
W Nostalgicznej Niedzieli przybliżamy Wam produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. Dziś zmienimy nieco klimat, sięgając po kino europejskie. W tym celu cofniemy się do roku 2000, by przypomnieć o włoskiej produkcji w reżyserii Giuseppe Tornatore – „Malena” z Monicą Bellucci w roli tytułowej.
Faktem jest, że nieczęsto mam do czynienia z produkcjami europejskimi, przeważnie skupiam się na filmach hollywoodzkich (które stanowią prawdopodobnie więcej niż 95% mojej filmowej kolekcji), ale jest także kilka tytułów europejskich, które postawiłem na półce i lubię do nich czasem wrócić. Zupełnie niedawno dołączyłem do filmowej kolekcji film, którego nie widziałem już od przeszło dekady i w końcu zafundowałem sobie powtórkowy seans na Blu-ray.
Kto nie kojarzy Moniki Bellucci? Pewnie trudno o takich. Sam pamiętam jej występy w „Draculi” Coppoli (bardzo mała rólka), sequelach „Matrixa”, „Braterstwie wilków”, „Łzach słońca” gdzie pojawiła się u boku Bruce’a Willisa, czy „Pasji” gdzie wcieliła się w rolę Marii Magdaleny. Była też dziewczyną Bonda (najstarszą z dotychczasowych) w „Spectre”. Nigdy nie sięgnąłem za to po „Nieodwracalne”, choć może w końcu tę zaległość trzeba będzie nadrobić. Jednak rolą, która zapadła mi w pamięci zdecydowanie najbardziej i która przychodzi mi na myśl jako pierwsza, gdy tylko ktoś wspomni nazwisko aktorki, jest ta, za sprawą której stała się zdecydowanie bardziej rozpoznawalna – tytułowej postaci z filmu Giuseppe Tornatore – Maleny.
„Malena” jest adaptacją opowiadania autorstwa Luciano Vincenzoniego, które Tornatore przeczytał lata przed tym, nim zdecydował się przekuć je na film. Jak sam twierdził – podobało mu się, ale nie na tyle, by próbować coś z tym robić. I dopiero za sprawą Bellucci, którą to reżyser uznał za idealną kandydatkę do tytułowej roli, chęci realizacji filmu przybrały na sile. Scenariusz napisał wyłącznie z myślą o niej, jak sam powiedział – jak sukienkę szytą na miarę. Pierwszą zmianą w stosunku do pisanego oryginału było przeniesienie akcji na Sycylię – rodzinną wyspę Tornatore. Realizacja filmu osadzonego w dobrze sobie znanej scenerii, wśród ludzi, których zwyczaje i mentalność doskonale znał, zapewniała mu większą swobodę i komfort działania. Przysłużyły się temu również opowieści ojca reżysera, który dzielił się z nim swoimi przeżyciami z czasów, w których osadzona została akcja filmu. Wszystko to pomogło nadać światu przedstawionemu odpowiedniej autentyczności i wyszło z pożytkiem dla ostatecznego kształtu filmu.
Istotną kwestią pozostawało też obsadzenie roli głównej (którą wbrew pozorom nie jest tytułowa Malena) – spośród trzech tysięcy kandydatów wybrano Giuseppe Sulfaro, który podczas finałowych kwalifikacji zrobił największe wrażenie na reżyserze. Gdy poproszono kandydatów o zadanie aktorce, z którą czytali rolę dowolnego pytania, ten bez cienia wstydu zaczął wypytywać, czy ma chłopaka i jaki nosi rozmiar stanika. Gdy zaś w odpowiedzi na ostatnie pytanie usłyszał, że może sam sprawdzić, bez wahania to zrobił. Kto by pomyślał, że rozmiar stanika może się okazać decydującym czynnikiem w walce o rolę?
