Michael Giacchino "Spider-Man: Homecoming" - recenzja soundtracku

7 lipca do sprzedaży w naszych sklepach muzycznych trafiła ścieżka dźwiękowa z filmu „Spider-Man: Homecoming”, której autorem jest Michael Giacchino. Zapraszamy do lektury naszej recenzji tego wydawnictwa.

Michael Giacchino "Spider-Man: Homecoming"

(Sony Classical / Sony Music Poland, 2017)

Recenzja muzyki zawartej na płycie:

Spider-Man to obok Batmana i Supermana najbardziej znany spośród komiksowych superbohaterów. Do tej pory pojawił się na ekranach kin już siedmiokrotnie, przy czym dwa ostatnie występy zaliczył w ramach kinowej wersji uniwersum Marvela. Do przygotowania oprawy muzycznej najnowszej produkcji o przygodach przyjaznego pajęczaka z sąsiedztwa zatrudniono Michaela Giacchino, kompozytora, który ostatnimi czasy zyskuje sobie coraz większą popularność w Hollywood. Po trzech częściach Star Treka, dwóch Planety Małp, kontynuacji Parku Jurajskiego i spin-offie Gwiezdnych Wojen, przyszło mu po raz drugi (po Dr. Strange'u) zmierzyć się z tematyką superbohaterską. Zadania tego nie ułatwiał fakt, że jego poprzednikami byli znani każdemu miłośnikowi muzyki filmowej Danny Elfman, James Horner i Hans Zimmer. Pierwszy z wymienionych odpowiada za najbardziej chyba rozpoznawalny motyw muzyczny związany z najsłynniejszym z bohaterów komiksów Marvela, z którym to tematem mieliśmy okazję zapoznać się oglądając trylogię Sama Raimiego. Co prawda już przy okazji Spider-Mana 2 część obowiązków Elfmana przejął Christopher Young, który ostatecznie został kompozytorem części trzeciej, ale motyw przewodni przetrwał zmianę kompozytora, a trylogia zachowała muzyczną spójność. Czas na zmiany przyszedł dopiero pięć lat później, kiedy to zdecydowano się zrestartować kinowego Spider-Mana i zacząć od początku. Muzykę do pierwszego z filmów nowej serii napisał James Horner, który z powierzonego mu zadania wywiązał się znakomicie, a jego temat przewodni okazał się godnym następcą poprzednika. W tej sytuacji nieco zaskakująca mogła być, mająca miejsce przy kolejnym filmie, zmiana na stanowisku kompozytora, które tym razem przypadło Hansowi Zimmerowi (choć ostatecznie pod soundtrackiem podpisał się nie tylko on, ale i tzw. "wspaniała szóstka"). Niemiecki kompozytor, choć odszedł nieco od muzycznej stylistyki do tej pory kojarzonej z alter ego Petera Parkera, również spisał się wzorowo. Zaserwował nam brzmienia, które choć dla niektórych okazały się ciężkie do przetrawienia, to jednak miały w sobie pewną świeżość, świetnie współgrały z obrazem, a w oderwaniu od niego spisywały się chyba nawet lepiej niż dzieła jego poprzedników. Jak w porównaniu do wcześniejszych odsłon wypada najnowsza ścieżka dźwiękowa? Możemy się o tym przekonać oglądając sam film, jak również sięgając po płytę z soundtrackiem. Znajdziemy na niej ponad 66 minut muzyki podzielonej na 22 utwory (do których doliczyć można dwa kawałki ukryte).

