„Oto nadchodzi… Daredevil” tom 2 – recenzja komiksu. Przyjaciel potrzebny od zaraz

Daredevil ma szczęście do współczesnej ery Marvela. Od wielu lat jego komiksy trzymają więcej niż dobry poziom, co potwierdza choćby najbardziej aktualny run Chipa Zdarsky’ego, jak i ten sprzed dziesięciu lat autorstwa Marka Waida. To też idealny moment, by bliżej poznać komiksowego Matta Murdocka w oczekiwaniu na nowy serial osadzony w MCU. Zapraszamy do lektury recenzji drugiego tomu komiksu „Oto nadchodzi… Daredevil”.

Nie ukrywam, że drugi tom serii „Oto nadchodzi… Daredevil” był jednym z bardziej oczekiwanych przeze mnie komiksów, które znalazły się w rozkładzie wydawnictwa Egmont na drugą połowę roku. Tym bardziej zmartwił mnie fakt, że na część trzecią przyjdzie nam czekać długo, gdyż polski wydawca nie zdecydował się nawet na zapowiedź „trójki” na ostatniej stronie drugiego tomu. Oczywistym jest jednak, że ten pojawi się w sklepach w 2023 roku. Daredevil Marka Waida to zupełnie inna postać, niż ta, którą znacie z poprzednich komiksów np. Briana Michaela Bendisa, czy Eda Brubakera. Charakter komiksu mocno się zmienił i była to jedna z największych zalet pierwszego tomu. Uspokajam, że w tomie drugim jest podobnie, jednak nie na samym początku.

Pierwsze trzy zeszyty to bowiem udany crossover pomiędzy Daredevilem a pisanymi w tym samym czasie przez Grega Ruckę: Spider-Manem i Punisherem. Jednocześnie jest to zwieńczenie pierwszego, dużego, głównego wątku Waida, który przewijał się przez cały poprzedni tom. Dysk Omega, w którego posiadanie wszedł Murdock to skarbnica wiedzy na temat każdej przestępczej organizacji na świecie, co z automatu sprawia, że główny bohater trafia na celownik tych największych jak np. AIM, czy Hydry. Bohater otrzymuje jednak pomoc ze strony Franka Castle (i jego towarzyszki), a także Petera Parkera. Chemia pomiędzy całą czwórką wyczuwalna jest już od pierwszych stron, a sama historia osadzona mocno na ciemnych i mrocznych ulicach Nowego Jorku zdaje się udaną przeciwwagą do poprzednich zeszytów i trafionym zwieńczeniem całej historii. 

Duża w tym zasługa fantastycznej pracy Marco Checchetto odpowiedzialnego za warstwę wizualną crossovera. Byłem pod dużym wrażeniem wyciągnięcia maksimum nie tylko z wizerunku bohaterów, ale wykreowania tej nieco mroczniejszej strony Nowego Jorku. W kolejnych zeszytach powraca luzacki łatwy w odbiorze styl znany z poprzedniego tomu i dobrze, bo dzięki temu minievent z dyskiem Omega w tle wybrzmiewa tak, jak powinien.

Oto nadchodzi Daredevil tom 2 plansza-min.jpg

Pomysły Marka Waida na nowego Daredevila doceniam w prostych, naturalnych momentach, a idealnym przykładem będzie zeszyt tuż po zakończeniu crossovera, w którym to główny bohater wybiera się na randkę. Nietypowa sceneria i atrakcyjna towarzyszka sprawiają, że „Oto nadchodzi… Daredevil” przeradza się w ciepłą, przyjemną obyczajówkę, w której Matt przeprowadza swoją partnerkę oraz czytelnika po wydarzeniach z przeszłości, w tym tych dotyczących jego wspólnika i przyjaciela – Foggy’ego Nelsona. Foggy to z resztą kluczowa postać tego tomu. Bohater, który nie po raz pierwszy ma duży wpływ zarówno na Matta Murdocka, jak i Daredevila.

Waid udanie bawi się też formą, w której wszyscy są przekonani, że Daredevilem jest Murdock, a ten skutecznie temu zaprzecza. Przynajmniej w kilku zeszytach scenarzysta stara się pokazać ludzką twarz Matta, zostawiając z boku superbohaterskie klimaty. I w tym upatruję największą siłę runu Marka Waida. Mimo całej superbohaterskiej otoczki, ta postać udanie działa jako niewidomy prawnik w wielkim mieście. Podoba mi się też to, jak mocno autor przykłada się do uzmysłowienia czytelnikowi, jak widzi, czuje i słyszy Matt. Jak bardzo jego inne zmysły są wyostrzone i w jaki sposób może tak dobrze radzić sobie nie tylko w walce, ale też w normalnym, codziennym funkcjonowaniu.

Jeśli miałbym się czegoś przyczepić, to zapewne kreacji złoczyńcy, który próbuje zamieszać nieco w życiu Daredevila. Zdaję sobie jednak sprawę, że po dość rozbudowanym wątku dotyczącym dysku, Waid zdecydował się na nieco bardziej przyziemny i lżejszy story-arc, o którym jednak szybko zapomnicie.

Podsumowanie

W mojej ocenie postać Daredevila działa najlepiej, gdy trzyma się z daleka od wielkich eventów, współpracy z Avengers i historii, w których Matt musi uratować świat. To zupełnie inny rodzaj superbohatera, u którego najlepiej działają sprawy obyczajowo-kryminalne. To największa siła runu Marka Waida, a w efekcie „Oto nadchodzi… Daredevil” jest komiksem, który warto mieć na półce. Szczególnie że o Murdocku będzie tylko głośniej, gdy w przyszłym roku na Disney+ wjedzie nowy serial z jego udziałem. I mam dziwne wrażenie, że pod względem stylistyki będzie mocno zbliżony do pomysłów Waida.

Oceny końcowe

5
Scenariusz
5+
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
4
Przystępność*
4+
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum. 

 

Specyfikacja

Scenariusz

Mark Waid

Rysunki

Michael Allred, Khoi Pham, Marco Checchetto, Chris Samnee, Greg Rucka

Oprawa

twarda

Druk

Kolor

Liczba stron

300

Tłumaczenie

Jacek Drewniowski

Data premiery

28 września 2022

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont/Marvel