„Kapitan Ameryka. Steve Rogers” tom 1 – recenzja komiksu

Pod koniec marca zadebiutował pierwszy tom długo wyczekiwanej przez polskich fanów serii „Kapitan Ameryka. Steve Rogers” ze scenariuszem Nicka Spencera. Czy warto było czekać na jedną z najgłośniejszych serii z kultowym bohaterem Marvela? Sprawdźcie naszą recenzję.

Nie jest łatwo opowiadać od kilkudziesięciu lat historie tej samej postaci. Scenarzyści wprawdzie zmieniają się z biegiem czasu, ale każdy z nich ma w głowie zapamiętany z dzieciństwa model, w którym dany bohater napotyka określoną przeciwność, a następnie pokonuje ją, wracając – wcześniej czy później – do punktu wyjścia. Zaskakująco taki model jest najbardziej oczekiwanym przez osoby nieczytające na bieżąco, spodziewające się w sporadycznych lekturach nostalgicznego powrotu do znanych miejsc i postaci. Ci z kolei, którzy na bieżąco podróżują przez panele z danym bohaterem, są bardziej skorzy do przyjęcia eksperymentów w zakresie konstrukcji fabuły, wyłączenia klasycznego bohatera i zastąpienia go czasowo kimś innym lub zmienienia jakiegoś istotnego elementu w postaci protagonisty. Wszyscy i tak wiemy, że wcześniej czy później te najbardziej znane w powszechnej świadomości status quo danego bohatera i tak powróci, tym bardziej powinniśmy się cieszyć bardziej egzotyczną niż zwykle podróżą, w jaką zabiera nas scenarzysta (lub przynajmniej doceniać jego chęci). Po co ten przydługi wstęp? Ano po to, żeby przygotować czytelnika na to, co szykuje Nick Spencer. Tym razem bierzemy na warsztat komiksową legendę i symbol, Steve'a Rogersa – Kapitana Amerykę – z tym, że Spencer opowie Wam o nim z pewnym kontrowersyjnym, fabularnym zwrotem akcji. Otóż Steve jest i zawsze był tajnym agentem Hydry, nazistowskiej organizacji, którą przez lata na pozór zwalczał. Czy symbol amerykańskich ideałów może sobie pozwolić na takie ubogacenie swojej historii? Czy wszystkie opowieści, jakie dotychczas przeczytaliście z Kapitanem, w istocie są „splamione” zdradzieckim dopowiedzeniem Spencera?

Steve Rogers swego czasu został pozbawiony serum superżołnierza, znacznie się postarzał, zaprzestał działania w terenie i przekazał swoją tarczę Samowi Wilsonowi, który przejął również miano Kapitana Ameryki. Spokojnie – Rogersowi już jest lepiej, bowiem podczas wydarzenia „Atak na Pleasant Hill” (ciężkiego do strawienia kolażu autorów, koncepcji i wątków) napotkał na swojej drodze Kobik – świadomy odłamek kosmicznej kostki – zdolny do dokonywania zmian otaczającej nas rzeczywistości. Ta przywróciła Rogersowi młodość oraz pełnię jego sił. Aktualnie mamy więc dwóch Kapitanów Ameryk, przy czym Steve nie odebrał tarczy Samowi, a wyposażył się w nową o bardziej klasycznych kształtach i nowych funkcjach. Trwa nieustająca wojna z Hydrą – paramilitarną organizacją terrorystyczną pod przywództwem Red Skulla – złoczyńcy o nazistowskich korzeniach, wyposażonego w moce telepatyczne Charlesa Xaviera od czasu, gdy połączył on swój mózg z mózgiem zmarłego Profesora X (nie pytajcie, jak to działa). Hydra zaczyna sięgać po coraz bardziej radykalne metody indoktrynacji i rekrutacji żołnierzy, co przekłada się na wzrost determinacji Steve'a do ostatecznego pokonania neonazistowskiej organizacji. Kapitan zaskakująco popiera projekt ustawy zwiększającej uprawnienia Shield w zakresie profilowania, inwigilacji i pozyskiwania informacji. Tymczasem Baron Zemo porywa naukowca zajmującego się wychowaniem Kobik – doktora Eryka Selviga. Kapitan wsparty przez Ricka Flaga i Free Spirit – drugoplanowych herosów z motywem wolnościowym – podejmuje pościg za Baronem, ostatecznie dostając się na pokład samolotu, którym ten stara się zbiec. Niespodziewanie po pokonaniu Barona na pokładzie pojawia się również Rick, którego Kapitan wyrzuca z pokładu, a następnie – stając obok pojmanego naukowca – recytuje dobrze znane pozdrowienie: „Hail Hydra”... Czyżby Kapitan od zawsze był tajnym agentem Hydry? Jak to możliwe, żeby największa ikona amerykańskich idei w ramach Avengers działała za plecami swoich towarzyszy kierowana własnymi celami? Może to nie „nasz” Steve? W końcu telepatia, pranie mózgu czy klony z alternatywnej rzeczywistości to komiksowa codzienność. Do tego, czy szefowa Shield – Maria Hill – właśnie nie zapowiedziała, że zamierza prewencyjnie otoczyć całą planetę nieprzeniknionym polem siłowym?

