Kobieta po trzydziestce udająca trzynastolatkę, swing i cygańskie tańce oraz perypetie pewnego wynalazcy. Jak łączy się to z bajką autorstwa hrabiego Fredry? Przekonajcie się! Zapraszam do lektury tekstu przybliżającego jednym, a przypominającego drugim, komedię z niezapomnianym trio: Bodo, Dymsza i Grossówna.
Subskrybenci Netfliksa od niedawna mogą cieszyć się kolejnym sezonem „Wiedźmina”. Przy okazji jego premiery ponownie odżyła niekończąca się dyskusja dotycząca adaptacji. Mają być wierne co do słowa czy jedynie zgodne z przesłaniem materiału źródłowego? A może twórcy powinni tylko zaczerpnąć część motywów i wykorzystać je do opowiedzenia własnej historii? Pod koniec lat 30. ubiegłego wieku trzecią ze wskazanych dróg wyruszyło trio scenarzystów stojących za fabułą „Pawła i Gawła”. Film w reżyserii Mieczysława Krawicza zaczerpnął z popularnej opowiastki jedynie imiona głównych bohaterów oraz sytuację lokalową, w jakiej ci się znajdują. Cała reszta to radosne i niewolne od absurdu wymysły przedwojennych filmowców.
Paweł (Eugeniusz Bodo) i Gaweł (Adolf Dymsza) w jednym stali domu... Pomiędzy wynalazcą i sprzedawcą z góry a zwykłym handlarzem z dołu nieustannie dochodziło do sprzeczek. Obaj panowie działali sobie na nerwy, ale jednocześnie przyciągali się niczym magnes. Podczas wyprawy do Warszawy na ich drodze pojawił się niemniej niezgrany duet – cudownie uzdolnione „dziecko” (Helena Grossówna) i opiekujący się „szkrabem” muzyk (Józef Orwid). Traf losu sprawił, że Paweł wbrew woli został ojcem nie swojej córki, ta natomiast zakochała się w przyszywanym tatku. Wśród całej masy zabawnych i zwariowanych sytuacji znalazło się również miejsce na szpileczki wymierzone w zachwyty nad niezwykle utalentowanymi nieletnimi i ich reprezentantów. W postawie niegodzącej się na swój los Violetty można też upatrywać komentarza na temat losów dziecięcych gwiazd zamkniętych przez dorosłych w ich rolach.
Swoją drogą, podczas seansu jak w domu poczują się ci z was, którzy z sentymentem wspominają amerykańskie seriale, gdzie w rolach nastolatków występowały osoby nieco starsze. Mająca za sobą trzydzieści kilka wiosen aktorka wcieliła się w dziewiętnastolatkę bez problemu udającą trzynastolatkę. To ci dopiero przedwojenna, polska Ameryka!
„Paweł i Gaweł” to prawdziwy popis komediowych umiejętności Bodo, Dymszy i Grossówny. Każde z nich prezentowało inny styl, dzięki czemu całość nabrała wyjątkowego i barwnego charakteru. Zwłaszcza robi wrażenie tytułowy duet. Bodo z Dymszą ponoć nie przepadali za sobą w życiu prywatnym, ale w żadnym wypadku nie przełożyło się to na ich kreacje – te są po prostu niesamowite i wraca się do nich z nieskrywaną przyjemnością. Panowie na ekranie świetnie się uzupełniali, a do tego wykorzystali nieprzeciętne umiejętności do tchnięcia życia w te, pozornie łatwe do zagrania, postacie. Mimo przerysowania obdarzyli je cząstką ludzkości. Trudno nie zgodzić się ze Stanisławem Janickim, który w swoim „Odeonie” napisał:
Już w scenariuszu zarysowano ich przeciwstawne sylwetki, ale dopiero aktorzy – Dymsza i Bodo – uczynili z nich cudownie skontrastowanych, żywych ludzi z krwi i kości.
