Kaznodzieja tom 6 - recenzja komiksu

Podczas gdy odyseja Jessego Custera w całej swej sześciotomowej okazałości oczekuje na czytelników na księgarnianych półkach, my żegnamy „KaznodziejęGartha Ennisa i Steve'a Dillona wypchaną SPOILERAMI recenzją ostatniego zbioru. Zapraszamy do lektury.

Jak zakończyć serię, która w ciągu blisko pięcioletniego runu podważyła podniosłość każdego sacrum, przekroczyła wszelką możliwą granicę dobrego smaku, postawiła masę niewygodnych tez i wkurzyła mnóstwo ludzi, umieszczając to, co święte, w odbiciu krzywego zwierciadła? Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom i starannie ustalonym stawkom, Garth Ennis kończy „Kaznodzieję” w wielkim stylu – przekuwając bluźnierstwo w nową moralność. W finalnych zeszytach obdarzony Słowem Bożym Jesse Custer dostaje swoje idealne zakończenie, a konkluzja powtarza myśli płynące wprost z filozofii nietzscheańskiej – czasem czyniąc to subtelnie, a czasem wprost przeciwnie (chociażby dosłowna śmierć Boga). Nim to jednak nastąpi, droga do ostatecznej konfrontacji z Graalem i wampirem Cassidym, jakkolwiek zawsze szalona, tragiczna i przezabawna, bywa też, niestety, nieco nierówna. Zacznijmy więc od początku.

Pierwszy zeszyt zbioru to jednocześnie ostatni poboczny arc serii. „Olbrzym w siodle” to historia o kowbojach i samozwańczych strażnikach Teksasu (poprzedzająca właściwe wydarzenia „Kaznodziei”), w której Jesse i Tulip mierzą się z bandą koniokradów przewodzonych przez śmierdzącego czosnkiem Francuza umiłowanego w końskim mięsie. Regularni czytelnicy nie będą treścią jednozeszytowca w żaden sposób zaskoczeni, Ennis serwuje tu bowiem sprawdzoną formułę składającą się na sprawną i lekką opowiastkę o brutalnej sprawiedliwości na Zachodzie. W toku pięciu poprzednich tomów „Kaznodzieja” dość często stawiał na odskocznie od wątku poszukiwań Boga i do czasu „Olbrzyma...” wypadały one zarówno lepiej, jak i gorzej. A jednak, zwłaszcza w obliczu rychłego końca, prezent w postaci jednej, dodatkowej przygody w pokręconym świecie Custera można oceniać jedynie na plus zbioru.

kaznodzieja-t6-plansza-01-min.png

Tom szósty to w wielu względach swego rodzaju „the best of” serii o Kaznodziei, szczególnie w kontekście nagromadzenia powracających twarzy. Poza regularnymi bywalcami pojawiają się tu między innymi Święty od Morderców, Gębodupy, Amy i agent Hoover. Jakkolwiek efektownym wydaje się więc finał na pierwszy rzut oka, bogactwo działa też niestety na niekorzyść albumu. Przez to, że (parafrazując tytuł jednego z rozdziałów) niemal każdy z galerii pierwszoligowych bohaterów i antybohaterów otrzymuje swoje „pięć minut”, zaproponowana forma narracyjna nieraz brutalnie przerywa kluczowe momenty jednego wątku, by oddać głos innemu. Wbrew zamierzonemu zapewne efektowi budowania napięcia, skutkuje to ni mniej, nie więcej, a po prostu frustracją i poczuciem, że Ennis na próżno usiłuje „chwycić wszystkie sroki za ogon”. Szczególnie dostaje się na przykład poszatkowanej opowieści bezdomnej Sally.