Nie ukrywam, że do płyty tej podchodziłem z pewną rezerwą. Dwie istotne przyczyny były powodem takiego stanu rzeczy. Pierwszą z nich jest widniejące na okładce nazwisko. Choć cenię sobie zarówno muzykę do trzech ostatnich Star Treków, jak i Jurassic World, to jednak poza tymi tytułami wszelkie moje wcześniejsze doświadczenia z muzyką Michaela Giacchino (m. in. John Carter, Dawn of the Planet of the Apes, M:I - Ghost Protocol, Dr. Strange, czy Rogue One) określiłbym jako w najlepszym wypadku "letnie". Z muzyki z większości filmów, do których komponował, nie zapamiętałem nic albo tyle, że słyszałem w nich powtórkę ze Star Treka (Dr. Strange), ewentualnie brzmiały jak kulawa wersja tego, co zrobił jego poprzednik (Rogue One). Jeśli zaś chodzi o drugą przyczynę obaw w stosunku do soundtracku z "Homecoming" jest nią... to jak muzyka wypadła w samym filmie. Co mogę o niej powiedzieć po kinowym seansie? Jakie jest pierwsze muzyczne skojarzenie? Kawałek z początkowego logo, będący aranżacją motywu z kreskówki z lat 60-tych, to miły ukłon w stronę klasyki. Co dalej? Ramones i "Blitzkriego Bop", które zgrabnie wkomponowało się w obraz, szkoda tylko, że nie znajdziemy tego kawałka na płycie. Coś jeszcze? Hmm, zastanówmy się... czyżbym o czymś zapomniał? A, no tak, była tam jeszcze cała reszta muzyki Michaela Giacchino.

Zazwyczaj w sytuacji, gdy sięgam po płytę z muzyką filmową z zamiarem przedstawienia w słowie pisanym wrażenia, jakie na mnie wywarła, słucham jej kilkukrotnie, starając się z każdym kolejnym przesłuchaniem znaleźć coś nowego, napisać parę słów o tym czy tamtym kawałku, wskazać zarówno mocne, jak i słabe punkty omawianej ścieżki dźwiękowej. Tym razem jest to zadanie dość nieprzyjemne, ponieważ w oderwaniu od filmu, w którym jako tako dawała radę (przynajmniej nie przeszkadzając) ilustracja muzyczna Michaela Giacchino jest zwyczajnie... nudna. Trudno znaleźć w niej jakikolwiek punkt zaczepienia, powód, by do niej wracać, cokolwiek ciekawego, o czym chciałoby się te kilka słów napisać.

Mamy tu do czynienia z dwoma głównymi filarami, na których opiera się spora część kompozycji. Pierwszą z nich jest złowieszczy temat głównego przeciwnika - Sępa - który poznajemy już w drugim utworze. Jest on, rzec by można, poprawny, możliwe, że stanowi nawet najmocniejszy element całości. Niestety nie świadczy to o niej najlepiej, zważywszy na to, że zapomina się o nim już w chwili, gdy przebrzmi ostatnia nuta. Drugi z filarów poznajemy w utworze trzecim "Academic Decommitment". Wprowadza nam on lekki motyw przewodni, w pierwszej chwili zdający się pasować do postaci naszego bohatera. Z początku nawet nieźle się tego słucha, problem w tym, że nie jest on dość wyrazisty i charakterystyczny, by udźwignąć rolę tematu głównego, a wałkowany do upadłego w różnych aranżacjach w dalszej części płyty (serio, z takim nadużywaniem jednej i tej samej melodii dawno się nie spotkałem) szybko robi się męczący. Również muzyka akcji, której tu nie brakuje nie ma do zaoferowania właściwie niczego interesującego, nie powoduje gęsiej skórki, nie sprawia, że siedzimy na krawędzi fotela obgryzając paznokcie. Po prostu sobie jest, gra jakby chciała, ale nie za bardzo mogła, nie przykuwając uwagi. No ale trudno oczekiwać cudów, gdy całość zbudowana jest na tak wątłych fundamentach. Bazując na pozbawionych jakiejkolwiek mocy, mimo wszystko dość bezbarwnych motywach, trudno jest o wzbudzenie zainteresowania słuchacza, a w sytuacji, gdy ten przy kolejnym odsłuchu wie już, że praktycznie nie ma na co czekać, jeszcze przed połową płyty wkrada się znużenie. A potem, jak się nietrudno domyślić, jest tylko gorzej. Brak tej partyturze jakiegoś pomysłu, czegoś, co nadałoby jej pewnej wyrazistości, czy indywidualnego stylu. Bodaj jedyne co wyrywało mnie z senności, w jaką popadałem podczas odsłuchu, to wrażenie, że tu i tam pobrzmiewa kilka nutek z motywu Avengersów, choć może mi się to tylko przyśniło? Za niewielki plus można by uznać kilka spokojniejszych fragmentów, jak choćby "Stark Raving Mad", gdzie odzywa się gitara, a sam kawałek nie jedzie uporczywie na jednej i tej samej nucie, czy też "A Stark Contrast" z końcówki płyty, z tym, że to tylko kropla w morzu, do której w dodatku niełatwo dotrwać. A gdyby komuś przypadkiem było mało dwóch głównych motywów, to na deser zostanie jeszcze poczęstowany opartą na nich suitą wzbogaconą o pasujące tu jak pięść do twarzy utwory ukryte. Smacznego!

