
Ed Brubaker doskonale wie, w jaki sposób odkrywać superbohaterów na nowo i robić to w taki sposób, by przyciągnąć czytelnika do swojej historii. Jako specjalista od rasowych kryminałów, w „Człowieku bez twarzy” autor odkrywa kolejne sekrety z przeszłości Bucky’ego Barnesa i oswaja nas z wizją świata z nieco innym Kapitanem Ameryką.
„Człowiek bez twarzy” to piąty tom runu Eda Brubakera, więc siłą rzeczy nie będę w stanie uniknąć spoilerów z poprzednich czterech tomów. Czujcie się więc ostrzeżeni.
Dla fanów Marvela znających superbohaterów głównie z filmów, Steve Rogers jest tym jedynym i niepowtarzalnym Kapitanem Ameryką (zmienił to dopiero serial „The Falcon and the Winter Soldier”). Jednak w komiksach Marvela wyglądało zupełnie inaczej. Całkiem niedawno na kartach Marvel Now! 2.0 mogliśmy obserwować przygody Sama Wilsona w stroju największego amerykańskiego superbohatera. Z kolei w 2005 roku Ed Brubaker postanowił na pewien czas usunąć ze świecznika Rogersa, przekazując tarczę jego najlepszemu przyjacielowi – Bucky’emu.
Jeśli znacie styl Brubakera z takich komiksów jak „Criminal”, „Gotham Central” czy „Zabij albo zgiń”, doskonale będziecie wiedzieć, czego spodziewać się po jego wersji przygód Kapitana. Oczywiście jest to komiks nieco wygładzony, tak by pasował nawet dla nieco młodszego czytelnika, ale i tak czuć w nim mocny vibe czarnego kryminału. To nie jest radosna historia. To nie jest komiks pełen żartów, śmiechów, zabaw i lania tyłków złoczyńcom. Wprost przeciwnie. Komiks jest ciemny, ponury, rysowany w czarno-granatowych barwach, niczym najmroczniejsze zeszyty „Batmana”.
„Człowiek bez twarzy” to historia dojrzała, oparta na emocjach i podejmująca sporo nieoczywistych problemów. Jednocześnie otwiera ona nowy rozdział w życiu bohaterów. W życiu bez Steve’a Rogersa. Dzięki temu w całą historię wchodzi się dużo łatwiej, niż mogło się na początku wydawać. Czytałem poprzednie tomy, ale jeżeli ktoś tego nie zrobił, bez problemu odnajdzie się w całej historii. Krótki wstęp tuż przed pierwszym zeszytem przypomina o poprzednich wydarzeniach, które przynajmniej pozornie wydają się być domknięte. Bucky Barnes dzierży tarczę Kapitana i stara się go godnie zastępować. Jednak jego skomplikowana przeszłość i czas, gdy był Zimowym Żołnierzem, nie pozwala mu o sobie zapomnieć.
Dialogi Brubakera nie należą do najłatwiejszych. „Człowieka bez twarzy” czyta się dość ciężko, również przez wewnętrzne monologi głównego bohatera. Czasem, przyznaję, przeszkadzało mi to, że Bucky starał się łamać „czwartą ścianę” i tłumaczyć niezorientowanemu czytelnikowi fabularne zawiłości. Mało tego, robili to też inni bohaterowie, jak choćby Czarna Wdowa czy Sharon Carter. Bucky nie jest w komiksach tak charyzmatyczną i wyrazistą postacią, jak w MCU. A przynajmniej ja odbieram go zupełnie inaczej. Brubaker robił wszystko, by wejść w jego umysł i przez to łatwiej argumentować wydarzenia dziejące się na kartach komiksu.
Z pewnym dystansem podchodziłem też do proponowanych przez Brubakera retrospekcji. Nie jestem ich fanem, a wrzucanie na karty komiksu historii z odległej przeszłości często wydaje mi się być niepotrzebnym zapychaczem stron. Tutaj jednak nie było źle, bo Zimowy Żołnierz działający na usługach KGB to wątek barwny i wart bliższej eksploracji. Podtytuł tomu („Człowiek bez twarzy”) odnosi się do pierwszego, 6-zeszytowego story arcu, w którym Bucky razem z Namorem i Czarną Wdową mierzą się z przeciwnikiem szukającym zemsty na głównym bohaterze. Kolejne dwa zeszyty to z kolei mocne nawiązanie do wątku śmierci Steve’a Rogersa, a pierwsze skrzypce w dwuzeszytowej historii odgrywa m.in. Sharon Carter.
Pozostałą część tomu zajmują zeszyty nr 600 i 601 „Kapitana Ameryki” (tak, wiem, w tej numeracji można się pogubić, bowiem „Człowiek bez twarzy” ma numerację od 43 do 50) wydane z okazji rocznicy... śmierci Steve’a Rogersa. Traktować je możemy jako laurkę dla najpopularniejszego amerykańskiego superbohatera, bowiem składają się na nią mniejsze, kilkustronicowe historie, w których znane postacie wspominają zmarłego przyjaciela, ale też przeciwnika. Niestety rysunki są w nim mocno niespójne, ale to efekt zatrudnienia do nr 600 zarówno kilku scenarzystów, jak i artystów.
Podsumowanie
„Człowiek bez twarzy”, po przełomowych wydarzeniach z poprzednich czterech tomów, trochę wytraca tempo. Bucky jako Kapitan Ameryka to postać interesująca i diametralnie różniąca się od jego zmarłego przyjaciela. Czuć w tej historii momenty wyciszenia i próby pogodzenia się z faktem, że Steve nie żyje, ale jednocześnie widać też światełko w tunelu na odwrócenie losów Rogersa (co nie powinno być dla nikogo specjalnym zaskoczeniem). Jeśli macie na półce poprzednie cztery tomy, „Człowieka bez twarzy" nie wypada odpuścić.
Oceny końcowe
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.
Specyfikacja
Scenariusz |
Ed Brubaker |
Rysunki |
Steve Epting, Luke Ross, Butch Guice, Gene Colan |
Oprawa |
twarda |
Druk |
Kolor |
Liczba stron |
304 |
Tłumaczenie |
Bartosz Czartoryski |
Data premiery |
16 czerwca 2021 |
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.
zdj. Egmont / Marvel