Wadliwa kompozycja nie oznacza bynajmniej, że którykolwiek z wątków jest przeciętny. Wręcz przeciwnie – choć niektóre dodano nieco naprędce – każda pomniejsza historia składająca się na finał „Kaznodziei” stanowi esencję tego, za co seria zdobyła uznanie i serca czytelników na całym świecie. Podczas gdy lekki i angażujący język Ennisa, wsparty kultowymi już (choć zupełnie niedynamicznymi) ilustracjami Steve'a Dillona, prowadzi czytelnika przez komiks z charakterystycznym wdziękiem i płynnością, otrzymujemy między innymi tragikomiczny epilog losów Wszechojca Graala – „skróconego” na skutek niefortunnych wydarzeń Herr Starra i jego nieszczęsnych współpracowników – oraz wielki powrót Świętego od Morderców. Scena, w której ten ostatni spotyka się z Custerem w „Grzmocie Jego Rewolwerów”, jest nie tylko ekscytująca i diabelnie dobrze napisana. Służy przede wszystkim jako wizytówka zdolności Ennisa do opowiadania o ludzkiej naturze – nawet jeżeli przedmiotem opowieści jest nieumarły kowboj-morderca. Tę samą zasługę można zresztą zastosować wobec zawiązania historii Cassidy'ego. W szóstym tomie dowiadujemy się, jak metaforyczny i dosłowny wampir zniszczył życia każdej osoby, do której kiedykolwiek się zbliżył, jak zdradził zaufanie wszystkich domniemanych przyjaciół. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że jego ostatnia rozmowa z Jessem na zgliszczach Alamo, będąca jednym z najbardziej emocjonalnych climaxów tomu, nie pociągnęła za pewną, szczególną strunę. Przy całej swej mizantropii, Ennis zdaje się wiązać z ludzkością pewien potencjał, a los Cassidy'ego – katartyczny, osobliwie piękny i tym bardziej istotny, że zdobiący ostatnią stronę „Kaznodziei” – potwierdza, że autor nie postawił jeszcze nad Stworzeniem krzyżyka.

kaznodzieja-t6-plansza-02-min.png

Podsumowanie

Słowem ostatniego podsumowania przed końcem podróży, czytając serię Ennisa i Dillona bawiłem się naprawdę świetnie – trudno bowiem o komiks, który tak doskonale i bezlitośnie podsumowałby najgorsze koszmary świata człowieka, a jednocześnie potrafił zapewnić angażującą rozrywkę z cholernie mądrym podtekstem, ostrym humorem i kopalnią pełnokrwistych bohaterów. Koniec końców najtrudniej pożegnać się jednak właśnie z Kaznodzieją, odjeżdżającym w stronę zachodzącego słońca niczym jego ukochany John Wayne. Niosąc na barkach wspomnienia sześciu tomów serii, trudno było wyobrazić sobie, by wobec natłoku spotworzenia bohater miał szansę na pozytywne zakończenie. A jednak, jak pokazuje ostatni rozdział, nad Garthem Ennisem – piewcą makabry i perwersji – zwycięża Garth Ennis – sentymentalista i romantyk. Jesse Custer przeszedł niezwykłą drogę po odrażającym Id Ameryki, a następnie – zupełnie jak ten, z którym dzieli inicjały – zginął i zmartwychwstał. Przepiękny, podwójny splashpage (brawa dla Steve'a Dillona) oddaje mu zasłużony nowy początek i być może – prawdziwe spełnienie Amerykańskiego Snu.

***

Na pożegnanie pozostaje jeszcze tylko rozliczenie z MacGuffinem serii – kochającym Bogiem, zastrzelonym przez Świętego od Morderców wysoko w Niebiosach. Bez szczególnego zaskoczenia, Miłosierny okazał się żałosnym potworem, żerującym na miłości i oddaniu swego stworzenia. Ale to nie o to w tym wszystkim chodziło, prawda? Być może – powtarzając nieco za listem Cassidy'ego – celem wyprawy było coś zupełnie innego, a ona sama jest po prostu niezwykłą i niegrzeczną metaforą, która pokazuje że zasługujemy na więcej.

Oceny końcowe:

5
Scenariusz
5
Rysunki
6
Tłumaczenie
6
Wydanie
3
Przystępność*
5
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność - stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

kpSYnKxmqaWYlaqfWGao,kaznodzieja_6_okladka.72.jpg

Historia została pierwotnie opublikowana w zeszytach Preacher Vol. 1 #55-66 oraz Preacher Special: Tall in the Saddle #1.

Specyfikacja

Scenariusz

Garth Ennis

Rysunki

Steve Dillon

Oprawa

twarda

Druk

Kolor

Liczba stron

384

Tłumaczenie

Maciej Drewnowski

Data premiery

5 grudnia 2018 roku

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

źrodło: Egmont