Fabuła filmu przedstawiona jest z perspektywy Renato, dwunastolatka mieszkającego w sycylijskim miasteczku w czasach II wojny światowej. Chłopak od chwili, gdy po raz pierwszy widzi tytułową Malenę, kobietę, która skupia na sobie niezdrowe zainteresowanie wszystkich wokół, popada w obsesję na jej punkcie. Młodzieńcze zauroczenie chłopca dorosłą kobietą, pociąga za sobą szereg działań typowych dla tych, którym silne emocje mieszają w głowie. Mamy okazję nie tylko śledzić jego dość kontrowersyjne poczynania, ale przede wszystkim fantazje na temat obiektu swych westchnień. Prócz urojeń chłopaka, który, jak to napalony nastolatek, zaczyna myśleć nie tą częścią ciała, która zwykle do tego służy, zapoznamy się także z losem bohaterki tytułowej, której sytuacja po domniemanej śmierci walczącego na wojnie męża zmienia się diametralnie. Choć od samego początku jest postrzegana przez kobiety w miasteczku jako problem i zagrożenie (choć sama z siebie w sposób aktywny nie daje ku temu powodu), to gdy okoliczności doprowadzają ją do ostateczności, by przeżyć chwyta się sposobów, które tylko potwierdzą zdanie niektórych na jej temat i przysporzą jej dalszych kłopotów. Tymczasem zatopiony w swojej obsesji Renato przez większość czasu pozostaje biernym świadkiem wydarzeń, by dopiero w finale odegrać w nich kluczową rolę. Sama Malena jest tu traktowana w dość specyficzny sposób – jest bardziej obiektem zainteresowania, który widz ogląda z perspektywy osób to zainteresowanie żywiących, niż postacią z krwi i kości. Ma jedynie minimalną ilość dialogów w kilku kluczowych scenach, przeważnie oglądamy ją w roli niemal eksponatu – obiektu zachwytu jednych i nienawiści innych (w jednej z wizji Renato zobaczymy ją nawet w roli posągu Matki Boskiej). Jest niemal całkowicie pasywna, a wszystko co robi jest głównie reakcją na działania innych. I taki sposób przedstawienia tej postaci nie przypadł do gustu części krytyków (o czym świadczy choćby aktualna ocena na RT – 54%). Zdecydowanie nie jest to bohaterka w stylu, jaki promuje się w dzisiejszych czasach. Znaleźliby się pewnie i tacy, którzy postrzegaliby omawianą tu produkcję jako coś w rodzaju „pamiętników stalkera” – cóż, można i tak, choć osobiście trudno mi myśleć o biednym Renato w ten sposób.
W przypadku „Maleny” zdaniem krytyków proponowałbym się jednak nie przejmować. Film ma do zaoferowania sporo dobrego – zarówno wysmakowane zdjęcia, jak i muzyka autorstwa Ennio Morricone były nominowane do Oscara. W przekonujący sposób oddano atmosferę epoki, wcielający się w młodocianego bohatera odwalił kawał dobrej roboty, a sama historia (okraszona niewielką ilością humoru) przedstawiona w filmie znajduje całkiem satysfakcjonującą, słodko-gorzką konkluzję.
No tak, pozostaje jeszcze jedna sprawa – jeśli ktoś liczy na to, że w filmie nadarzy się sposobność oglądania Moniki Bellucci bez zbędnego odzienia to… dobrze trafił. Należy jednak pamiętać o jednym – odtwórca roli głównej miał 15 lat, gdy wcielał się w rolę 12-letniego Renato, a budząca wątpliwości natury moralnej kwestia niepełnoletniości bohatera sprawiła, że oryginalna 108-minutowa wersja filmu nigdy nie ukazała się w USA i na wielu innych rynkach. Zamiast tego widzowie mogli zapoznać się wyłącznie z mocno skróconą, pozbawioną sporej części bardziej kontrowersyjnych scen wersją 92-minutową. Jedno jest pewne – krótsza wersja to w tym wypadku nic innego jak okaleczony kadłubek pozbawiony sporej części swego oryginalnego charakteru. Zdecydowanie nie polecam zapoznawania się z filmem w takiej postaci.
Jak nietrudno się domyślić, wzmiankowana wyżej sytuacja komplikuje życie kolekcjonerom, którzy chcieliby postawić na półce wydanie płytowe. W Polsce dostać można było wyłącznie skróconą wersję wydaną na DVD. Wersję pełną na DVD znajdziemy choćby we Włoszech, jeśli jednak chcielibyśmy dołączyć do kolekcji wydanie Blu-ray to mamy tylko dwie alternatywy – pierwszą jest wydanie koreańskie, zdecydowanie ładniej wydane, z dodatkami w postaci fotosów, ale pozbawione angielskich napisów do większej części materiałów dodatkowych. Jeśli potrzebujemy tych ostatnich, możemy postawić na wydaną w tym roku edycję australijską. Obydwa te wydania oparte są na tym samym transferze z „żółtą” kolorystyką, ponoć bliższą oryginalnej wizji reżysera. Wydania Blu-ray wersji skróconej miały z kolei bardziej naturalną i wyważoną kolorystykę.
Więcej informacji o wydaniach filmu znajdziecie w odpowiednim temacie na naszym forum.
zdj. Medusa / Via Vision