KRISTEN STEWART: Cień wampira, czyli analiza filmografii amerykańskiej aktorki

Znamy ją jako dziewczynę ukrywającą się w domowym schronie, nastolatkę zakochaną w nieśmiertelnej istocie, asystentkę wybitnej francuskiej aktorki, a także nowe wcielenie królowej ludzkich serc… Lista osobliwych charakterów w filmografii Kristen Stewart jest długa i różnorodna. Niejednokrotnie potwierdzała, że z wyjątkową troską potrafi oddać emocje uczennicy w obliczu życiowej traumy, jak i desperacko walczyć o przetrwanie w starciu z podwodnym zagrożeniem. Dzisiaj, czyli 9 kwietnia, amerykańska aktorka obchodzi swoje trzydzieste drugie urodziny. Z tej okazji składam w sercu najserdeczniejsze życzenia oraz – wykorzystuję tę sposobność, by poddać analizie jej dotychczasową filmową karierę. Zapraszam wszystkich do zapoznania się z poniższym artykułem.

Jest pewna grupa aktorów, których decyzje zawodowe przyniosły niebagatelną sławę okupioną niemałą ceną. George Clooney do tej pory przeprasza w wywiadach za swoją interpretację postaci (nie tak bardzo) Mrocznego Rycerza, podkreślając, iż w jego odczuciu film „Batman i Robin” omal nie zabił kinowej franczyzy. Mając jednak na uwadze, że w 1997 roku kariera Amerykanina dopiero nabierała rozpędu to trudno dziwić się przyjęcia angażu – rola tak ikonicznej postaci w produkcji Joela Schumachera wyglądała niczym bilet w jedną stronę do pierwszej ligi w Hollywood. Właśnie – wielkie serie filmowe i zobligowania kontraktowe mogą być zarówno źródłem solidnego wynagrodzenia, jak i pułapką rozpoznawalności ograniczającej potencjał artystów. W tym kontekście warto wskazać przynajmniej dwa cykle powstałe na przestrzeni ostatnich lat, będące adaptacjami niezwykle popularnych „romantycznych” powieści. Po występach w każdym z nich, główne pary aktorskie musiały przebyć długą drogę, by udowodnić masowej publiczności, iż stać jest ich na więcej, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Dakota Johnson swoimi kreacjami w „Suspirii”, „Sokole z masłem orzechowym” lub „Córce” skutecznie odcina się od ekranizacji książek E.L. James, ale mimo bardzo solidnej roli w „BelfaścieKennetha Branagh – Jamie Dornan wciąż funkcjonuje w świadomości wielu widzów jako Christian Grey. Kilka lat wcześniej seria ekranizacji literatury młodzieżowej o trudnej miłości (będącej, notabene, źródłem inspiracji do napisania „Pięćdziesięciu twarzy Greya”) osiągnęła niebywały, globalny sukces, ale jednocześnie wystawiła fałszywe świadectwo aktorskich umiejętności odtwórcom głównych ról. „Zmierzch” w reżyserii Catherine Hardwicke był jedną z pierwszych dużych produkcji w karierze Roberta Pattinsona, zatem musiał on udowodnić – nieświadomemu jeszcze wtedy widzowi – swoją sceniczną wartość w drodze na szczyt. Nieco inaczej jednak wyglądał status jego ekranowej partnerki – Kristen Jaymes Stewart.