Ale Bodo z Dymszą robią wrażenie nie tylko w duecie. Pierwszy z nich co prawda sprawia wrażenie, jakby już nieco dusił się rolą amanta (z której w tym okresie udanie wyrwał się w wyreżyserowanym przez siebie dramacie „Za winy niepopełnione” i rok starszym obrazie „Skłamałam”), ale i tak ciężko oderwać od niego wzrok. Drugi natomiast nie tylko ponownie potwierdza talent komediowy, ale też i taneczny. Co prawda Dymszy nie postawiłbym w jednym szeregu z Fredem Astairem, Donaldem O’Connorem, Jamesem Cagneyem czy nawet z Genem Kellym, ale i tak trudno jego ruchom odmówić uroku. Swoimi akrobacjami (nieco budzącymi skojarzenia z krzepą ostatniej z wymienionych gwiazd Hollywood) zachwycał w Dodku na froncie, a ukazany w „Pawle i Gawle” taniec w cygańskim obozie także zapada w pamięć.
Równie udanie zaprezentowała się tu Grossówna, co robi tym większe wrażenie, gdy spojrzy się na dorobek aktorki. W 1938 roku do kin trafiło aż pięć produkcji, a w każdej z nich pojawiła się w jednej z głównych ról i ani razu nie wypadła źle. Były to: „Robert i Bertrand” (gdzie także wystąpiła u boku Bodo i Dymszy – sam film niestety nie przetrwał w całości i dziś dostępne są jedynie fragmenty), „Królowa przedmieścia” (partnerował jej Aleksander Żabczyński, na fotelu reżysera zasiadł Bodo), „Szczęśliwa trzynastka” (brak Bodo w jakiejkolwiek roli), omawiany „Paweł i Gaweł” oraz „Zapomniana melodia” (ponownie brak Bodo, ale za to powraca Żabczyński). W międzyczasie artystka pojawiała się też w kabaretach. W 40. (1938) numerze czasopisma Kino Grossówna tak opisuje swoje ówczesne zapracowanie:
Doprawdy, jeśli tak dalej pójdzie, to chyba zamęczę się na śmierć. Wstaję codziennie o godzinie 5 rano. Potem jadę do Zegrzynka na zdjęcia plenerowe do filmu „Zapomniana melodia”; o godzinie trzeciej po południu jestem już w atelier na Wolskiej, gdzie kręcę „Floriana”. Punktualnie o siódmej przybywam do teatru. Tu czekają mnie dwa spektakle. Ostatni kończy się o 1-szej w nocy. Pozostają mi więc tylko cztery godziny na sen…
W tym czasie na brak zajęć nie narzekał także Henryk Wars. Tylko w samym 1938 roku na ekrany zawitało aż siedem filmów, do których muzykę napisał ten pionier jazzu w Polsce. Oczywiście wśród owoców jego pracy znalazły się też kojarzone po dziś dzień przedwojenne szlagiery. Obok „Ach, jak przyjemnie” czy „Już nie zapomnisz mnie” Wars zapoznał rodaków również z uroczą kołysanką „Ach, śpij kochanie”. Za tekst utworu odpowiadał Ludwik Starski, a w przezabawny sposób wykonali ją Bodo z Dymszą (w akompaniamencie co i raz wrzeszczącej Grossówny). Wspominając o muzyce z „Pawła i Gawła”, grzechem byłoby pominąć melodie odzwierciedlające jazzowe oblicze Warsa. Swingowe nutki towarzyszą bohaterom podczas dancingu i co tu dużo pisać, udanie przetrwały próbę czasu. Zresztą, przekonajcie się sami:
Na koniec i na zachętę do zapoznania się lub przypomnienia sobie filmu Krawicza zamieszczam słowa wieńczące jedną z przedwojennych recenzji:
Komedyjka jest zręczna, pomysłowa i zabawna. Warto ją zobaczyć.
Źródła:
- „Czarna perła” (1938), reż. Mieczysław Krawicz
- „Odeon. Felietony filmowe” (2013), aut. Stanisław Janicki
- „Jazz i swing w polskiej kinematografii lat 30.” (2022) aut. Bartłomiej Krysiak (stare-kino.pl)
- „Kino” (za pośrednictwem mbc.cyfrowemazowsze.pl)
zdj. Rex-Film