„Niezwyciężony Iron Man” – recenzja komiksu

19 czerwca do sprzedaży trafił komiks „Niezwyciężony Iron Man” wydawany w ramach linii wydawniczej Marvel Now 2.0. Jak wypadają komiksowe przygody Tony'ego Starka? Zapraszamy do lektury naszej recenzji.

To zaskakujące, że pomimo niekwestionowanej popularności Iron Mana w ramach filmowego uniwersum Marvela nie doczekaliśmy się dotychczas wydania w Polsce regularnej serii z Tonym Starkiem, a dostaliśmy pięć tomów poświęconych relatywnie świeżej bohaterce – Ms Marvel. Wprawdzie Iron Man zawsze był obecny w seriach o Avengers, ale zainteresowanym jego indywidualnymi przygodami pozostało czytanie w oryginale lub sięgnięcie do tych kilku pozycji, które zostały w Polsce wydane (m.in. „Extremis”, „Pięć koszmarów” i „Demon w butelce”). Z drugiej strony, regularne serie Iron Mana z czasów poprzedzających powstanie MCU nie obfitowały w wizjonerskie, godne polecenia historie. Z nieukrywaną radością przyjmuję więc „Niezwyciężonego Iron Mana” jako przełamanie tej złej passy, bowiem dostajemy w jednym opasłym tomie całą część runu Briana Michaela Bendisa, poświęconą przygodom Tony'ego Starka od końca „Tajnych wojen” do „II wojny domowej” włącznie.

Kto przeczytał choć kilka komiksów tego scenarzysty, dobrze wie, że ten do niedawna architekt komiksowego uniwersum Marvela ma dwa tryby pracy: zafascynowany (zwykle na początku serii) i znudzony z lekką pogardą dla kontinuum postaci i świata przedstawionego. Jakiego Bandisa dostajemy tym razem?

Zaczynamy od dość powszechnego tropu w przygodach Tony'ego Starka. Świat zaczyna technologicznie doganiać naszego geniusza, niezbędne jest więc coś, co pozwoli mu nabrać zdrowego odstępu od peletonu. Tym czymś okazuje się nowa zbroja, łącząca wszelkie dotychczasowe funkcje poprzednich wersji pancerzy, z opcją adaptacji i modyfikacji w zależności od potrzeb użytkownika (do złudzenia przypominająca tą obecną w kinowych filmach: „Avengers: Wojna bez granic” i „Avengers: Koniec gry”). Wartością dodaną ulepszonej wersji zbroi będzie zaawansowana sztuczna inteligencja o kobiecej aparycji, zarządzająca tak systemami bojowymi, jak i firmą Starka, zaprogramowana zaskakująco sarkastycznie. Czym jeszcze mógłby się na starcie zając nasz milioner, playboy i filantrop? Zapewne randką z uroczą biofizyk ze Sri Lanki – Amarą Parerą – podczas której postara się roztoczyć całość swojego osobistego uroku, unikając pułapek niepochlebnej opinii kobieciarza. Czym byłby jednakże superbohater, gdyby nie pojawiający się na horyzoncie superzłoczyńca? W trakcie randki (która niestety nie rokuje najlepiej dla Tony'ego) przychodzi raport o pojawieniu się na terenie Latverii Whitney Frost znanej również jako Madame Masque, postaci znanej naszemu bohaterowi osobiście i dość... hmm... blisko. Tony przywdziewa więc świeżo naładowaną zbroję i udaje się na terytorium państwa, którym na co dzień włada nie kto inny jak sam Victor Von Doom. Na miejscu zastajemy jednakże nie Madame Masque, ale kilku rebeliantów oraz tajemniczą postać w garniturze, co do której wszelkie testy potwierdzają, że jest nie kim innym, ale właśnie Victorem Von Doomem, pozbawionym poharatanej twarzy, żelaznej maski i teatralnej zielonej peleryny. Dodatkowo mężczyzna wydaje się przyjaźnie nastawiony, deklarując pomoc w schwytaniu złodziejki lokalnych artefaktów, która w jego ocenie igra z siłami, o których nie ma najmniejszego pojęcia, przez co może doprowadzić do zgoła drastycznych skutków.