Kristen_02.jpg

Rola Isabelli „Belli” Swan z filmowej serii adaptacji prozy (szumnie nazwanej „sagą”) autorstwa Stephenie Meyer położyła się wampirycznym cieniem na filmografii młodej aktorki… Czy aby na pewno słusznie? Oczywiście, mimo że występów tych zdecydowanie nie można zaliczyć do udanych, to na ówczesnym etapie kariery miała już wiele kreacji podkreślających jej talent. Urodziła się w Los Angeles w 1990 roku w rodzinie związanej z show-biznesem – jej matka, Jules Mann, jest script supervisorem, natomiast ojciec, John Stewart, zajmuje się produkcją telewizyjną. Choć mogłoby się wydawać, iż aktorstwo zawsze było powołaniem Kristen to według 19. tomu „Biography Today” w dzieciństwie nie zależało jej na byciu w centrum uwagi oraz sławie związanej z tym zawodem. Zdanie zaczęła zmieniać po pierwszych angażach przy produkcjach filmowych, a te pojawiły się bardzo szybko w jej życiu – już pod koniec lat 90. Zauważona przez łowcę talentów podczas szkolnego przedstawienia otrzymała możliwość pojawienia się jako statystka na dwóch planach, a także w niewielkiej roli w filmie „Witamy w naszej dzielnicy”. Prawdziwe wyzwanie pojawiło się w 2001 roku, kiedy to rozpoczął się okres zdjęciowy do kolejnego obrazu w reżyserii Davida Finchera pod tytułem „Azyl”. Jedenastoletnia wówczas aktorka była jedną z centralnych postaci tej historii, wcielając się w córkę głównej bohaterki – zmuszone są one do zabarykadowania się w schronie w obawie przed napastnikami (Forest Whitaker, Jared Leto oraz Dwight Yoakam), którzy wtargnęli na teren ich nowo zakupionego domu. Znany ze swojej mistrzowskiej precyzji Fincher, standardowo doskonale poprowadził całą obsadę – w tym początkującą aktorkę, wydobywając z niej wszystko, czego można było oczekiwać od tej roli. Co prawda „Azyl” nie znajduje się w gronie najwybitniejszych pozycji w filmografii reżysera, ale dla Stewart – występ u boku Jodie Foster rozpoczynał nowy rozdział w jej życiu.

Na kolejną wyjątkową kreację nie trzeba było długo czekać – zaledwie dwa lata po premierze thrillera Davida Finchera na Festiwalu Filmowym Sundance pojawił się pełnometrażowy debiut Jessiki Sharzer pod tytułem „Ucieczka w milczenie”. To niezależny oraz – w dużej mierze – zapomniany już dramat o nastolatce, która wskutek traumatycznych doświadczeń zamyka się w sobie, a także ugina pod ciężarem przytłaczającej rzeczywistości, tracąc przy okazji kontakt z rówieśnikami. Melinda Sordino to postać niełatwa do sportretowania, stanowiąca wyzwanie emocjonalne – minimalna ilość kwestii dialogowych oraz operowanie głównie mimiką przy delikatnej tematyce filmu wymaga niezwykłego zrozumienia i psychologicznego zaangażowania. Ta dojrzała, jak na swój wiek, rola Kristen Stewart jest żywym dowodem na to, iż – nie wspominając o kwestiach warsztatowych – potencjał aktorski razem z nietuzinkowym talentem od urodzenia płynęły w jej żyłach. W kolejnych latach natomiast, Kalifornijka nie zawsze pojawiała się na pierwszym planie, występując zarówno w familijnej produkcji nie z tej ziemi (na poły udana adaptacja powieści Chrisa Van Allsburga „Zathura – Kosmiczna przygoda”), jak i w z życia wziętej historii amerykańskiego wędrowca, Christophera McCandlessa („Wszystko za życie” autorstwa Seana Penna). Pojawiała się w rolach bohaterek wymagających więcej trudu przygotowań oraz zaangażowania (debiut reżyserski Mary Stuart Masterson, czyli „Trudna miłość”), a także w sztampowym horrorze, który dużo trudu i zaangażowania nie wymagał („Posłańcy”). Niezależnie od poziomu aktorskiej kondycji lub jakości artystycznej ukończonych filmów – Stewart udowadniała, iż w tym pracowitym czasie obce jej było pojęcie przynależności gatunkowej oraz strefy komfortu.

