Kwa kwa. Recenzja komiksu „Pingwin. Długa droga do domu” tom 1

W styczniu wydawnictwo Egmont wypuściło do sprzedaży pierwszy z zapowiedzianych na ten rok komiksów o Pingwinie. Przekonajcie się, czy warto wraz z tytułowym bohaterem wyruszyć w „Długą drogę do domu”.

Na początku drugiego rozdziału Pingwin przybył do domu pewnego człowieka, by złożyć mu propozycję nie do odrzucenia. Za wizytówkę posłużyła mu karteczka z napisem KWA KWA. Nie chcę wchodzić w dyskusję na temat tego, czy pingwiny kwaczą, ale za to powiem Wam jedno — po lekturze komiksu Toma Kinga nie mam potrzeby, by piać z zachwytu nad tym dziełem. Mam ochotę kwakać z zachwytu. 

Od teraz to proste KWA KWA, niczym popularne słodycze, wyraża dla mnie więcej niż tysiąc słów. Jest m.in. potwierdzeniem talentu Toma Kinga, znakiem jakości i wyrazem czasów, gdy na chwilę komiksy i aktorskie produkcje z Batmanem zrobiły się bardziej różnorodne. Prędzej czy później zza rogu ponownie wyskoczy pewien błazen czy inna arlekinka, ale teraz cieszmy się chwilą i kwaczmy.

Pingwin został zmuszony do zakończenia emerytury i powrotu do gothamskiego półświatka. Ten punkt wyjściowy scenarzysta wykorzystał do stworzenia w gruncie rzeczy prostej (mimo kilku punktów widzenia) i mało oryginalnej opowieści o odzyskiwaniu władzy. Gdyby „Pingwin” był daniem, to napisałbym, że z łatwo dostępnych i pozornie zwykłych składników Tom King stworzył kulinarną ucztę, jakiej nie powstydziłaby się restauracje opatrzone w przewodniku Michelin trzema gwiazdkami. 

„Długa droga do domu” to ponura opowieść o gangsterze, który ponownie musi robić to, co przez całe życie wychodziło mu najlepiej. Każda wymiana zdań ma znaczenie, nie ma tu niepotrzebnych kadrów. Fabule nie brakuje brudu i krwi, scenarzysta chętnie sięga po motywy typowe dla historii gangsterskich i czarnego kryminału, a Pingwin budzi jednocześnie odrazę i zainteresowanie. W wykonaniu Kinga protagonista omawianej opowieści nie jest, jak sam siebie określił, grubasem z parasolem. To przebiegły i niebezpieczny typ. Lepiej nie stawać mu na drodze — chyba że ktoś ma na sobie wdzianko z symbolem nietoperza na klatce, ale wtedy i tak można wyjść z takiego spotkania nieźle pokiereszowanym. 

Jako osoba chętnie sięgająca po noiry wszelakie widzę w Kingu pokrewną duszę i być może dlatego tak łatwo daję się porwać wielu jego opowieściom. Nie tak dawno temu zachwycałem się Człowiekiem Celem, nieco wcześniej moje serce skradło „Gotham. Rok pierwszy”, a teraz niemal bezkrytycznie podchodzę do „Pingwina”. Nic nie poradzę na to, że King potrafi tworzyć naprawdę dobre kryminały. Jest jedna rzecz, jaka mnie nie przekonała, ale nie ma ona związku z fabułą. Chodzi o przekleństwa. 

 

„Pingwinowi” nie brakuje krwi, trupów, rozbijanych czaszek, przebijanych gardeł i podziurawionych kulami ciał (szczerze dziwi brak na okładce egmoentowskiego znaczka tylko dla dorosłych). Na kartach omawianej pozycji dość często pojawiają się też wyrazy niecenzuralne. Inaczej, pojawiają się wszelkiego rodzaju zbitki znaków świadczące o tym, że dana postać właśnie zaklęła. Jest to rozwiązanie typowe dla komiksów superbohaterskich i zazwyczaj w najmniejszym stopniu to nie przeszkadza. „Długa droga do domu” jest jednak przepełnionym przemocą komiksem, którego bohaterowie wypowiadają się w iście szewski sposób i stosowane w dużych ilościach zamienniki wulgaryzmów zwyczajnie irytują (zwłaszcza w momencie, kiedy @$%#@$! zajmuje sporą część strony). Widok rozbijanej parasolem głowy jest okej, ale k***a to już zbyt wiele… W takich sytuacjach redaktorzy albo powinni sugerować złagodzenie (przynajmniej wizualne) treści albo pójście na całość i zrezygnowanie z cenzury.

Skoro o kwestiach wizualnych mowa, to muszę stwierdzić, że również strona graficzna „Pingwina” robi niemałe wrażenie. Rafael De Latorre i Stevan Subic idealnie dopasowali swoje prace do klimatu scenariusza. Kadry są duszne, brudne i mroczne, czyli dokładnie takie, jakie być powinny w tego typu opowieści. Na brawa zasługują również koloryści, a jedyny zgrzyt wywołują prace odpowiedzialnej za zeszyt zerowy Belén Ortegi. Lubię tę artystkę, ale jej styl, zazwyczaj cieszący moje oczy, nijak nie pasuje do tej historii.

Komiks został solidnie wydany. Otrzymaliśmy standardowy format amerykański, miękką oprawę oraz dobrej jakości druk i papier. Jedynymi dodatkami są okładki alternatywne zamieszczone na początku każdego z rozdziałów. Oby w przypadku drugiego tomu pojawiły się jakieś materiały. Chętnie poczytałbym fragmenty scenariusza czy przyjrzał się szkicom Rafaela De Latorre’a i/lub Stevana Subica.

Pierwszy tom „Pingwina” to pozycja obowiązkowa dla fanów Batmana i miłośników gangsterskich opowieści. 

Oceny końcowe komiksu „Pingwin. Długa droga do domu” tom 1

5+
Scenariusz
5+
Rysunki
5
Tłumaczenie
4+
Wydanie
4+
Przystępność*
5
Średnia

*Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum. 

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6. 

Egmont komiks pingwin 

Scenariusz

Tom King, Chip Zdarsky

Rysunki

Paul Gulacy, Jimmy Palmiotti, Terry Austin

Przekład

Rafael De Latorre, Stevan Subic, Belén Ortega

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

200

Druk

kolor

Data premiery

22 stycznia 2025 

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Zdj. Egmont / DC Comics