NOSTALGICZNA NIEDZIELA #115: „K2”

W Nostalgicznej Niedzieli przybliżamy Wam klasyczne, niekiedy zapomniane produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. Dziś cofniemy się o trzy dekady, by odwiedzić cieszącą się złą sławą górę: K2.

Do gór i związanej z nimi tematyki ciągnęło mnie od małego, cóż z tego, skoro okazja, by odwiedzić choćby Tatry, jakoś się nie nadarzała i po raz pierwszy trafiłem tam dopiero całą dekadę po studiach. Z przyjemnością oglądałem jednak filmy, które ten temat poruszały, a jednym z tych, które najmocniej wryły mi się w pamięć (obok „Na krawędzi”), jest produkcja z 1991 roku, której zdecydowałem się poświęcić dzisiejszą odsłonę naszego cyklu.

Jak sam tytuł wskazuje, film opowiada o ekspedycji, której celem było zdobycie drugiego spośród najwyższych szczytów na Ziemi, a przy tym góry uważanej za najgroźniejszą spośród wszystkich ośmiotysięczników. Choć, w przeciwieństwie do „Everestu” z 2015 roku, „K2” nie jest oparte na faktach, a jego bohaterowie to postacie fikcyjne, to jednak czerpie nieco z historii Jima Wickwire’a i Louisa Reichardta, którzy we wrześniu 1978 roku stanęli na szczycie „góry śmierci” jako pierwsi w historii Amerykanie. W trakcie zejścia, Wickwire został zmuszony do spędzenia nocy powyżej wysokości 8000 m n.p.m. bez namiotu. Kosztowało go to dwa palce, przeszedł także operację usunięcia skrzepów z płuc. Jednak wbrew temu, co mieli do powiedzenia lekarze, już kilka lat później znowu się wspinał – zdobył górę McKinley (na którą planują się wybrać także bohaterowie filmu), a następnie podjął cztery nieudane próby wejścia na Everest od północy. Z kolei Louis Reichardt zdobył Everest w 1983 roku w zespole, który jako pierwszy dotarł na szczyt wschodnią drogą (Kangshung Face).

W 1982 roku miała swą premierę sztuka Patricka Meyersa o dwóch himalaistach, którzy znaleźli się w pułapce na skalnej półce w pobliżu szczytu K2. Cieszyła się dobrymi recenzjami, w których chwalono między innymi niezwykle realistyczne dekoracje przedstawiające górskie zbocze. I to właśnie ta sztuka została blisko dekadę później zaadaptowana jako film kinowy.

Podstawowym problemem dla filmowców, którzy zabierali się za film o tematyce wysokogórskiej w czasach, gdy nie dało się jeszcze wygenerować całego otoczenia na komputerze i nagrać problematycznych scen w studiu, było… obsadzenie tytułowej roli. Z oczywistych względów w wysokich partiach Karakorum, a już zwłaszcza na szczycie K2 kręcić filmu nie sposób. Co prawda, ekipa wybrała się do Pakistanu i odwiedziła miejsca, z których rzeczywiście startują ekspedycje biorące sobie za cel najwyższą w okolicy górę, ale kluczowe sceny musiały być nakręcone gdzie indziej. Reżyser Franc Roddam i producent Tim Van Rellim badali szereg możliwości, wśród których znalazły się Himalaje, Andy i najwyższy szczyt Nowej Zelandii – Góra Cooka (3724 m n.p.m.), znana z wysokiej na 2500 metrów ściany. Ostatecznie wybór padł jednak na położoną w Kanadzie Mount Waddington (4019 m n.p.m.), a niektóre sceny wspinaczki nakręcono na Steinbok Peak (2012 m n.p.m.) w tym samym rejonie.

Jesienią 1990 roku filmowcy rozłożyli obóz na lodowcu Waddington, gdzie pozostali przez kolejne trzy i pół tygodnia. Mroźne noce spędzano w namiotach, a codziennie rano transportowano ekipę helikopterem na lokacje położone między 3 a 4 tysiącami metrów n.p.m. Prace musiano na bieżąco dopasowywać do zmiennej pogody – gdy tylko pojawiały się odpowiednie warunki, jak najszybciej przerzucano aktorów i filmowców na miejsce, by skorzystać z każdej godziny. Michael Biehn (mający na koncie pracę przy „Otchłani” Camerona) miał później powiedzieć, że kręcenie „K2” było najcięższym doświadczeniem w jego filmowej karierze. Niestety wszelki wysiłek, jaki włożono w film, nie przełożył się ani na sukces finansowy, ani artystyczny – nie udało się zjednać sobie krytyków, a wyniki kasowe pozostawiały wiele do życzenia. Cóż, sequela i tak nie planowano, więc nie ma nad czym rozpaczać, szczególnie że film jak najbardziej daje radę.