Kristen_03.jpg

W 2007 roku amerykańska aktorka z dnia na dzień pojawiła się na ustach młodych dziewcząt i innych miłośników książkowej serii „Zmierzch” – pomyślnie przeszła casting do głównej roli żeńskiej w zapowiadanej adaptacji filmowej. Występowi w opowieści o miłosnym trójkącie między zagubioną nastolatką, stuletnim wampirem a wilkołakiem, Kristen zawdzięcza niewyobrażalny wzrost popularności, a także status idolki nastolatek na całym świecie. Popkulturowe zjawisko nie zawsze jednak idzie w parze z wartością efektu końcowego – odtwórczyni roli Isabelli Swan uzyskała (wyłącznie w kategorii aktorskiej) aż trzy nominacje do Złotej Maliny, z czego jedna z nich w 2013 roku przerodziła się w niechlubną statuetkę. Krytyka filmowa była bezlitosna wobec jej wątpliwej jakości performance’u, ale trudno się dziwić… Wszyscy wykonawcy głównych ról dają pokaz niezręcznego spektaklu, który wygląda jakby z trudem rozumieli ideę stojącą za scenariuszem i bezskutecznie próbowali rozszyfrować psychologię odgrywanych postaci, co akurat jest całkowicie zrozumiałe. Zła prasa oraz uprzedzenia publiczności względem uwypuklonych manieryzmów nie była jednak sprawiedliwa w kontekście całokształtu jej kariery. Należy zauważyć, iż w trakcie pracy nad ekranizacjami powieści Stephenie Meyer, Stewart pojawiała się w innych, bardziej ambitnych produkcjach. Sportretowana przez nią rockowa wokalistka i gitarzystka – Joan Jett – w filmie „The Runaways: Prawdziwa historia”, a także występ u boku Jamesa Gandolfiniego w „Witamy u Rileyów” zasługują zdecydowanie na więcej uwagi, jednakże pozostały one niemal niezauważone, stojąc w cieniu mainstreamowej ballady krwiopijców. W roku, w którym odbywała się premiera ostatniej części popularnej „sagi”, kinowy repertuar był wzbogacony jeszcze dwoma obrazami z udziałem aktorki, mogącymi wpłynąć pozytywnie na jej emploi. Niestety – zrealizowane przez Waltera SallesaW drodze” było miernym przełożeniem wartości powieściowego oryginału (proza Jacka Kerouaca jest w moim osobisty odczuciu nieadaptowana!), a „Królewnę Śnieżkę i Łowcę” równie szeroko omawiano przez pryzmat swoich wartości rozrywkowych, jak i owianego skandalem romansu gwiazdy z reżyserem filmu, Rupertem Sandersem.

Na szczęście po zdobyciu niesławnej „nagrody” za najgorszą rolę pierwszoplanową, przyszedł czas na prestiżowe zwycięstwo oraz zdecydowany sukces o historycznym wręcz wymiarze. Kristen Stewart została pierwszą w historii amerykańską aktorką, której przyznano najważniejsze wyróżnienie francuskiej kinematografii, czyli Cezara. Mimo iż partnerowała prawdziwej legendzie w osobie Juliette Binoche, to jednak kreacja postaci Valentine uważana jest za najjaśniejszy punkt obrazu Oliviera Assayasa pod tytułem „Sils Maria”. Udana współpraca z reżyserem zaowocowała kolejną kooperacją – zrealizowaną dwa lata później „Stylistką” – jednak w tym przypadku jej występ oraz pretensjonalny, a momentami wręcz niedorzeczny scenariusz, nie zyskały poklasku. W międzyczasie Stewart odnotowała kilka udanych, ciepło przyjętych ról, z których warto wyróżnić „Camp X-Ray” (Fundacja Nagrody Złota Malina postanowiła nominować ją do tzw. Nagrody Odkupienia), a także „Przebudzonych”. W 2019 roku Kalifornijkę można było zobaczyć w tytułowej roli biografii Jean Seberg wyreżyserowanej przez Benedicta Andrewsa. Tytuł ten przemknął przez kina zupełnie niedostrzeżony, a prasa branżowa oraz garstka widzów, która wybrała się na seans przyjęła go dość chłodno. Niemniej – nie powinien on znaleźć się poza radarem miłośników ekspresyjnych, silnie emocjonalnych ról. Stewart, również ze względu na jej spowinowacenie z francuskim kinem, okazała się wyborem doskonałym do sportretowania burzliwego życia Seberg, usilnie pracując, by wytworzyć na ekranie paranoiczną atmosferę, będącą zapowiedzią tragicznego końca losów artystki znanej z „Do utraty tchuJean-Luca Godarda.