Historia wyrasta wprawdzie z zakończenia wydarzenia „Tajne wojny”, nie wymaga jednakże znajomości poprzednich wydarzeń. Cały tom z racji objętości wypada podzielić na poszczególne historie i tak pierwsze pięć zeszytów (oryginalne wydanie zbiorcze o podtytule „Reboot”) jest dokładnie tym, z czego Bendis słynie – idealnym otwarciem nowej serii, bez zbędnego konfundowania odbiorcy. Narracja wizualna jest płynna, pełna charakterystycznych, przeładowanych strukturalnie drzewek dialogowych i elementów humorystycznych dopełniających obraz Tony'ego, jakiego znamy i uwielbiamy. Dodatkowo sposób wykorzystania dzielonego uniwersum jest tak naturalny, że nawet początkujący odbiorca nie będzie odczuwał przesytu, jednocześnie postacie, które pojawią się na drugim planie, mają sporą szansę być nam już znajome z innych serii (m.in. Stephen Strange oraz Mary Jane Watson). Dodam w tym miejscu, że każda interakcja pomiędzy Starkiem a Strangem była dla mnie tak wiarygodna, że czytając poszczególne dymki dialogowe słyszałem w głowie głosy Roberta Downeya Jr. i Benedicta Cumberbatcha. Również wizualnie ta część wypada najlepiej. Grafiki Davida Marqueza są czytelne i zbalansowane, realistyczne, ale nie do granic ultrarealizmu Steve'a McNivena (co dla mnie jest plusem) i idealnie ekspresyjne w emocjach postaci oraz scenach obfitujących w eksplozje i rozbłyski mistycznych energii. Zeszyty 6-11 (oryginalne wydanie zbiorcze o podtytule „The War Machines”) w zasadzie kontynuują wyjściową intrygę, ale daje się już odczuć rozwodnienie fabularne wynikające z nadchodzącej „II wojny domowej” – nie bez przyczyny zeszyty począwszy od 7. w oryginale posiadały dodatkowe oznaczenie właśnie „Drogi do II wojny domowej”. Historię nadal czyta się przyjemnie, ale od czasu do czasu pojawiają się wątki, które nie mają większego bieżącego znaczenia, a służą wyłącznie budowaniu przyszłego wydarzenia. Zeszyty od 12-14 to już typowe tie-iny do „II wojny domowej” i z czytaniem należy się wstrzymać do zakończenia lektury co najmniej zeszytów 0-2 właściwego eventu, pod rygorem ciężkich spoilerów i kompletnego niezrozumienia następujących wydarzeń. Począwszy od zeszytu 6. dostajemy już wyłącznie rysunki Mike'a Deodato Jr. – bardziej brudne i mroczne, ale posiadające szczególny urok. Zmienia się również kolorysta, więc zamiast rześkich barw Justina Ponsora, dostajemy przygaszone i klimatyczne prace Franka Martina. W efekcie można odnieść wrażenie, jakby historia poważniała wraz z zaawansowaniem lektury. Na koniec tomu dostajemy również – zaskakująco – zeszyty 9-11 serii „Potężni Avengers” z roku 2007, w ramach których możemy śledzić przebieg jednego ze starć Avengers z Doktorem Doomem. Jako że historia obfituje w podróże w czasie, mamy okazję zobaczyć uniwersum Marvela z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych zobrazowane w sposób stylizowany na ówczesne sposoby ilustrowania komiksów. W tej części możemy liczyć na rysunki Marko Djurdjevica oraz kultowego Marka Bagleya (dyżurnego rysownika m.in. „Ultimate Spider-Mana”), nie zmienia to jednak faktu, że związek tej dodatkowej historii z serią „Niezwyciężony Iron Man” ogranicza się do osoby scenarzysty oraz faktu, że pojawia się w niej Iron Man i Doktor Doom. Ostatecznie ta historia nie działa najlepiej samodzielnie wyrwana z kontekstu ówczesnego status quo. Dla tych, którzy mają oględne pojęcie o okresie uniwersum pomiędzy „Wojną domową” a „Tajną inwazją”, te zaszyty mogą okazać się miłą ciekawostką, jednak dla pozostałych będą zbiorem niezrozumiałych wydarzeń w wykonaniu nie do końca rozpoznawalnych bohaterów.

Wydanie polskie to miękka oprawa ze skrzydełkami w standardzie Marvel Now! 2.0 w powiększonej objętości, podobnie jak wcześniejsze wydania „Visiona” i „Doktora Strange'a”, w tym przypadku dostajemy więc trzy oryginalne wydania zbiorcze, na które składa się łącznie 17 zeszytów. Taki format wydaje się optymalny z racji większej porcji historii do skonsumowania i sprawdza się w nieco wolniejszym trybie wydawniczym obfitującym wyłącznie w wydania zbiorcze, jednakże wprowadza problem konieczności wprowadzenia do komiksu informacji, w których miejscach zazębia się on z eventami czy też przedstawia wydarzenia wprost spoilerujące te eventy. W zakresie dodatków dostajemy wyłącznie okładki i okładki alternatywne poszczególnych zeszytów. Tłumaczenie jest poprawne i nie mam do niego większych zastrzeżeń, choć nie do końca rozumiem fakt ochrzczenia sztucznej inteligencji w polskiej wersji mianem „Piętaszka” zamiast pozostawienia oryginalnego „Friday”.

Podsumowanie

„Niezwyciężony Iron Man” to bardzo dobra rozrywkowa pozycja. Jakkolwiek po bardzo dobrych fabularnie i wizualnie pierwszych pięciu zeszytach, stanowiących idealne otwarcie dla tego bohatera, seria skręca w kierunku budowania podwalin pod „II wojnę domową” i rozwoju przyszłości uniwersum, to nadal tomik czyta się bardzo przyjemnie. Chcecie zobaczyć Tony'ego Starka w wersji najbardziej przypominającej tę filmową – macie swoją okazję. Będzie spektakularna akcja, adaptująca się nano-zbroja, sporo humoru oraz nieśmiertelne występy gościnne postaci, które świetnie znacie i lubicie. Bieżcie i czytajcie, póki Bendis jest jeszcze na początku końca swojej kariery w Marvelu przed transferem do konkurencji, gdyż im dalej w las, tym mniej będzie się przejmował ciągłością fabularną i samą jakością historii.

Oceny końcowe

5
Scenariusz
5
Rysunki
5
Tłumaczenie
4
Wydanie
5
Przystępność*
5
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

kpSYnKxmqaWYlaqfWGao,niezwyciezony_iron_man_okladka.72.jpg

Invincible Iron Man Vol. 3 #1-14 (grudzień 2015 roku - grudzień 2016 roku) i Mighty Avengers Vol. 1 #9-11 (kwiecień 2008 roku - maj 2008 roku).

Zachęconych recenzją odsyłamy do wpisu „Niezwyciężony Iron Man” – prezentacja komiksu, w którym znajdziecie obszerną galerię zdjęć oraz prezentację wideo.

Specyfikacja

Scenariusz

Brian Michael Bendis

Rysunki

Mike Deodato Jr., David Marquez

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Druk

Kolor

Liczba stron

384

Tłumaczenie

Marceli Szpak

Data premiery

19 czerwca 2019

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

źrodło: zdj. Egmont / Marvel