Muzyka (około)filmowa: Mike Oldfield "Return To Ommadawn" - recenzja płyty (wydanie CD)

Co jakiś czas będziemy przedstawiać Wam płyty, które nie są soundtrackami, ale ich autorzy poprzez swoje wcześniejsze prace związali się na pewnym etapie swojej kariery z filmem więc ich nazwiska nie powinny być obce bardziej obeznanym kinomanom. Na pierwszy ogień idzie Mike Oldfield i jego nowy album „Return To Ommadawn”, którego polska premiera odbyła się pod koniec stycznia 2017 roku.

 Mike Oldfield „Return To Ommadawn”

(Virgin EMI Records/Mercury Records/Universal Music Polska, 2017)

Recenzja muzyki zawartej na płycie:

Mike Oldfield (ur. 1953 r.), brytyjski multiinstrumentalista, szturmem podbił światowe listy przebojów debiutanckim albumem „Tubular Bells” („Dzwony Rurowe”) z 1973 roku. Płyta okazała się oszałamiającym sukcesem artystycznym i komercyjnym, windując młodego muzyka na szczyty popularności, a przede wszystkim zapewaniła mu poczytne miejsce w panteonie najpopularniejszych artystów, nie tylko tych poruszających się w obrębie rocka progresywnego, drugiej połowy XX wieku. Do tegoż sukcesu zapewne przyczynił się także fakt, iż fragmenty „Dzwonów” (a uściślając to  początkową część „Part One”) wykorzystał William Friedkin w „Egzorcyście” (1973) – tym samym stały się one niejako motywem przewodnim jednego z najbardziej kasowych horrorów w historii kina. Natomiast sam Oldfield, jak na razie tylko raz skomponował oryginalną muzykę na potrzeby filmu „Pola śmierci” (1984) Rolanda Joffé. Jednakże zrażony sposobem, w jaki potraktował jego kompozycje reżyser w gotowym obrazie (nagrany materiał pocięto i zmontowano zupełnie odmiennie od zamysłu Oldfielda, a z ponad czterech godzin muzyki na soundtracku ostało się ledwie 40 minut score’u), postanowił skoncentrować się wyłącznie na autorskich projektach. Wielka szkoda, że przez te trzydzieści kilka lat, jakie minęło od tego frustrującego doświadczenia, muzyk nadal nie zmienił zdania i nie uraczył nas nigdy więcej muzyką stricte filmową. Pozostają nam przynajmniej liczne albumy studyjne, a tych wydał on blisko trzydzieści w całej dotychczasowej karierze.

Wróćmy jednak do „Ommadawn”. Wydana w 1975 roku, trzecia płyta artysty, powszechnie uważana jest przez większość krytyków i fanów, obok młodszego o dwa lata debiutu, za jedną z najlepszych prac w niezwykle bogatej dyskografii artysty. Zamknięty w formie dwóch długich suit album, przyniósł twórcze rozwinięcie wcześniejszych aranżacyjnych i brzmieniowych poszukiwań poprzez wzbogacenie wpływów muzyki celtyckiej o afrykańskie akcenty, osiągając przy tym bardziej dojrzalszy poziom, zarówno czysto techniczny, jak i artystyczny. Nie dziwi więc zatem próba powtórzenia tego sukcesu, a i na tym polu Oldfield wcześniej już się sprawdził, wypuszczając w świat kontynuacje „Dzwonów Rurowych” w 1992 i 1998 roku. To także rehabilitacja za poprzedni, nie do końca udany i rozczarowujący krążek z piosenkami „Man On The Rocks” (2014).

„Return To Ommadawn” jest powrotem Mike’a Oldfielda do sprawdzonej formuły, wypracowanej pieczołowicie przez ponad cztery dekady. Także i tutaj, wzorem oryginału, muzyk podzielił materiał na dwie długie suity o całkowitym czasie trwania, wynoszącym 42 minuty. Już od pierwszych taktów nie mamy wątpliwości z czyją muzyką mamy do czynienia. Charakterystyczne dla siebie instrumentarium w postaci różnego rodzaju gitar (akustyczna, flamenco, basowa, elektryczna wsparte o brzmienie mandolin, banjo, ukulele i celtyckiej harfy), instrumentów klawiszowych i perkusyjnych, zabarwione jest silną folkową nutą, która tak znakomicie wzbogacała wiele kompozycji z lat 70-tych. Dodać należy, że Oldfield sam wykonał partie na wyżej wspomnianych instrumentach, potwierdzając swoją klasę i zmysł muzyczny do łączenia dźwięków w spójną całość, która przypisana jest jego stylowi. Charakteryzuje się on także niezwykłej urody melodyką utworów i pod tym względem nowa płyta również nie przynosi zawodu. Poszczególne partie suit z gracją przechodzą od jednej do drugiej, i jeżeli niekiedy zdarzy się moment nudy, znika on bardzo szybko, by w dalszej części wszystko wróciło na właściwe tory. Ta niewielka skaza słyszalna jest głównie w „Part II”, ale doprawdy są to króciutkie fragmenty i nie psują pozytywnego wrażenia ogółu kompozycji, odznaczającej się delikatnością i elegancją zarazem.

