NOSTALGICZNA NIEDZIELA #5: The Thing

W Nostalgicznej Niedzieli przybliżamy Wam klasyczne, często pomijane produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. W tym tygodniu, mając na względzie nadchodzące cyklopowymi krokami Halloween, prezentujemy jeden z najlepszych horrorów SF w historii kina - nieśmiertelne Coś Johna Carpentera. W dalszym ciągu tekstu pozwolę sobie tytyłować film w oryginalnym brzmieniu – The Thing, bowiem z polską interpretacją tłumaczeniową trudno mi się po dziś dzień oswoić.

Eksplorując zgliszcza wymarłej bazy na Antarktyce, ekipa amerykańskich badaczy, kierowanych przez R.J. MacReady'ego (w tej roli świetny Kurt Russell), napotyka wydobyte z prehistorycznego lodowca ślady życia pozaziemskiego. Wkrótce odkrycie skazuje naukowców na nierówną i tragiczną w skutkach konfrontację z nienazwaną i pozbawioną własnej formy siłą, pochodzącą z nieokreślonych krańców kosmicznej próżni. Klaustrofobia i paranoja przejmują narracyjne stery, a dzieło Carpentera nie pozwala odetchnąć, po niemal 40 latach od premiery, wciąż szokując i przerażając zarówno starych i nowych widzów.

carpenter 2.jpg

The Thing było pierwszym "dużym" filmem Johna Carpentera, który po sukcesie Ucieczki z Nowego Jorku mógł pozwolić sobie na wynegocjowanie znacznie wyższego i poważniejszego budżetu. Współczesny, legendarny status filmu, luźno opartego na opowiadaniu Who Goes There? z 1938 r. autorstwa Johna Campbella, trudno pogodzić z wyjątkowo zimnym przyjęciem pośród krytyków circa 1982 r. Gdy zawędrowało do kin, The Thing zostało dosłownie zrównane z ziemią. Produkcji zarzucano m.in. „głupią” i „naiwną” fabułę, zwracano uwagę na instrumentalne wykreowanie postaci, będących rzekomo jedynie „workiem mięsa” dla tytułowej Rzeczy, a do Carpentera przylgnęła łatka „pornografa przemocy”. Również wynik w box office nie zachwycił, film obwarowany kategorią wiekową R bardzo szybko zniknął zakopany pod sukcesem rodzinnego E.T. Stevena Spielberga, który wszedł do kin niecałe dwa tygodnie wcześniej. 

The Thing jest więc jednym z tych filmów, co do których krytycy zupełnie rozminęli się ze zrozumieniem intencji reżysera. Każda z postaci, niecelnie podsumowanych przez ówczesnych recenzentów, funkcjonuje w filmie w określonym celu, obecność wszystkich, ich wzajemna, pełna nieufności relacja stanowi silny strukturalny kręgosłup całej opowieści.  Każda interakcja jest istotna, każda buduje enigmatyczną, otwartą do interpretacji historię. Ponadto nastrój filmu jest mroczny i bardzo unikatowy. Niemoc wobec wyniszczającej Rzeczy prowadzi do śmierci tych, którzy odważą się jej przeciwstawić, a naukowców usiłujących zrozumieć jej naturę – do szaleństwa. Inspiracje Carpentera twórczością literacką H.P. Lovecrafta – króla kosmicznego horroru – są w tym przerażającym status quo ewidentne, ton filmu nierzadko kojarzy się własnie z niektórymi z opowiadań Samotnika z Providence

thing-02.jpg

Paranoja ogarniająca odciętych od świata badaczy z Placówki 31 udziela się również widzom. Quentin Tarantino próbował osiągnąć efekt podobnego, utrzymującego się niepokoju w swoim ostatnim westernie - Nienawistnej Ósemcenotabene używając, podczas jednej z wyjątkowo krwistych sekwencji niewykorzystanego motywu muzycznego ze ścieżki dźwiękowej The Thing, kompozycji Ennio Morricone. Nawiązując do tejże partytury trzeba powiedzieć, że chociaż ascetycznością przewyższa nawet słynny dwunutowiec ze Szczęk, przewodnia kompozycja do makabry Carpentera jest niesamowicie charakterystyczna i tworzy niepowtarzalny i surowy pejzaż. Podbijany groteską, cronenbergowy nihilizm wyrażają w The Thing potworne wynaturzenia powstałe z połączenia istoty z kosmosu z ziemskimi organizmami. Efekty specjalne autorstwa Roba Bottina są zachwycające, wszystkie mechatroniczne abominacje z The Thing wyglądają jak żywe. Aspekty body horroru wciąż działają tak samo skutecznie, jak dekady temu i pozostawiają niektóre obrazy pod powiekami na długo po zakończeniu projekcji.

dog-thing-transforming.jpg

John Carpenter umyślnie pozostawia wiele otwartych furtek. Do dziś fani poszukują w The Thing śladów wskazujących na to, kto i kiedy zostaje zastąpiony przez Coś, kto porzucił w śnieżnej zamieci rozerwane fragmenty ubrań, co właściwie stało się w ostatniej scenie filmu i co stało się później. Dyskusje podsycają coraz to nowsze wersje filmu.

The Thing doczekało się na Blu-ray między innymi dwóch limitowanych steelbooków od Univeral Pictures: amerykańskiego w ramach serii Mondo oraz od brytyjskiego w ramach serii Universal 100th Anniversary. Obydwa wydania wyczerpały już prawie swoje oficjalne nakłady i można je nabyć już zazwyczaj tylko w serwisach aukcyjnych.

81VZCweutnL._SL1500_.jpg

Steelbook z serii Universal 100th Anniversary

23 października 2017 roku The Thing doczekało się kolejnego wydania na nośniku Blu-ray. Tym razem do sprzedaży trafiły trzy wydania od dystrybutora Arrow Video. Obok standardowej edycji (premiera 20.11.2017) w plastikowym opakowaniu otrzymaliśmy także steelbooka oraz kolekcjonerkę z plakatem, książeczką i kartami. Warto również wspomnieć, że film otrzymał w tych wydaniach nowy transfer, dzięki czemu obraz prezentuje się lepiej niż we wcześniejszych edycjach.

the_thing_arrow_collec.jpg

Wydanie kolekcjonerskie od Arrow Video

źródło: Universal Pictures / Arrow Video / Amazon.co.uk