ich ekranowa chemia, czego nie można niestety powiedzieć o drugim zespole. Na nasze nieszczęście twórcy, zamiast skupiać się na eksplorowaniu początków organizacji, priorytetowo traktują wydarzenia rozgrywające się po 2014 roku. Tymczasem jedynymi plusami części osadzonej po ujawnieniu się Godzilli pozostaje niezachwiana charyzma Kurta Russella oraz to jak serial rozwija świat przedstawiony całego uniwersum. Mamy w końcu okazję, aby przez trochę dłuższą chwilę doświadczyć tego, jak zniszczenie San Francisco wpłynęło zarówno na jego mieszkańców, jak i ludzi na całym świecie – w miastach pojawiają się oznaczenia dróg ewakuacyjnych na wypadek powrotu Godzilli, a temat wielkich stworów staje się oczywiście przedmiotem wszelkiego rodzaju teorii spiskowych.
To jednak zbyt mało, aby móc z czystym sumieniem polecić seans pierwszych pięciu odcinków. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że druga część sezonu postawi na większą dawkę retrospekcji lub przynajmniej skupi się na widowiskowych starciach Godzilli z innymi Tytanami. Na ten moment „Monarch: Dziedzictwo potworów” nie przełamuje złej passy Hollywood i dołącza do listy kinowych franczyz, które na serialowych spin-offach jedynie tracą. W obecnej formie serial oferuje zbyt mało, by móc się nim ekscytować – tym bardziej że nawet jeśli dostajemy już sceny z udziałem potworów, to nie wyglądają one wcale tak imponująco jak moglibyśmy oczekiwać. Budżet serialu tworzonego nawet przez takiego giganta jak Apple nie jest w stanie zagwarantować nam efektów specjalnych, do których przyzwyczaiły nas filmowe opowieści o Godzilli.
Pierwsze dwa odcinki serialu zadebiutują 17 listopada na platformie Apple TV+. Kolejne będą pojedynczo pojawiały się w streamingu co tydzień. Na pierwszy sezon złoży się 10 odcinków.
Ocena serialu „Monarch: Dziedzictwo potworów”: 3/6
zdj. Apple TV+