„Pepsi, gdzie mój odrzutowiec?” – recenzja serialu. O tym, jak nie robić reklam

W listopadzie do oferty platformy Netflix trafił kolejny oryginalny dokument. Produkcja „Pepsi, gdzie mój odrzutowiec?” to utrzymany w satyrycznym stylu oraz przesycony muzyką i atmosferą połowy lat 90. miniserial, w którym poznajemy legendarną historię dzieciaka, który pozwał Pepsi o samolot odrzutowy i został bohaterem nowego pokolenia.

Stany Zjednoczone niczym nie są w stanie mnie zaskoczyć pod względem absurdów, które zdarzają się tam co jakiś czas. Facet, który będąc poszukiwanym, sam zgłasza się na komisariat, aby odebrać nagrodę? Proszę bardzo. Mężczyzna, który uważa, że pies jego sąsiadów szczeka głośniej niż huk pioruna i zakłóca mu spokój? Normalka. I być może sprawa pomiędzy Johnem Leonardem a korporacją PepsiCo mogłaby zostać uznana za jedną z takich absurdalnych spraw, ale jej waga jest o wiele większa choćby przez wzgląd na fakt, że współcześnie przytacza się ją w amerykańskich podręcznikach prawniczych.

Pepsi, gdzie mój odrzutowiec?” to liczący cztery odcinki miniserial dokumentalny, który zadebiutował na Netfliksie 17 listopada 2022 roku. Opowiada on historię niefortunnej reklamy Pepsi z 1996 roku informującej o nagrodach możliwych do wygrania dzięki zbieraniu tak zwanych punktów Pepsi, które potem uczestnicy mogli wymieniać na różne przedmioty. Spot kończył się sceną, w której główny bohater lądował na podwórku odrzutowcem Harrier. Poniżej widniała informacja, że można zdobyć go w zamian za 7 milionów punktów Pepsi. Potężna i do dziś budząca duże kontrowersje ze względu na swoje działania korporacja nie pomyślała wówczas, że ktokolwiek mógłby na poważnie odczytać taką deklarację, uzbierać dokładnie tyle punktów, po czym zażądać wspomnianej maszyny latającej w ramach nagrody. A jednak.

21-letni John Leonard uwierzył, że ostatni fragment reklamy stanowi rzeczywistą ofertę i wraz ze swoim przyjacielem-inwestorem postanowił uzyskać wystarczającą liczbę punktów, aby zdobyć Harriera. Regulamin konkursu pozwalał na to, aby po uzbieraniu części tychże punktów przy zakupie produktów PepsiCo, pozostałe dało się uzupełnić poprzez ich zakup. Było to opłacalne, ponieważ pieniądze zainwestowane w przedsięwzięcie stanowiły dużo mniejszą kwotę niż rzeczywista cena Harriera. PepsiCo uznało jednakże ruch młodego człowieka za absolutnie absurdalny, tłumacząc, iż wziął on na poważnie coś, co od samego początku miało uchodzić za żart.

Dokument „Pepsi, gdzie mój odrzutowiec?” utrzymany jest w konwencji lat 90. Pojawiają się tam nie tylko wstawki ze starych reklam i materiałów archiwalnych związanych z procesem, ale i także specjalne sekwencje aktorskie nagrane z bezpośrednim zamiarem wykorzystania ich w produkcji. Mamy zatem dużo starszego już Johna Leonarda, który opowiada o tym, jak pozwał giganta, gdyż ten nie chciał  wymienić jego punktów na odrzutowiec, a także młodego Johna Leonarda, który odgrywany jest przez innego aktora lub który pochodzi ze wspomnianych wcześniej wycinków medialnych.

Dla mnie najistotniejsze przy tego rodzaju produkcjach jest zupełnie obiektywne podejście do tematu. Bo jakby nie patrzeć, występują tu dwie strony i każda ma coś do powiedzenia. W miniserialu Netfliksa rzeczywiście możemy rozróżnić dwa fronty – otrzymujemy dwie główne drużyny, gdzie jedna reprezentowana jest przez pracowników oraz współpracowników PepsiCo, natomiast druga przez Leonarda i osoby udzielające mu wsparcia. Istotne jest także to, że serial nie traktuje ulgowo niektórych swoich bohaterów, jeśli ci rzeczywiście podjęli moralnie wątpliwe działania.

Pepsi,_Where's_My_Jet__S1_E2_00_40_15_15-min(1).jpg

Przywołana zostaje choćby historia działań promocyjnych Pepsi na terenie Filipin z 1992 roku, gdzie wielu mieszkańców marzących o wielkiej fortunie i odmienieniu swojego życia poczuło się oszukanych. W losowaniu wyłoniono numer, który pod nakrętką w wyniku błędu posiadało prawie 800 tysięcy osób. Ogólna zła sytuacja ekonomiczna panująca na Filipinach w tamtym okresie spowodowała zamieszki, a nawet ofiary śmiertelne. PepsiCo oberwało się nawet od samego realizatora jej reklam, który przyznał, że gdyby spot z 1996 roku został nakręcony według jego pierwotnego zamysłu, nikt nigdy nie pomyślałby o odrzutowcu jako o realnej ofercie.

Z drugiej strony mamy działającego w interesie Johna Leonarda Michaela Avenattiego, który w czasie nagrywania dokumentu przebywał w areszcie domowym. Zostaje on ukazany jako osoba skora do wielu malwersacji i zainteresowana sprawami mogącymi zapewnić jej przychód. Prześwietlenie biografii Avenattiego potwierdza, że jest to osoba raczej moralne wątpliwa.

Sam serial ogląda się naprawdę przyjemnie. Jest on utrzymany w bardzo nieoficjalnym tonie, bazując w dużej mierze na nostalgii do okresu lat 90. XX wieku. Jedyna rzecz, do której mógłbym się przyczepić, to zbytnie rozwleczenie pewnych wątków. Moim zdaniem cała historia spokojnie mogłaby się zmieścić w trzech, nie zaś czterech odcinkach. To właśnie trzeci odcinek zdaje się zbytnim przedłużeniem charakterystyki całego zajścia i odczuwałem spore znudzenie, oglądając go. Na pewno wyróżniał się on spośród pozostałych.

Miniserial polecam każdemu, kto lubi takie nietypowe sprawy i chce samodzielnie wyrobić sobie opinię. Dokument bowiem nie odpowiada jednoznacznie na pytanie, czy John Leonard powinien otrzymać swój wymarzony odrzutowiec, ale dobitnie pokazuje, że czasami pewne działania marketingowe, choć wydają się przemyślane, w rzeczywistości mogą doprowadzić do nieporozumień.

Ocena serialu „Pepsi, gdzie mój odrzutowiec”: 4-/6

 

zdj. Netflix