Pięć lat – tyle czasu zajęło Egmontowi wydanie na naszym rynku niemal kompletnego runu „Kapitana Ameryki” autorstwa Eda Brubakera. Dzięki temu mogliśmy spojrzeć na kultowego herosa z nieco innej perspektywy, niż w filmach MCU, być świadkiem jego śmierci i odrodzenia. Dziś ta historia dobiega końca.
Ed Brubaker to scenarzysta wybitny i przez wszystkie 9 tomów wielokrotnie to udowadniał. Od czasu, gdy zamknął swój run (a był to 2012 rok), seria „Kapitan Ameryka” nie doczekała się godnego scenarzysty, który mógł nawiązać poziomem do jego pracy. To tak naprawdę Brubaker odkrył Kapitana Amerykę na nowo, pogłębił jego genezę, a także mocno wsparł i rozwinął jego najbliższych towarzyszy, a także łotrów. Mimo kiczowatego stroju i biegania z tarczą, scenarzysta był w stanie dostarczyć dziesiątki fantastycznych, dojrzałych story-arków, często osadzonych w szpiegowskim klimacie noir, gdzie poza superbohaterską akcją, był też czas na spokojniejsze, bardziej wyważone i emocjonalne momenty, a także takie, które wstrząsnęły całym Domem Pomysłów.
Era Eda Brubakera kończy się wraz z 9. tomem pt. „Stare rany, nowe porządki”, który jest tak naprawdę zbiorem czterech niespecjalnie połączonych ze sobą historii. To właśnie nimi Brubaker domknął swoją przygodę z „Kapitanem Ameryką”, a jednocześnie dał nowe otwarcie Zimowemu Żołnierzowi, którego solowy komiks pojawi się na polskim rynku już za kilka miesięcy. Ostatni tom „Kapitana…” zawiera w sobie wszystko to co najlepsze z poprzednich tomów, podane w odpowiedniej dawce, bez zbędnych dłużyzn i niepotrzebnych epizodów.
Pierwszy story-arc skupia się na życiu Bucky’ego Barnesa, gdzie Brubaker znajduje solidne kilkadziesiąt stron, na sięgnięcie w głąb genezy Zimowego Żołnierza. Scenarzysta bardzo często sięgał do przeszłości swoich bohaterów, wielokrotnie dopełniał ich przeszłość i przypominał najważniejsze wydarzenia z okresu II wojny światowej. O ile większość tego typu akcentów należała do Steve’a Rogersa, tak w końcu swoje „5 minut” dostaje Bucky, którego przeszłość poznajemy zarówno z perspektywy amerykańskiej, jak i sowieckiej. Uczciwie przyznaję – nigdy nie byłem fanem tego typu wstawek w historii Kapitana Ameryki i przeważnie nudziły mnie choćby przez niezbyt przyjazną warstwę wizualną. W tym jednak wypadku, gdy mowa o Buckym, zacisnąłem zęby i bawiłem się świetnie, szczególnie że za rysunki odpowiadał absolutny fachowiec, czyli Chris Samnee.
Zdecydowanie gorzej wypada za to druga z historii o nazwie „Stare rany”, gdzie scenariusz skupia się na zastępcach Bucky’ego i Steve’a, którzy po domniemanej śmierci bohaterów wskakują w ich buty. Największym problemem jest tutaj fabularny chaos, który sprawia, że ciężko połapać się w scenariuszu i zrozumieniu, co autor miał na myśli. Szczególnie gdy do gry w pewnym momencie wchodzą androidy. Negatywnego odbioru niestety nie poprawiają nawet całkiem niezłe rysunki Francesco Francavilli.
Brubaker kończy run dwoma bardziej współczesnymi runami, które są pięknie narysowane (Patrick Zircher, Mike Deodato, Cullen Bunn), ale scenariuszowo wypadają tak sobie. Mamy więc klasycznego przeciwnika, czyli Hydrę, powrót Scourge’a, trochę szpiegowskich kombinacji i wartkiej akcji na sam koniec. To typowe story-arki na zakończenie przygody Brubakera z Kapitanem Ameryką. Niewiele wnoszące do fabuły i niespecjalnie rozwijające bohaterów, a jednocześnie na tyle bezpieczne, by nowy scenarzysta miał odpowiedni komfort pracy po przejęciu serii.
Podsumowanie
Ed Brubaker to jeden z moich ulubionych twórców, a w jego superbohaterskim komiksie o „Kapitanie Ameryce” zawsze byłem w stanie odnaleźć elementy, które tak bardzo podobały mi się w jego późniejszych dziełach, takich jak „Criminal”, czy „Zabij albo zgiń”. W Marvelu wprowadzał je jednak dosyć ostrożnie i z nutą niepewności, choć jego pomysł na Steve’a Rogersa był od zawsze odważny i inny od tego, do czego przyzwyczajeni byli czytelnicy Marvela.
Swoje zadanie spełnił, nawet jeśli ostatnie zeszyty nie były już tak mocne, jak poprzednie. Pozostaje dziękować Egmontowi, że z tak dużą konsekwencją wrzucił na rynek cały run Eda Brubakera. Przypomnijmy, że nakład pierwszych tomów dość szybko się wyczerpał i trzeba było robić dodruk. To pokazuje, że i polski czytelnik docenił ten komiks.
Oceny końcowe „Kapitan Ameryka. Stare rany, nowe porządki” tom 9
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.
Specyfikacja
Scenariusz |
Ed Brubaker, Cullen Bunn, James Asmus, Marc Andreyko |
Rysunki |
Francesco Francavilla, Scot Eaton, Patch Zircher, Chris Samnee |
Oprawa |
twarda |
Druk |
Kolor |
Liczba stron |
396 |
Tłumaczenie |
Bartosz Czartoryski |
Data premiery |
24 kwietnia 2024 |
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.
zdj. Egmont / Marvel