Ze strony tej grupy słuchaczy, szukającej coraz to nowych trendów w muzyce, nawet jeśli do końca nie zdają sobie sprawy, że jest ona zakorzeniona w przeszłości i wyrasta z owej tradycji, pojawią się pewnie zarzuty co do wtórności materiału na płycie. Tudzież pretensje wobec twórcy za odwoływanie się do pokładów nostalgii, aby jeszcze raz zarobić na zaślepionych fanach parę dolarów. Argumenty te, jak i ten, że „wszystko już było i to w lepszym wydaniu”, w przypadku „Return To Ommadawn”, są zupełnie nietrafione. Pomimo tego, iż album ten czerpie pomysły ze swego wielkiego poprzednika sprzed czterdziestu dwu lat i z większości muzycznej spuścizny twórcy „Tubular Bells”, stanowi on autonomiczne dzieło, świetnie pomyślane i takoż wykonane. Zatem, sięgnijcie po najnowszą płytę Mike’a Oldfielda, nie będziecie żałować spędzonego czasu z tą piękną i rewelacyjną muzyką.

Ocena muzyki na płycie: 5/6

Spis utworów:

  1. Return To Ommadawn Part I (21:10)
  2. Return To Ommadawn Part II (20:56)

Czas trwania płyty: 42:06

Opis i prezentacja wydania:

Opisywanym w niniejszej recenzji wydaniem jest edycja podstawowa albumu „Return to Ommadawn”, która zawiera jedną płytę CD. Opakowanie to standardowe pudełko plastikowe (tzw. jewel case). Należy dodać, że pomimo adnotacji na froncie okładki „Zagraniczna płyta – polska cena” i białej „obramówki” wokół niej z tymże napisem, wydawnictwo to jest jak najbardziej pełną wersją (chodzi o zawartość materiału na krążku) i niczym nie ustępuje temu, które można kupić w wyższej cenie. W środku znajduje się 12-stronnicowy booklet z podstawowymi informacjami: spis utworów (strona nr 3) oraz lista osób (właściwsze byłoby użycie liczby pojedynczej bowiem Mike Oldfield sam napisał, nagrał i wyprodukował całą płytę) odpowiedzialnych za przygotowanie albumu i jego szaty graficznej (strony nr 3 i 10). Ponadto na stronie trzeciej wspomniano o masteringu i opracowaniu mixu 5.1, który zamieszczono na DVD (opcja dostępna jedynie dla edycji Deluxe). Samą zaś książeczkę wydrukowano na lekko błyszczącym papierze kredowym o normalnej grubości.

Uwagę nabywcy zwraca także (a może przede wszystkim) staranna oprawa plastyczna albumu. Booklet zdobią całkiem niezłe ilustracje i zdjęcia (w tym autorstwa samego Oldfielda), a utrzymane są one w jednolitej i ciemnej kolorystyce i tworzą razem spójną całość.

Godne polecenia, bardzo dobre wydanie świetnej muzyki, którego przystępna cena jak na nowość, na pewno zachęci niejednego fana Mike’a Oldfielda do postawienia tego krążka na półce obok najlepszych dokonań tego uznanego artysty.

1. Return to Ommadawn front.jpg 2. Return to Ommadawn tył.jpg

3. Return to Ommadawn środek z płytą.jpg 4. Return to Ommadawn srodek bez płyty.jpg

5. Return to Ommadawn booklet 1.jpg 6. Return to Ommadawn booklet 2.jpg

7. Return to Ommadawn booklet 3.jpg 8. Return to Ommadawn booklet 4.jpg

9. Return to Ommadawn booklet 5.jpg 10. Return to Ommadawn booklet 6.jpg

Ocena wydawnictwa: 4/6

Ocena całkowita: 4,5/6

Gdzie kupić płytę „Return to Ommadawn”?:

Edycja [1CD] w pudełku typu jewel case („Zagraniczna płyta – polska cena”):

musiccorner.pl34,58 zł

swiatksiazki.pl34,90 zł

mediamarkt.pl34,99 zł

saturn.pl34,99 zł

merlin.pl35,99 zł

empik.com38,49 zł

dvdmax.pl – 45,99 zł

Płytę do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Universal Music Polska.