kapitan ameryka steve rogers plansza 1-min.jpg

Jak to wszystko działa? Całkiem nieźle. Oczywiście dynamika jest odmienna od tej domyślnie oczekiwanej w klasycznych historiach z Kapitanem, więc zamiast śledzić kryształowego protagonistę w starciach ze złymi do szpiku kości przeciwnikami, podążamy za bohaterem, którego metody działania i idee nie są chwalebne, ale poprzez wiarygodność relacji i motywacji  pozwalają się do niego – w pewien sposób – odnieść. Konstrukcyjnie przypomina to serię „Darth Vader” Kierona Gillena wydaną w ramach marveloweskiego uniwersum „Star Wars”, gdzie bohater kieruje się własnymi celami, działając w zakresie szerszej organizacji, co do zasady – o złowieszczych celach, mimo czego po cichu mu kibicujemy. Abstrahując od powyższego – również wizualnie same sceny rozmów Kapitana z Naczelnym Wodzem – Red Skullem – przy użyciu hologramów, przywodzą oczywiste skojarzenia z powszechnie znanym uniwersum gwiezdnowojennym. Kolejna rzecz to kwestia konstrukcji postaci. Spencer zachowuje wszelkie cechy charakteru klasycznego Kapitana, zmieniając głównie jego motywację na szczerą wiarę w ideały Hydry w opozycji do idei wolnościowych. Skąd takie głębokie przekonanie? Tu wkracza sposób prowadzenia narracji. Zamiennie w każdym zeszycie mamy dwie linie czasowe – teraźniejszość oraz retrospekcje dopowiadające do genezy Steve'a Rogersa te momenty, które zaważyły na jego związaniu z ideami Hydry i scementowały jego przekonanie, że to właśnie ta organizacja jest kluczem do najlepszego możliwego systemu rządów. Z zeszytu na zeszyt dostajemy więc równolegle rozwój działań Kapitana, który miejscami sabotuje innych superbohaterów, by za chwilę poszukiwać własnych sprzymierzeńców w nadchodzącym, ideologicznym starciu z opanowanym kultem jednostki Naczelnym Wodzem oraz drogę młodego Steve'a aż do wzięcia udziału – w charakterze tajnego agenta Hydry – w projekcie Odrodzenie. Wewnątrz tomiku trafimy również na tie-iny (historie poboczne) do wydarzenia „II  wojna domowa” Briana Michaela Bendisa. Tu trzeba zauważyć i wyróżnić starania Spencera, który poświęca sporo sił, by sprawnie dopowiadać do głównej historii szczegóły sprawiające, że głupotki znajdujące się w „II wojnie domowej” (w tym zachowania poza charakterem Kapitana) sprawiają wrażenie wprowadzonych z premedytacją, a nawet przemyślanych. Brawo, panie Spencer – takich tie-inów chcę więcej. Ostatecznie nie każdy czytelnik był i będzie zadowolony z założeń tej serii. Jest to pewien eksperyment fabularny na rozpoznawalnej postaci, który ma opowiedzieć konkretną, intrygującą historię i należy do niego podchodzić z otwartą głową, a nie kryć się za tarczą komfortu i utartych schematów. Ktoś tu ma do opowiedzenia pewną historię – dajmy mu szansę dokończyć, zanim zaczniemy kręcić nosem na same wyjściowe założenia i pierwszy zeszyt.