Głównymi bohaterami są Taylor (Michael Biehn), narwany pracownik prokuratury, przy tym kobieciarz i typ niepokorny, oraz stanowiący jego przeciwieństwo Harold (Matt Craven), naukowiec, stateczny mąż i ojciec. Obaj panowie spędzają weekendy na wspinaczce, przygotowując się do wyprawy na Alaskę, gdzie zamierzają wejść na Mount McKinley (obecnie Denali), najwyższy szczyt Ameryki Północnej. Harold ma jednak problem z żoną (w tej roli znana z „Rambo II” Julia Nickson-Soul), która oczekuje, że będzie on więcej czasu poświęcał rodzinie. Próbuje wycofać się ze wspólnych planów, ale Taylor nie daje za wygraną. Podczas jednego z wypadów, panowie spotykają na swej drodze ekipę niejakiego Philipa Claiborne’a (Raymond J. Barry), milionera, który przygotowuje się do wyprawy na K2. Kiedy ratują jego i dwójkę jego towarzyszy po przysypaniu przez lawinę, Taylor podejmuje starania mające na celu przekonanie Claiborne’a, by ten pozwolił, by on i Harold zastąpili dwóch członków jego zespołu, którzy zginęli w tej samej lawinie. Jak się nietrudno domyślić, jego starania zostają uwieńczone sukcesem i panowie zamiast na Alaskę ruszają do Pakistanu. Tam przejdą najcięższą w życiu próbę umiejętności, wytrzymałości, a przede wszystkim łączącej ich przyjaźni.

Co prawda, postacie nie są zarysowane szczególnie głęboko (a te z drugiego planu da się scharakteryzować w dwóch słowach), a fabuła przebiega w sposób dość przewidywalny, to jednak film nadrabia efektownymi (lecz nie efekciarskimi) zdjęciami imponujących plenerów i robiącymi wrażenie sekwencjami wspinaczkowymi. Nie brakuje też emocji – do dziś pamiętam te, które towarzyszyły mi podczas pierwszego seansu, gdy nie wiedziałem jeszcze, jaki los jest pisany naszym bohaterom. Od tamtej pory wracałem do filmu kilkukrotnie, a każda kolejna powtórka była tak samo udana. Miłośnicy tematyki górskiej i klasycznie realizowanego kina „survivalowego” sprzed epoki komputerów z pewnością powinni sięgnąć po „K2”, podobnie zresztą jak i wszyscy fani Michaela Biehna. Oczywiście wszelacy eksperci i znawcy tematu wskażą zapewne wiele niedociągnięć, uproszczeń i nieścisłości w ukazaniu wspinaczki i całej wyprawy, ale, jak wiadomo, jest to problem w odniesieniu do filmów o tematyce wszelakiej powszechny. Sam zgrzytam zębami przy niektórych produkcjach poruszających bliskie mi zagadnienia (szczególnie historycznych), ale nie przeszkadza mi to w czerpaniu z nich przyjemności. „K2” to nie dokument ani film instruktażowy, tylko kino rozrywkowe i wypadałoby o tym pamiętać.

Jako ciekawostkę, warto przytoczyć fakt, że istnieją dwie wersje filmu. Oryginalna (111-minutowa) z muzyką Hansa Zimmera oraz przemontowana, 102-minutowa wersja amerykańska z muzyką Chaza Jankela.

 

Zimmer Vs Jankel

Film wydano w Polsce na DVD, znaleźć można zarówno wydanie gazetowe w 4:3, jak i pudełkowe od dystrybutora Kino Świat w oryginalnych proporcjach 1.78:1 (czyta Maciej Gudowski). Istnieje także wydanie Best Film. Niestety nie doczekaliśmy się wydania Blu-ray.

Zdj. Miramax / Paramount / Kino Świat