Kristen_04.jpg

Na przestrzeni ostatnich dwóch lat mogliśmy ujrzeć Kristen w lżejszych, nastawionych na bezpretensjonalną rozrywkę produkcjach. W „Głębi strachu” reżyserii Williama Eubanka z powodzeniem udowadnia, że z łatwością może wcielić się nową inkarnację Ellen Ripley. Gigantyczne opóźnienie premiery filmu podyktowane kupnem 20th Century Fox przez wytwórnię Disneya nie powinno nikogo zniechęcić. Jasne – horror ten nie grzeszy oryginalnością, ale mocna scena otwierająca, klaustrofobiczny klimat (zasługa fenomenalnej scenografii) oraz nietuzinkowe aktorstwo wystarczają na bezkolizyjne spędzenie dziewięćdziesięciu pięciu minut w kinowym fotelu. „Aniołki Charliego” i „Świąteczny Szok” obnażają komediowe zapędy Amerykanki, co – o dziwo! – zadziałało zdecydowanie lepiej w pierwszym z wymienionych tytułów. Remake Elizabeth Banks to film zepsuty; nie na poziomie ideologicznym – zawiodły przede wszystkim realizacyjne niedostatki oraz scenariuszowa nachalność. Jeżeli jednak istnieje aspekt, który byłby w stanie bronić przedsięwzięcia, to jest nim zaczepny charakter postaci Sabiny Wilson, wprowadzającej dużo energii i życia również w tych mniej udanych scenach. Po serii bardziej niezobowiązujących tytułów przyszedł czas na ten, który powinien otworzyć oczy nawet największym sceptykom... Obecnie trudno jest ostatecznie wyrokować, ale chyba można nieśmiało założyć, iż księżna Diana w brawurowej interpretacji Kristen Stewart zostanie zapamiętana jako jedna z najważniejszych kreacji w jej karierze. Wyreżyserowany przez Pabla Larraína film „Spencer” charakteryzuje się niewymuszoną elegancją oraz klasą, a przy okazji jest najbardziej transparentnym dowodem talentu odtwórczyni tytułowej roli. Mistrzowskie zdjęcia, kostiumy, muzyka Jonny'ego Greenwooda – każdy techniczny aspekt produkcji pracuje, by zgodnie z założeniem stworzyć na ekranie utkaną z faktów baśń. Stewart zatapia się w roli Lady Di, przyjmując na barki emocjonalny ciężar opowieści o kobiecie trzymanej pod butem konwenansów i powinności. To kolejna nieoczywista pozycja poszerzająca bogate portfolio aktorki, która przyniosła jej pierwszą – i całkowicie zasłużoną – nominację do Oscara.

Krytycy strategii aktorskich Kristen Stewart z pewnością będą podkreślać zauważalne manieryzmy lub przytaczać mniej udane role z obszernej filmografii artystki. Oczywiście, wskazana argumentacja jest dość zasadna, ale nie można również zapomnieć, iż filmografia ta jest oznaką pracowitości oraz wszechstronności. Kolejnym potwierdzeniem jej kreatywnych ambicji jest stymulujący wizualnie, autorski film krótkometrażowy z 2017 roku pod tytułem „Come Swim” (dla zainteresowanych – projekt ten jest dostępny w serwisie YouTube). Bohaterka niniejszego artykułu jest świetną aktorką, która wykazuje wszelkie predyspozycje do ulepszania swojego warsztatu, próbując sił na nieznanych wodach, a także – sięgać po najważniejsze filmowe wyróżnienia, unikając strefy komfortu. Na obecnym etapie kariery pielęgnowany w pamięci części widzów wizerunek oparty na jednej roli jest absolutną niesprawiedliwością – to artystka świadoma, a także intrygująca osobowość medialna, która dawno wyszła z cienia wampira.

zdj. Sony Pictures Releasing / Summit Entertainment / Neon