NOSTALGICZNA NIEDZIELA #58: Family Man

Choć w galeriach handlowych sezon świąteczny rozpoczął się z początkiem października, na Filmożercach bożonarodzeniowy klimat gości nieco później, choć z zamiarem utrzymania się przez kilka najbliższych edycji. W dzisiejszej Nostalgicznej Niedzieli opowiemy Wam o mniej popularnym i niezmiennie uroczym bożonarodzeniowym klasyku z 2000 roku. Mowa tu o filmie „Family Man” z Nicolasem Cage'em i Téą Leoni w rolach głównych. Zapraszamy do lektury!

W obliczu takich rodzynków celuloidu jak „Ghost Rider”, „Polowanie na czarownice”, „Kult”, „Czasy ostateczne: Pozostawieni” czy „Banita” (i przynajmniej dziesięciu innych – naprawdę jest ich aż tyle) trudno nie zapomnieć, że był niegdyś czas, kiedy Nicolas Cage potrafił nie tylko wybierać dobre produkcje, ale i skutecznie nieść cały ciężar narracji na swoich własnych barkach. Obok między innymi pięknego „Zostawić Las Vegas”, przygodowego „Skarbu Narodów” i emocjonującego „Bez twarzy”, mowa tu o „Family Manie” – lekkiej historii o drugich szansach, a przy tym swego rodzaju uwspółcześnionej i zaktualizowanej tematycznie wariacji na temat „Opowieści wigilijnej”.

W wigilijny wieczór życie Jacka Campbella (Cage), cynicznego maklera z Wall Street, wywraca do góry nogami przypadkowe (a przynajmniej tak się wówczas wydaje) spotkanie z tajemniczym nieznajomym (w tej roli wspaniały Don Cheadle). Następnego dnia chciwy samotnik budzi się, by odkryć, że przeniósł się do alternatywnej rzeczywistości, w której inne decyzje życiowe sprzed ponad dekady zamieniły luksusowy apartament na Manhattanie w domek jednorodzinny na przedmieściach New Jersey. W tej wersji wydarzeń Campbell ma żonę, dwójkę dzieci, kredyt i wkrótce – masę wyrzutów i niespełnionych aspiracji.

Z klasyczną świąteczną opowieścią Charlesa Dickensa „Family Man” dzieli przynajmniej kilka zasadniczych fabularnych zwrotów akcji. I choć scenariusz dość ciekawie obchodzi jednoznaczne podobieństwa do historii odkupienia Ebenezera Scrooge'a, nie da się ukryć, że film Bretta Ratnera („Godziny szczytu”, „X-Men: Ostatni Bastion”) często i bez najmniejszych oporów sięga pod choinkę klisz i sprawdzonych rozwiązań kina bożonarodzeniowego. W tym sensie „Family Man” w żaden sposób nie rewolucjonizuje formuły, utrzymując się na bezpiecznym pułapie wytartych, ale i satysfakcjonujących zapożyczeń. Te ostatnie bowiem w najmniejszym stopniu nie umniejszają czarującemu wydźwiękowi produkcji. Narracja, w całości owinięta wokół przemiany głównego bohatera, oferuje wybuchowej osobowości Nicolasa Cage'a wiele okazji do „zabłyśnięcia”, a ten – trzeba przyznać – wobec żadnej z nich nie pozostaje dłużny, odnajdując w postaci Jacka Campbella zabawny i sfrustrowany archetyp materialisty o głęboko pochowanym, złotym sercu. Co więcej, sprawnie wykorzystując centralną pozycję w równowadze filmu, Cage – ekscentryczny i komiczny, choć wciąż jeszcze nieprzerysowany, z krwi i kości, choć wciąż jeszcze referencyjnie ludzki – potrafi wywołać w widzu cały szereg plastycznych emocji. Dość będzie powiedzieć, że chociaż to do grającej żonę Campella, Téi Leoni, powędrowała jedyna nagroda, którą otrzymała produkcja (statuetka Saturna za drugoplanową rolę), sentymentalny „Family Man” to w całości jego film i ostatecznie – jego sukces. Na uwagę zasługuje też wspomniany wcześniej Don Cheadle, który, mimo że gości na ekranie rzadko, to jego obecność każdorazowo przyczynia się do zawiązania tajemniczej i magicznej aury, stanowiącej jedną z największych zalet filmu Ratnera.

film.org.pl_family-man.jpg

Od strony realizacyjnej, mimo pewnych przykładów osobliwego montażu, który zdaje się przynajmniej kilka razy uwsteczniać autorefleksję głównego bohatera, i pozostawienia pewnych wątków w nieumotywowanym niczym zawieszeniu, „Family Manowi” nie można wiele zarzucić – bo i po co? Mamy tu do czynienia z ładnie nakręconą, oprawioną w nastrojową ścieżkę dźwiękową Danny'ego Elfmana, konwencjonalną i fantazyjną bajkę dla dorosłych, której ujmujący język i uniwersalne przesłanie w najlepszy możliwy sposób wprowadza w świąteczną atmosferę.

Ostatecznie „Family Man” osiąga ni mniej, ni więcej, a dokładnie te cele, który sobie wyznacza. Jest czarującym i wzruszającym świątecznym obrazem niesionym przez charyzmatyczną osobowość Nicolasa Cage'a, którego skłonności do przerysowania nie dają jeszcze autodestrukcyjnych efektów. Czysta świąteczna radość i obowiązkowa pozycja w bożonarodzeniowym repertuarze.

W Polsce Family Man doczekał się niedawno, bo w listopadzie 2017 roku nowego wydania DVD, wydanego nakładem dystrybutora Monolith Films, ale już wcześniej film dostępny był w wydaniach gazetowych oraz standardowej edycji DVD od Kino Świat. Na Blu-ray  film Family Man ukazał się między innymi w Stanach Zjednoczonych, Francji i Niemczech. W żadnym z wydań nie znajdziemy jednak polskiej wersji językowej.

family-man-b-iext51973307.jpg

źródło: zdj. Universal Pictures