NOSTALGICZNA NIEDZIELA #13: Opowieść wigilijna Myszki Miki

Nostalgicznej Niedzieli przybliżamy Wam klasyczne, często pomijane produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. W dzisiejszej, krótkiej notce, z okazji niedawnych Świąt Bożego Narodzenia polecimy Wam doskonałą alternatywę dla corocznego seansu przygód Kevina – disneyowską interpretację klasyka Charlesa Dickensa – Opowieść wigilijna Myszki Miki.

Okres świąteczny obfituje w mnóstwo mniej i bardziej udanych produkcji z katalogu bożonarodzeniowych narracji. Do ciekawszych można by było zaliczyć Family Mana (uroczy film rodzinny sprzed 18 lat, z Nicolasem Cagem w roli głównej) czy chociażby niedawnego, pastiszowego Krampusa. Niektórzy klimat świąt utożsamiają z Johnem McClane'em i jego osobliwą wigilią w Nakatomi Plaza. Inni natomiast wolą zobaczyć Michaela Keatona i Danny'ego DeVito w Powrocie Batmana. W osobistym odczuciu autora niniejszego tekstu nie ma jednak piękniejszej i bardziej ponadczasowej historii świątecznej niż Opowieść wigilijna, a z prób adaptacyjnych próżno szukać skuteczniejszego wyciskacza łez od wersji rysunkowej z 1983 r., z bohaterami Walta Disneya w rolach głównych.

Jako stary, nieszczęśliwy chciwiec – Ebenezer Scrooge – pojawia się tu naturalnie Sknerus McKwacz (debiut Alana Younga, który miał udzielać swego głosu postaci przez ponad 30 kolejnych lat), Kaczor Donald występuje w roli pełnego optymizmu siostrzeńca Freda. W tle nie zabraknie również innych klasycznych postaci, takich jak Goofy (którego rola zmarłego Jacoba Marleya za każdym razem kradnie dla mnie cały film), Horacy, Klarabella czy Czarny Piotruś. Trzeba dodać, że Opowieść zwizualizowano kreską złotej ery Walta Disneya, a pięknym rysunkom wtóruje równie czarująca ścieżka dźwiękowa Irwina Kostala. Nostalgiczny urok zawarty w portrecie disneyowskiego Londynu XIX wieku trudno ubrać w słowa, warstwa audiowizualna radzi sobie z tym jednak niesamowicie skutecznie.

f20a3821ef5636b40604257d6c70ede8.jpg

Opowieść wigilijna Myszki Miki nie przeciąga sztucznie swego pobytu. Trwając tylko 25 minut stanowi raczej dość luźną adaptację dzieła Charlesa Dickensa, uszczuplając rozwiązania fabularne i stawiając na minimalne, niezbędne przełożenie wszystkich trzech segmentów poświęconych świątecznym duchom. Jednocześnie, w przeciwieństwie do tuzina innych ekranizacji, udało się twórcom zachować wizytówkowy dickensowski humor, tak dobrze znany każdemu, kto kiedykolwiek miał okazję zapoznać się z książkowym pierwowzorem czy prozą wspaniałego angielskiego ironisty w ogóle. Disneyowska wersja nie pozbawia też Opowieści poważniejszych implikacji znanych z kart krótkiej narracji. Jeżeli los się nie odwróci – Mały Tim umrze z głodu, Ebenezer natomiast odejdzie samotnie, a jego ciało spocznie na cmentarzu rabowanym przez rozkopujących groby rezurekcjonistów. Kreskówka bardzo umiejętnie balansuje więc między dickensowską powagą, dickensowskim humorem i klasycznym Disneyem. W kontekście tego ostatniego nie brakuje kilku typowo slapstickowych momentów – na szczęście przeuroczych i zachowujących ton i serce bajki.

Odświeżając sobie ostatnio Opowieść wigilijną Myszki Miki, z zadowoleniem stwierdziłem, że bajkę Disneya, podobnie jak pierwowzór, cechuje wspaniała ponadczasowość. W przeciwieństwie do niektórych myszkomikowych klasyków, dla których czas nie był równie miłościwy, ta wciąż wzrusza, bawi i uderza we wszystkie zamierzone nuty. Jednocześnie nieprzesadnie łagodząc wydźwięk opowiadania, wersja z postaciami Disneya w rolach głównych zachowuje moralną lekcję opowieści i stanowi dobry wstęp dla każdego dzieciaka, zbyt małego jeszcze by móc poznać oryginał Dickensa. 

W Polsce animacja doczekała się wydania DVD, które ukazało się nakładem wydawnictwa Galapagos w grudniu 2014 roku. Po edycję na niebieskim krążku musicie sięgnąć np. na rynek amerykański.

i-opowiesc-wigilijna-myszki-miki-mickey-s-xmas-carol-dvd.jpg

źródło: Disney / Galapagos