Męczę tę płytę po raz piąty w złudnej nadziei, że może z kolejnym przesłuchaniem coś ciekawego w niej odnajdę. W końcu taki choćby "Logan" w pierwszej chwili też niby nie porywał, a teraz chętnie do niego wracam... I nagle po raz pięćdziesiąty czwarty odzywa się porażający nijakością motyw główny Spider-Mana i... nie, panie i panowie, dosyć tego.  Słuchając  tej ścieżki mam nieodparte wrażenie, że był to dla kompozytora tylko kolejny projekt do odhaczenia. Odbębnić, zgarnąć czek i do widzenia. W tym miejscu i ja zakończę, bo szkoda dłużej męczyć tak siebie, jak i czytelników. A z muzyką oczywiście polecam się zapoznać, tyle tylko, że w jej "środowisku naturalnym", czyli w samym filmie, bo ten jest akurat całkiem przyjemny i zabawny. A jeśli komuś przypadnie do gustu ścieżka dźwiękowa, może sięgnąć po płytkę. Kto wie, może to tylko mnie słoń nadepnął na ucho?

+2
Muzyka na płycie

Spis utworów:

  1. Spider-Man Television Theme (00:40)
  2. The World is Changing (04:10)
  3. Academic Decommitment (01:57)
  4. High Tech Heist (01:28)
  5. On a Ned-To-Know Basis (01:46)
  6. Drag Racing / An Old Van Rundown (04:07)
  7. Webbed Surveillance (04:39)
  8. No Vault of His Own (02:28)
  9. Monumental Meltdown (05:25)
  10. The Baby Monitor Protocol (01:38)
  11. A Boatload of Trouble Part 1 (03:09)
  12. A Boatload of Trouble Part 2 (02:16)
  13. Ferry Dust Up (02:51)
  14. Stark Raving Mad (01:55)
  15. Pop Vulture (03:06)
  16. Bussed a Move (01:43)
  17. Lift Off (05:25)
  18. Fly-By-Night Operation (02:24)
  19. Vulture Clash (04:14)
  20. A Stark Contrast (04:41)
  21. No Frills Proto COOL! (00:35)
  22. Spider-Man: Homecoming Suite (06:13)

Czas trwania płyty: 66:40

Opis i prezentacja wydania:

Płyta została wydana w standardowym jewel case. Jako przednią okładkę wykorzystano jeden z plakatów, trzeba przyznać, że idealnie wręcz pasujący na okładkę soundtracku. Drugi, bodaj najlepszy plakat znajdziemy na rozkładanej wkładce, trudno mi jednak powiedzieć, jaki jest cel takiego zabiegu - przecież nie powieszę sobie okładki płyty na ścianie... Mamy też obowiązkową listę płac, podziękowania i kilka fotek z filmu, do tego płyta z kolorowym nadrukiem. Całość prezentuje się całkiem estetycznie.

4
Wydawnictwo

Oceny końcowe

+2
Muzyka na płycie
4
Wydawnictwo
3
Średnia

Gdzie kupić płytę "Spider-Man: Homecoming":

dvdmax.pl – 37,95 zł

gandalf.com.pl 37,96 zł

punkt44.pl – 40,61 zł

swiatksiazki.pl41,33 zł

mediamarkt.pl – 42,99 zł

saturn.pl – 42,99 zł

empik.com45,99 zł

Płytę do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Sony Music Poland.

źródło: Sony Pictures / Marvel