Co do przystępności tomu i serii, to trzeba wspomnieć, że mimo iż to jedynka i przerabiamy ponownie odświeżoną wersję genezy Kapitana, to Spencer sięga po masę postaci i wątków obecnych w długiej mitologii bohatera, nie tłumacząc zbyt wiele. Gdybyście rozważali więc tę serię jako perwszą z Rogersem w Waszej komiksowej przygodzie, to miejcie na względzie to, że jest to eksperyment bazujący na podstawowej wiedzy o tym, co działo się z Kapitanem w przeszłości i żeby w pełni go docenić, kontekst będzie wskazany. Na marginesie, co w pewien sposób oczywiste, odnowiona geneza Kapitana jako mało... hmm... „klasyczna”, nie może być źródłem uniwersalnej wiedzy o postaci, służy tym samym narracji wyłącznie tej serii.

kapitan ameryka steve rogers plansza 2-min.jpg

Za oprawę graficzną tomiku odpowiada co do zasady Jesus Siaz wspierany okazjonalnie przez Javiera Pinę i trzeba przyznać, że całość prezentuje się imponująco. Rysunki są realistyczne, czytelne, pełne detali i dynamiczne, do tego kadrowanie idealnie przedstawia zarówno statyczne sceny rozmów, jak i skupia naszą uwagę w dynamicznych starciach, czasami skrzętnie ukrywając te elementy scen, które fabuła przekształci w przyszłe zwroty akcji. Do tego, o ile w częściach poświęconych teraźniejszości dostajemy standardowe prace kolorysty, to w retrospekcjach całość kadrów utrzymana jest w tonacjach szarości i brązów z odznaczającą się na ich tle wymowną, krwistą czerwienią. Klimatycznie i z pomysłem.

Wydanie polskie to miękka oprawa ze skrzydełkami w standardzie Marvel Now! 2.0 z czarnym grzbietem. Co najistotniejsze, podobnie jak w przypadku „Niezwyciężonego Iron Mana”, „Doktora Strange'a” czy „Visiona”, nasz rodzimy tomik z numerem „1” na grzbiecie zawiera w sobie dwa pierwsze oryginalne tomy zbiorcze, tj. „Hail Hydra” oraz „Trial of Maria Hill”, czyli pierwsze 11 zeszytów serii regularnej, oraz kilkustronicowy wstęp wydany w ramach Free Comic Book Day 2016. Podwójna objętość przekłada się na lepszą prezentację komiksu na półce, ale przede wszystkim na niższą cenę wydania zbiorczego (w stosunku do wydania każdego z oryginalych wydań zbiorczych samodzienie). Na co możemy liczyć w ramach dodatków? Będą okładki alternatywne – w tym kilka w miniaturach – oraz obowiązkowe polecanki: wydanych w Polsce tomików „Atak na Pleasant Hill” oraz „II wojny domowej” (o których im mniej powiemy, tym lepiej) oraz zapowiedzi tomu drugiego „Kapitana Ameryki. Steve'a Rogersa”, jak również wydarzenia „Tajne imperium”.

Podsumowanie

Tak. To jest TEN komiks, w którym Kapitan Ameryka mówi TE słowa, które spowodowały swego czasu prawdziwą burzę medialną i podzieliły fanów, rozpoczynając dyskusję na temat granic kreatywnej swobody twórców w zakresie obróbki kultowego materiału źródłowego i kontrowersyjnych zabiegów fabularnych z postaciami o długiej, ugruntowanej historii. Niezależnie od tego, czy jesteś zwolennikiem eksperymentów z utartymi schematami, czy zatwardziałym fanem powszechnie znanego status quo, po komiks Spencera warto sięgnąć chociażby po to, aby mieć w całej dyskusji własne zdanie. Poza tym, to naprawdę solidnie poprowadzona historia w świetnej oprawie graficznej. Wreszcie to preludium do całkiem niezłego „Tajnego imperium” stanowiącego konkluzję kontrowersyjnego runu Spencera. Dajcie szansę tej historii, a jeżeli eksperymenty z postacią okażą się nie Waszą bajką, zawsze zostaje Wam wydawany w ramach Klasyki Marvela run Eda Brubakera.

Oceny końcowe

5
Scenariusz
5
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
4
Przystępność*
4+
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Zachęconych recenzją odsyłamy do wpisu „Kapitan Ameryka. Steve Rogers” tom 1 – prezentacja komiksu, w którym znajdziecie obszerną galerię zdjęć oraz prezentację wideo.

Specyfikacja

Scenariusz

Nick Spencer

Rysunki

Javier Pina, Jesús Saiz

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Druk

Kolor

Liczba stron

284

Tłumaczenie

Marek Starosta

Data premiery

25 marca 2020

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / Marvel