NOSTALGICZNA NIEDZIELA #140: „Wstrząsy” (1990)

W Nostalgicznej Niedzieli przybliżamy Wam  produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. Tym razem sięgamy po „monster movie z 1990 roku z Kevinem Baconem w roli głównej – „Wstrząsy.

W czasach ery VHS zawierało się znajomości z monstrami wszelakiej maści. Jak nie ksenomorfy czy predator, to gremliny albo inne crittersy. Był jednak film, o którym co prawda od czasu do czasu słyszałem opowieści od kolegów ze szkoły, ale jakoś nie chciała się nigdy nadarzyć okazja, by go w końcu obejrzeć.  Ostatecznie zapoznałem się z nim już wiele lat później, w zupełnie innych czasach, gdy dostęp do filmów był już zdecydowanie prostszą sprawą. Teraz i od tamtej pory wiele wody już upłynęło, a w międzyczasie „Wstrząsy” zdążyły znaleźć sobie stałe miejsce wśród zbioru reliktów ery VHS, do których wciąż regularnie wracam. A skoro ostatnio w końcu zafundowałem sobie przesiadkę na Blu-ray i, ma się rozumieć, zaraz po niej nastąpił powtórkowy seans, to i pora na parę słów o filmie Rona Underwooda

Pomysł na film pochodzi jeszcze z początku lat 80., kiedy to scenarzyści S.S. Wilson i Brent Maddock wpadli na pomysł filmu o potworach, który można by określić jako „Szczęki na lądzie”. Swój pomysł przedstawili Ronowi Underwoodowi, który w tym czasie zajmował się reżyserią dokumentów dla National Geographic. Jednak realizacja pomysłu odsunęła się w czasie. Dopiero gdy inny film oparty na scenariuszu Wilsona i Maddocka zaliczył przyzwoity wynik kasowy (mowa tu  o „Krótkim spięciu” z 1986 roku), panowie wrócili do wcześniejszego pomysłu. Pierwsza wersja scenariusza, zatytułowana „Beneath Perfection” została ukończona w czerwcu 1988 roku. Zdjęcia rozpoczęto na początku 1989 roku w okolicach Lone Pine w Kalifornii i miejscowości Darwin, potrwały 50 dni. Miasteczko, w którym rozgrywa się akcja, zostało w całości zbudowane na potrzeby filmu. Na ekranie zobaczymy także góry Sierra Nevada. 

Premierę zaplanowano na listopad 1989 roku, jednak doszło do opóźnienia, gdy w ostatniej chwili zdecydowano przemontować film na potrzeby kategorii wiekowej PG-13 (początkowo otrzymał kategorię R). Ostatecznie „Wstrząsy” weszły na kinowe ekrany 19 stycznia 1990 roku. Zebrały pozytywne recenzje jednak zyski z kin były mniejsze od oczekiwanych, czego przyczyny upatrywano w słabo prowadzonej kampanii promocyjnej w okresie po pierwotnie planowanej premierze. Zdecydowanie lepiej film poradził sobie na video, co pociągnęło za sobą powstanie szeregu kontynuacji, z których pierwsza pojawiła się sześć lat później. Wszystkie sequele były niskobudżetowymi produkcjami z przeznaczeniem na rynek VHS. Kevin Bacon, który od początku nie był przekonany do występu w filmie, a rolę wziął głównie dla pieniędzy, również po premierze nie wypowiadał się o nim zbyt dobrze, twierdząc, że była to najgorsza rzecz, w jakiej kiedykolwiek wystąpił.  Obawiał się, że za sprawą tego filmu zrujnował sobie karierę. Po latach przyznał jednak, że świetnie się bawił na planie i ze wszystkich filmów, w których wystąpił, ten jest jedynym, który wielokrotnie oglądał. 

Dwójka głównych bohaterów, Val McKee (Kevin Bacon) i Earl Bassett (Fred Ward) mieszkają w miasteczku Perfection w Nevadzie, zajmując się dorywczo różnymi pracami takimi jak wywóz śmieci czy opróżnianie szamb. Kiedy obaj mają już serdecznie dość tej sytuacji i decydują się na wyjazd z zabitej dechami dziury, na przeszkodzie stają im niespodziewanie tajemnicze monstra, które dokładnie w tym samym czasie nawiedziły dolinę i na dzień dobry zjadły kilkoro mieszkańców. Studentka geologii, Rhonda LeBeck (Finn Carter), prowadząca w dolinie badania, wpada na trop przemieszczających się pod ziemią bestii. Cała trójka wraz z pozostałymi przy życiu mieszkańcami miasteczka, wśród których znajdują się maniak broni i survivalu Burt Gummer (Michael Gross – scenarzyści widzieli w tej roli Chucka Norrisa) i jego żona Heather (w tej roli piosenkarka country Reba McEntire) będzie musiała stawić czoła śmiertelnemu niebezpieczeństwu. Brzmi ciekawie? 

„Wstrząsy” mogłyby być niczym więcej niż tylko kolejnym filmem o potworach, ale jest kilka czynników, które sprawiają, że film zapada w pamięć bardziej niż wiele innych tego typu produkcji. Pierwszym jest z pewnością para głównych bohaterów, których ekranowa chemia działa wręcz znakomicie – zwyczajnie trudno tych gości nie polubić. Zresztą, także i drugi plan (na którym wypatrzyć możemy znajomą twarz z „Parku Jurajskiego”) daje radę. Drugim jest dobrze działający humor (film utrzymany jest w konwencji komediohorroru). Trzecim atutem jest ten specyficzny „redneckowy” klimat wspierany adekwatnymi plenerami i wpadającą w ucho muzyczką, skręcającą w stronę country-western, za której powstanie odpowiadali Ernest Troost i zastępujący go Robert Folk (którego jednak nie wymieniono w napisach). Czwarta sprawa to same podziemne monstra, których staranny projekt i wykonanie (odpowiadało za nie Amalgamated Dynamics) na długo zostaje w pamięci, podobnie zresztą jak szereg pomysłowo zrealizowanych scen, w których bestie rozprawiają się z mieszkańcami doliny. Całość ma przy tym bardzo dobre tempo i trzyma w napięciu do samego końca – ilekroć nasi bohaterowie sądzą, że znaleźli już rozwiązanie swoich problemów, nadspodziewanie bystre potwory błyskawicznie wyprowadzają ich z błędu. Cała konfrontacja opiera się tu na starciu pomysłowości ludzi i podziemnych bestii, oferując szereg satysfakcjonujących zwrotów akcji, wliczając w to także i samo zakończenie. Wszystkie wyżej wymienione zalety sprawiają, że „Wstrząsy” znakomicie znoszą kolejne powtórki. A w końcu o to chodzi, bo właśnie takie filmy się pamięta nawet po latach.

Jeśli chodzi o kontynuacje, których na chwilę obecną mamy już sześć, to zdecydowałem się sięgnąć tylko po pierwszą – do swych ról powrócili w niej Fred Ward i Michael Gross (który pojawił się także we wszystkich kolejnych częściach). Jak na B-klasowy, niskobudżetowy film, oglądało się to całkiem nieźle, nie na tyle jednak, bym miał ochotę na powtórkę czy tym bardziej sięganie po kolejne części (albo serial z 2003 roku anulowany po jednym sezonie). Później już tylko jeden jedyny raz pojawiło się coś związanego ze „Wstrząsami”, co wzbudziło moje zainteresowanie – w 2015 roku ogłoszono, że w serialu będącym kontynuacją pierwszego filmu wystąpi Kevin Bacon. W 2018 roku pokazano zwiastun pilota tegoż serialu, który wyglądał nawet obiecująco. Niestety wkrótce okazało się, że ostatecznie żadna stacja telewizyjna nie była zainteresowana realizacją pełnego sezonu, projekt anulowano i wszystko, co nam zostało, to wspomniany zwiastun: 

„Wstrząsy” przez długie lata nie miały szczęścia do nośników fizycznych. Film ukazał się z polską wersją językową na DVD, jednak wydanie to miało wyjątkowo paskudny, nieanamorficzny obraz. Gdy po latach przyszła pora na wydanie Blu-ray, umieszczono na nim obrzydliwie przefiltrowany transfer pochodzący z wydania HD-DVD. Była to z pewnością jedna z najgorzej wyglądających prezentacji Blu-ray, z jakimi miałem się okazję kiedykolwiek zetknąć. Dopiero w 2020 roku pojawiła się limitowana edycja 4K UHD od Arrow (a w kwietniu 2021 wydanie regularne zarówno na 4K UHD, jak i Blu-ray). Tym razem film w końcu wyglądał jak należy i tylko i wyłącznie te wydania należy brać pod uwagę, jeśli chcemy go dołączyć do swojej  filmowej kolekcji.

zdj. Universal Pictures